[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko (znów zaciągnął się cygarem) wogólnym stanie.w tym, co nazywamy psychiką, znalazłem dziś.aleproszę, niech się pan zaraz nie przeraża, drogi panie, znalazłem dziś pewnezmiany.Pomimo ostrzeżenia Kekesfalva przeraził się bezgranicznie.Widziałem,że łyżeczka, którą trzymał w ręku, zaczęła drżeć. Zmiany?.Co pan przez to rozumie? Jak to.zmiany? No, zmiany to znaczy zmiany! Przecież nie powiedziałem, drogi paniepogorszenie.Niechże mi pan nic nie wmawia i niczego nie stara się w moichsłowach doszukać.Na razie jeszcze sam nie wiem dokładnie, co się stało.ale coś się zmieniło.Starzec trzymał nadal łyżeczkę w ręku, widocznie nie mając siły, aby jąpołożyć. Co.co się zmieniło?Doktor Condor podrapał się po głowie. Hm, żebym to ja wiedział! W każdym razie niech się pan uspokoi.Mówimy przecież po akademicku i bez blagi, toteż wolę panu jeszcze razpowiedzieć zupełnie jasno: zmieniony wydał mi się nie obraz chorobowy, leczcoś w niej samej.Coś, sam nie wiem co, ale coś jej dzisiaj było.Po razpierwszy miałem wrażenie, iż jakoś wymknęła mi się z rąk (pociągnął cygaroi przenikliwie spojrzał małymi, bystrymi oczkami na Kekesfalvę).Wie pan,najlepiej, żebyśmy się do tej sprawy zabrali od razu uczciwie.Niepotrzebujemy krępować się siebie i możemy grać w otwarte karty.A więc.niechże mi pan powie drogi panie ale proszę szczerze i otwarcie czypowodowani tą waszą ciągłą niecierpliwością nie wezwaliście innego lekarza?Czy podczas mojej nieobecności ktoś inny nie badał albo nie leczył Edyty?Kekesfalva zerwał się, jak gdyby go ktoś obwinił o potworność. Ależ na litość Boską, panie doktorze, przysięgam panu na życie megodziecka. No, już dobrze, dobrze.tylko bez przysiąg! Przerwał mu szybkoCondor. I tak panu wierzę.Skończone! Omyliłem się! Fałszywa diagnoza!Zdarza się to nawet radcom i profesorom.Głupia historia.A byłbymprzysiągł, że.No, to widocznie coś innego.dziwne, bardzo dziwne.bardzo, bardzo dziwne.Pan pozwoli przecież? Nalał sobie trzecią filiżankękawy. Ale co jej jest? Co się zmieniło? Jakie jest pańskie zdanie? wyjąkałstary człowiek wyschniętymi wargami. Drogi panie, doprawdy trudno z panem mówić.Wszelki niepokój jestzbyteczny, daję słowo, słowo honoru.Gdyby to było coś poważnego, niemówiłbym o tym przy obcym.przepraszam pana, panie poruczniku, niechciałbym pana oczywiście dotknąć, tylko tak, w ogóle.Nie mówiłbym więco tym, siedząc tak wygodnie w fotelu i pijąc pański dobry koniak.Doprawdywyśmienity koniak!Rozparł się i na chwilę przymknął oczy. Tak, niełatwo wytłumaczyć na poczekaniu, co się w niej zmieniło.Niełatwo, bo cała ta sprawa leży gdzieś na dolnej albo górnej peryferiiwytłumaczalnego.Ale jeżeli przypuszczałem początkowo, że obcy doktorwmieszał mi się do leczenia nie, już teraz tego nie przypuszczam, panieKekesfalva, przysięgam panu, że nie! to dlatego, że dziś po raz pierwszy cośmiędzy mną a Edytą zle funkcjonowało; nie było normalnego kontaktu.Niech pan poczeka.może zdołam to wyrazić jaśniej.Otóż podczas dłuższegoleczenia powstaje nieodzownie między lekarzem a pacjentem pewienkontakt.Może nazwanie tego stosunku kontaktem jest już zbyt dosadne,gdyż ostatecznie kontakt oznacza coś cielesnego, jakiś dotyk.W tego rodzajustosunku zaufanie przedziwnie łączy się z nieufnością, jedno walczy zdrugim: przyciąganie i odpychanie, a oczywiście zmienia się to za każdymrazem; do tego jesteśmy przyzwyczajeni.Niekiedy doktor wydaje siępacjentowi inny, a niekiedy pacjent doktorowi, niekiedy rozumieją sięsamym spojrzeniem, a niekiedy mówią różnymi językami.Tak, tak, bardzodziwne są to rzeczy, nie można ich ująć, a jeszcze mniej wymierzyć.Najlepiejwyjaśnię to panu na przykładzie, choćby miał to być przykład wulgarny.Więc z pacjentem sprawa ma się tak jak z panem, gdy po parodniowejnieobecności siada pan do swej maszyny do pisania i wydaje się panu, żepozornie wcale nie jest zmieniona, że działa doskonale jak zwykle; a mimo toczuje pan coś, czego nie umiałby pan określić: ktoś inny na niej pisał.Albopan, panie poruczniku, zauważy pan bezsprzecznie, że coś się zmieniło wkoniu, którego pan na dwa dni komuś pożyczył; coś jest innego w chodzie, wpostawie, jakoś dziwnie wymknął się panu z rąk i prawdopodobnie niepotrafiłby pan zdefiniować tak samo, po czym się to właśnie poznaje, taknieuchwytne są te zmiany.Wiem, że nie jest to porównanie właściwe, bostosunek lekarza do pacjenta jest oczywiście o wiele subtelniejszy.Powiedziałem już panom, że byłbym w dużym kłopocie, gdybym musiał jasnowytłumaczyć, co się od ostatniego razu w Edycie zmieniło, ale coś anapełnia mnie goryczą, że nie mogę tego uchwycić coś się stało, coś się wniej zmieniło. Ale jakże.w czym się to objawia? wysapał Kekesfalva.Widziałem, że wszystkie zapewnienia Condora nie były w stanie gouspokoić i czoło mu zwilgotniało. Jak się objawia? Och, w drobnostkach, w bagatelkach.Już przypróbach wyciągania nóg dostrzegłem w niej pewien opór w stosunku domnie; zanim rozpocząłem właściwe badania, już się zbuntowała: Niepotrzeba, nic się nie zmieniło! A przecież dotychczas czekała zawszeniecierpliwie na moje orzeczenie.Potem, kiedy zaproponowałem specjalnećwiczenia, zaczęła robić głupie uwagi: Ech, to przecież i tak nic nie pomoże!albo: I to także do niczego nie doprowadzi! Uznaję tego rodzaju uwagi niemają znaczenia uznaję humor i podrażnione nerwy, ale jak dotąd, drogipanie, Edyta nigdy jeszcze nic podobnego mi nie powiedziała.No, możeoczywiście był to tylko zły humor.To się przecież może zdarzyć każdemu. Ale.na gorsze chyba się nie zmieniło? Ileż razy mam panu jeszcze dać słowo honoru? Gdyby się stało cośzłego, byłbym przecież jako lekarz tak samo zaniepokojony jak pan, ojciec, aprzecież pan widzi, że jestem zupełnie spokojny.Przeciwnie, takiebuntowanie się przeciwko mnie właśnie mi się podoba.Zgadzam się, pańskacóreczka jest drażliwsza, gwałtowniejsza i niecierpliwsza niż przed parutygodniami pewno i pan ma niejeden orzech do zgryzienia ale tegorodzaju rewolta wykazuje z drugiej strony pewne wzmocnienie jej woli, jejchęci wyzdrowienia.Im silniejszy jest organizm, im normalniej zaczyna funk-cjonować, tym gwałtowniej oczywiście pragnie zmóc wreszcie chorobę.Niechmi pan wierzy, wcale tak nadmiernie, jak pan przypuszcza, nie lubimy tychgrzecznych, posłusznych pacjentów.Pomagają oni lekarzom z własnej wolibardzo mało.Energiczny i nawet buntowniczy opór chorego widzimy bardzochętnie, bo w jakiś dziwny sposób takie pozornie bezsensowne reakcjeosiągają więcej efektu niż nasze najmądrzejsze lekarstwa.A więc powtarzamraz jeszcze: wcale nie jestem niespokojny.Gdyby obecnie na przykład trzebabyło rozpocząć jakiś nowy rodzaj kuracji, można by zaryzykować każdywysiłek Edyty.Może by nawet była teraz właściwa chwila, żeby wyzyskać siłypsychiczne, które w jej wypadku są tak decydujące.Nie wiem podniósłgłowę i spojrzał na nas czy panowie mnie rozumiecie. Naturalnie powiedziałem mimo woli.Było to pierwsze słowo, jakie do niego wyrzekłem.Wszystko, co mówił,wydało mi się oczywiste i jasne.Ale pan Kekesfalva nie wyrwał się jeszcze ze swego zamyślenia.Patrzałprzed siebie pustym wzrokiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]