[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mów tak.- Jak? Siostro ? - Jace pokręcił głową.- Kiedy byłem dzieckiem, odkryłem, że gdydostatecznie często powtarza się jakieś słowo, traci ono swoje znaczenie.Leżałem w łóżku ipowtarzałem różne wyrazy: cukier , lustro , szept , ciemność. Siostra , jesteś mojąsiostrą.- Nie ma znaczenia, ile razy to powtórzysz, bo nadal to będzie prawda.- I nie ma znaczenia, że mi tego zabronisz, bo to i tak będzie prawda.- Jace! Przyniosłem krew.Tak jak prosiłeś.- Alec, lekko zdyszany po biegu, wręczyłmu czarną plastikową torbę.Za nim kroczył Magnus, wysoki, chudy i grozny w długim skórzanym płaszczu, którypowiewał na wietrze jak skrzydła nietoperza.Jace otworzył torbę, zajrzał do środka i sięskrzywił.- Sam nie wiem, czy pytać, skąd to masz.- Ze sklepu mięsnego na Greenpoincie - odparł Magnus.- To zwierzęca.Usuwają ją zmięsa, żeby było koszerne.- Krew to krew - skwitował Jace, wstając z głazu.Spojrzał na Clary i zawahał się.-Kiedy Raphael mówił, że to nie będzie przyjemny widok, nie kłamał.Możesz tutaj zostać.Przyślę Isabelle, żeby z tobą zaczekała.Clary uniosła głowę.W świetle księżyca gałęzie drzew rzucały i cienie na jej twarz.- Widziałeś kiedyś, jak wampir wstaje z grobu?- Nie, ale.- Więc tak naprawdę nie wiesz, jak to wygląda, prawda? - Wstała z kamienia.PłaszczIsabelle opadł wokół niej szeleszczącymi fałdami.- Chcę przy tym być.Muszę.W mroku widziała tylko fragment jego twarzy, ale zdawało sie jej, że dostrzega naniej.podziw.- Wiem, że nie ma sensu mówić ci, co możesz robić - stwierdził Jace.- Chodzmy.Gdy dotarli na polankę, Raphael właśnie uklepywał duży prostokąt ziemi.Magnus iAlec, którzy szli w pewnej odległości za nimi, chyba się o coś kłócili.Ciało Simona zniknęłoIsabelle siedziała na ziemi, z batem zwiniętym na kolanu Drżała.- Jezu, jaki ziąb! - Clary szczelniej otuliła się płaszczem.Starała się nie myśleć o tym,że jego brzeg jest poplamiony krwią Simona.Aksamit był ciepły.- Zupełnie, jakby w ciągujednej nocy przyszła zima.- Ciesz się, że to nie zima - powiedział Raphael, opierając łopatę o pień drzewa.-Ziemia wtedy zamarza i robi się twarda jak żelazo.Nie da się jej kopać.Czasami pisklę musiparę miesięcy głodować w grobie, zanim się narodzi.- Tak ich nazywacie? - zapytała Clary.- Pisklęta? - Słowo wydawało się niewłaściwe,zbyt przyjazne.Kojarzyło się z żółtymi kurczaczkami.- Tak.- W tym momencie Raphael dostrzegł Magnusa i przez jego twarz przemknąłwyraz zdziwienia.- Wysoki Czarownik.Nie spodziewałem się ciebie tutaj.- Byłem ciekaw - odparł Magnus.Jego kocie oczy błysły.- Nigdy nie widziałemzmartwychwstania Nocnego Dziecka.Raphael zerknął na Jace a, który opierał się o pień drzewa.- Obracasz się w znakomitym towarzystwie, Nocny Aowco - skomentował.- Mówisz o sobie? - odparował Jace, wygładzając ziemie; czubkiem buta.- To miwygląda na chełpliwość.- Może miał na myśli mnie - odezwał się Alec.Tak rzadko żartował, że wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.Widząc na sobie ich wzrok, uśmiechnął się niepewnie.- Przepraszam, to nerwy.- Niepotrzebnie przepraszasz - rzekł Magnus, sięgając do jego ramienia.Alec szybko się odsunął.Czarownik opuścił rękę.- Co teraz robimy? - zapytała Clary, obejmując się rękoma.Chłód wciskał się wewszystkie pory jej ciała.Z pewnością było zbyt zimno jak na pózne lato.Raphael zauważył ten gest i uśmiechnął się nieznacznie.- Przy zmartwychwstaniu zawsze jest zimno - powiedział.- %7łeby się wykluć, pisklęczerpie siłę i energię z otaczających je żywych istot.Clary zmierzyła go wzrokiem.- Ty się nie trzęsiesz.- Ja nie żyję.- Odsunął się od grobu i skinął na pozostałych, żeby zrobili to samo.-Zróbcie miejsce.Simon nie da rady się podnieść, jeśli wszyscy będziemy nad nim stać.Cofnęli się pospiesznie.Isabelle chwyciła Clary za łokieć.Miała zbielałe wargi.- Co się dzieje? - zapytała Clary.- Może trzeba pozwolić mu odejść.- zaczęła Isabelle.- Czyli umrzeć.- Clary wyszarpnęła ramię z jej uścisku.- Lepiej, żeby wszyscy,którzy nie są tacy jak ty, byli martwi.Tak uważasz, prawda?Isabelle zrobiła nieszczęśliwą minę.- Ja nie.Po polanie przebiegł dzwięk niepodobny do żadnego, jakie Clary w życiu słyszała.Coś w rodzaju dudniącego rytmu, który dochodził z głębi ziemi, jakby nagle głośniej zaczęłobić serce świata.Co się dzieje?W tym momencie ziemia wybrzuszyła się i uniosła pod jej nogami.Clary opadła nakolana.Grób zafalował jak powierzchnia niespokojnego oceanu.Gdy się otworzył, z małegoprzypominającego mrowisko wyłoniła się ręka z rozpostarł palcami.- Simon! - Clary próbowała do niego podbiec, ale Raphael złapał ją od tyłu.- Puśćmnie! - Zaczęła się szarpać, ale uścisk wampira był stalowy.- Nie widzisz, że on potrzebujepomocy?- Powinien zrobić to sam.- Raphael nadal ją więził.- Tak jest najlepiej.- To twój sposób, a nie mój!Clary w końcu mu się wyrwała i rzuciła przed siebie, ale chwilę pózniej poleciała dotyłu, kiedy uniósł się pod nią grunt.Z naprędce wykopanego grobu wydostawał się skulonystwor drapiąc brudnymi pazurami ziemię.Nagie ramiona miał umazane krwią.Wygramoliłsię na powierzchnię, podpełzł kilka kroków i upadł.- Simon - wyszeptała Clary.Bo oczywiście to był Simon, a nie żaden stwór.Dzwignęła się na nogi i podbiegła doniego, zapadając się w rozkopanej ziemi.- Clary! - krzyknął Jace.- Co robisz?Potknęła się, gdy jej stopa wpadła w dołek.Wylądowała na kolanach obok Simona,który nadal leżał bez ruchu, jakby na prawdę był martwy.Zgubił okulary, włosy miał brudne ipo sklejane grudami ziemi, jego T - shirt był podarty, a pod nim widniała krew.- Simon.- Clary dotknęła jego ramienia.- Jesteś.Jego ciało stężało pod jej dotykiem,wszystkie mięśnie się napięły, zrobiły twarde jak żelazo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]