[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opuszczono zabudowa-nia klasztoru Rwiêtej Engracii wówczas dopiero, gdy ju¿ nie zawiera³y w sobie ¿ywegoobroñcy.Wówczas ca³a si³a francuska zebra³a siê w kolumnê, ¿eby wtargn¹æ do Srodka miasta i dojSædo mostu.Z placu Engracia trzy wyjScia prowadzi³y w trzy strony.Pierwsze na zachód doplacu i bramy Carmen obok klasztoru Sw.Józefa Del Calzas.Na pó³noc sz³a g³Ã³wna arteriamiasta-ulica Engracia, otwieraj¹ca siê na Calle del Cosso i wraz z ulic¹ Sw.Giliusza (od Cos-so do mostu) przecinaj¹ca gród na dwie prawie równe czêSci.Trzecie wyjScie wiod³o nawschód, w ogrody i bocznice ku bromie Quemada.Wojska musia³y iSæ wprost, w ulicê Engracia.Wezwano saperów odzianych w zbroje oblê¿-nicze, zaopatrzonych w oskardy, i ruszono gromadnie na mur zagradzaj¹cy w¹sk¹ szczelinê.Kiedy narzêdzia z dxwiêkiem uderzy³y w kamienie barykady, istne piek³o runê³o na napastni-ków.Z dachów, z facjat, z nielicznych okien i strzelnic, z ka¿dego piêtra i zza ka¿dego nie-mal kamienia runê³y g³azy, bry³y ¿elaza, chlusnê³y kadzie wrz¹cego oleju i wody.Dym kara-binowy bucha³ zewsz¹d, nawet z ziemi, z okien piwnicznych.Francuzy i oddzia³y polskie bi³y w mur bagnetem.Rypali w nim szczerby, wszczepiali weñpaznokcie i koñce stóp, darli siê na szczyt po wbitych karabinach jak po szczeblach.Skororuszono mur przecznicy z wierzchu, rzucili siê na pojedyncze kamienie i rwali je go³¹ garSci¹w ogniu i dymie, wSród wal¹cych siê gruzów.Nim Hiszpanie zdo³ali wymordowaæ pierwsze szeregi, ju¿ ta barykada by³a roztrzêsiona ba-gnetami i zamieni³a siê na osypisko ceg³y i wapna.Oszala³y zastêp zdobywców wlecia³w w¹sk¹ czeluSæ ulicy jak wybuch, jak pocisk ludzki wyrzucony przez si³a piekieln¹.Zemstarzuci³a ich naprzód.Rozjuszony, Slepy gniew ¿elaznym kañczugiem gna³ do biegu.Ale skorotylko wychynêli z do³u na wy¿ynê gruzów zas³ony i pokazali siê w ulicy, z g³êbi tego przej-Scia runê³y w nich strza³y armatnie.Zatrzês³y siê i stokroæ odda³y huk olbrzymie, czarne bez-okienne gmachy, mury klasztorów, dzwonnice i wie¿e koScio³Ã³w.Kartacze porwa³y w sztukipierwsze g³owy i piersi.Jasna krew strug¹ Scieka³a po ceg³ach w p³askie rynsztoki ulicy.Ca³aona jak d³uga by³a poprzegradzana przedpiersiami.Wywalony bruk, p³yty marmuru i porfiru,wywalona z g³êbin ziemia tworzy³y jakoby schody olbrzymie, wiod¹ce w dó³.Miejsca nie zajête pod barykady podarte by³y przez rowy.Za pierwsz¹ bateri¹ widaæ by³oni¿ej drug¹, dalej trzeci¹.Cztery bli¿sze bocznice z lewej strony ulicy Engracia i trzy dalszez prawej by³y zabarykadowane nagim murem powy¿ej pierwszego piêtra.Wszystkie drzwii okna zabite g³azami.Entuzjastyczne, ob³¹kane zdumienie w³osy napastuj¹cemu t³umowi zje-¿y³o.Mieli iSæ w tê czeluSæ w¹sk¹ i siêgaj¹c¹ ob³oków.Ulica ta wygl¹da³a jak nieznacznepêkniêcie miedzy niebotycznymi murami.Wst¹¿eczkê ognistego b³êkitu ledwo by³o widaæmiêdzy gzymsem a gzymsem dachu.Tego jeszcze zdobywcy napoleoñscy nie widzieli na sze-rokiej ziemi.Rciêli zêby, Scisnêli w rêkach luty karabinów i czekali na znak komendy.Jed-nym susem skoczyli ku ziej¹cym paszczom armat na wzniesieniu.Dopadli.Ujrzeli oczyma¿ywych ludzi w tych murach ¿ywych.Ujrzeli zimnych, spokojnych kanonierów, ³aduj¹cychstrza³ nowy.Tamci nie uszli przed lec¹cym t³umem.Z milcz¹c¹, blad¹, nieustraszon¹ pogard¹bronili siê wyciorami.Na rozkaz poddania siê odpowiadali mamrotaniem modlitwy Smiertel-nej i Smiertelnymi ciosami.Powaleni na ziemiê, bronili siê no¿em wyrwanym zza pasa.Ko-naj¹c od stu w jedne piersi pchniêæ bagnetu, szarpali zêbami rêce i twarze ¿ywych i umar-357³ych, jak psy oszala³e z dzikiej mi³oSci swojej, gdy nie daj¹ napadniêtego domostwa.Sk³utei roztrzêsione na bagnetach krwawe ich trupy po przejSciu zwyciêskiej kohorty Francuzówzwis³y na wznak, z rozkrzy¿owanymi rêkoma, na ³o¿ach, ko³ach i osiach armat jak potarganestrzêpy sztandaru.Pierwszy pu³k piechoty nadwiSlañskie j i batalion pu³ku siedmdziesi¹tego pod wodz¹ genera-³Ã³w Verdiera i Lacoste a przesz³y przez pierwszy wa³ i rzuci³y siê na drug¹ bateriê.Zaledwie,trupami zawalaj¹c ulicê, wyminêli jedn¹ z przecznic, rzuci³ siê na nich zza barykady t³um Hisz-panów.Musieli teraz walczyæ na wsze strony, ra¿eni z góry bez jednej chwili wytchnienia.Krzysztof Cedru znalaz³ siê w ulicy Engracia pod bezpoSredni¹ komend¹ genera³a-in¿ynieraLacoste a.Wkrótce jednak koleje walki rzuci³y go miêdzy inne grupy.Oszo³omiony, og³u-ch³y od huku, jak w twardym Snie pêdzi³ naprzód z innymi, przyciskaj¹c figurê swoj¹ domurów niezmiernych kamienic.Przebrn¹³ rowy i ¿ywe wa³y pierwszej baterii i z nag³a trafi³w wy³amane wejScie trzeciej uliczki, skrêcaj¹cej od Engracia na lew¹ stronê.Wolty¿erowie;pierwszego pu³ku zmagali siê tu jeszcze z Hiszpanami.Rzuci³ siê i on w t³um.Obroñcy, wy-mordowani w samym wy³omie, poranieni i sk³uci, rozpierzchli siê, i tylko z górnych okienwci¹¿ jeszcze pada³y strza³y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]