[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zajął się więc sprzątaniem pokoju oficerów, bardzozaniedbanego, gdyż lekarze nie mieli nigdy czasu, by porządnie go zagospodarować.Kapitana Latimera niebyło widać od czasu, jak wybiegł z oddziału, a inni lekarze, zajęci ciągłą walką ze śmiercią, nie zwracali nachłopca uwagi.%7ładen z nich nie znał tajemnicy Alainy i żaden nie domyślał się nawet, jakie rozterki teraz przeżywa.Jejwrodzona niechęć do mieszkańców Północy na skutek wojny przeszła w szczerą nienawiść.Ale dziś jużznała swych wrogów, ich nazwiska i twarze.Przestali być anonimowymi żołnierzami w niebieskich mun-durach z galonami i błyszczącymi guzami.Byli to mężczyzni i młodzi chłopcy.Czuli radość i smutek,szczęście, gniew.Zmieli się, żartowali, cierpieli, płakali, umierali tak samo jak jej przyjaciele, którymmachała ręką na pożegnanie, jak jej ukochany ojciec i bracia.Byli zwykłymi ludzmi, ich ciała tak samo bez-litośnie rozszarpywały odłamki metalu.Coraz trudniej było jej wykrzesać z siebie dawną nienawiść.W roztargnieniu polerowała poręcz fotela, próbując uporządkować swe uczucia.Nie mogła pocieszyćmatki ani żony Bobby ego Johnsona, lecz gorąco wierzyła, że gdzieś, ktoś okazał choć trochę dobroci jejojcu i bratu w ich ostatnich godzinach.Azy napłynęły Alainie do oczu, ale przełknęła je, słysząc w korytarzujakieś kroki.Młody szeregowiec najpierw minął drzwi, potem zatrzymał się i wrócił.- Tu jesteś, Al.Doktor Brooks chciałby z tobą pomówić w swoim gabinecie, jak skończysz pracę.Zanim zdążyła go o cokolwiek zapytać, już zniknął.Alaina szybko dokończyła odkurzać krzesło.Schowałaścierki, mopy i wiadra.I tak trzeba było już kończyć, więc mogła iść, by sprawdzić, czego chce od niejdoktor.Pierwszy raz się zdarzyło, że ją wezwał.Teraz, gdy zrobiło się chłodniej, wspinaczka na trzecie piętro nie była już taka męcząca.Chcąc uwolnić siętrochę od poczucia nielojalności, zatrzymała się na chwilę na oddziale konfederatów, by porozmawiać zżołnierzami.Dopiero potem ruszyła korytarzem do małego gabinetu doktora Brooksa.Drzwi były otwarte;wchodząc, Alaina uśmiechnęła się zawadiacko.Stary lekarz pospiesznie wstał z krzesła i wyszedł jejnaprzeciw.- Panie doktorze, chciał pan ze mną rozmawiać? - zapytała Alaina, naśladując chłopięcy styl mówienia.Nic nie powiedział, lecz minął ją, by zamknąć drzwi na zasuwę.Alaina uniosła brwi ze zdziwieniem.Doktor wrócił i ująwszy ją za ramię, podprowadził do krzesła.- Alaino, daj sobie teraz spokój z tym żargonem.Jesteśmy sami, nikt nas nie słyszy.Siadaj, dziecko.Zrobiła, jak kazał, i patrzyła niepewnie, jak doktor nerwowo przemierza gabinet.Kilka razy otwierał usta,żeby coś powiedzieć, ale rezygnował, coraz bardziej się denerwując.W końcu podszedł do biurka, wziął zniego gruby plik papierów i energicznie podał dziewczynie.Wyjaśnił przepraszającym tonem:- Alaino, dostajemy to raz w tygodniu.Przywozi specjalny kurier.Zdezorientowana, Alaina zaczęła czytać.Skonfederowane Stany AmerykiSporządzone przez: personel sztabowy Armii Wirginiip.dow.generała LeeDotyczy: meldunku o stratachA.Pełna lista:1.rannych2.zabitych3.zaginionych w walce4.dezerterówUwaga: Ta część obejmuje obszar Luizjany, Missisipi i Alabamy.Alaina poczuła w żołądku znajomy ucisk.Został jej jeszcze tylko jeden brat, Jason! A takie meldunkiwidziała już przedtem dwukrotnie.Podniosła wzrok na doktora Brooksa.Miał zafrasowaną twarz.Zacisnęłaszczęki, żeby się nie trzęsły, i zaczęła kartkować listę, aż znalazła literę M.Powiodła palcem w dół kolumnyz lewej i zobaczyła to, czego się potwornie obawiała.MACGAREN, JASON R., KAPITAN.ZAGINIONY W WALCE, PRZYPUSZCZALNIE POLEGA.4PAyDZIERNIKA 1863.Litery zamazały jej się przed oczami.Czwarty pazdziernika! Ponad miesiąc temu! Jason! Jason! Najstarszyz rodzeństwa! Wysoki, silny Jason! Kochany starszy braciszek! Pamiętała jeszcze, jak młodszy o trzy lataGavin włożył jej pod siodło rzepy, a Jason ściągnął ją z brykającego konia.Jason! Odważny braciszek!Teraz, biedny, nie żyje!- Alaino! Alaino! - dotarło do niej jak przez mgłę.Doktor trzymał ją za ręce.- Jak się czujesz, dziecko?Jesteś taka blada!Alaina kiwnęła słabo głową, dziwiąc się, że nie może płakać.Opadła na oparcie krzesła i strąciła raport zkolan na podłogę jak coś wstrętnego, zbrukanego.Skrzywiła twarz z rozpaczy.- Alaino, trzeba mieć nadzieję! - nakazał doktor Brooks.- Napisane jest, że zaginął, a nie poległ.Miejnadzieję, moje dziecko.- To zupełnie tak samo.- Dziewczyna zaszlochała chrapliwie.- Tak samo jak poprzednio.Najpierw piszą:zaginął, a potem przychodzi list, że został już gdzieś tam pochowany.Doktor Brooks nie mógł zaprzeczyć.Widział zbyt dużo tych meldunków.Zwykle sporządzano je, zanimpole bitwy zdążyło ostygnąć, kiedy nie dało się jeszcze potwierdzić wszystkich przypadków śmierci.Mógłtylko kiwać głową współczująco i próbować ją pocieszyć.Z piersi Alainy dobywał się suchy, udręczonyszloch.- On.nie chciał wcale.nas zostawiać.Ale to.był obowiązek.Wszyscy mężczyzni szli.Alaina odchyliła głowę do tyłu i nagle łzy popłynęły jej strumieniami po twarzy.Płakała rozpaczliwie,przytłoczona ciężarem bólu.- Aach! Ta przeklęta wojna! Przeklęta walka! Przeklęte zabijanie! Kiedy to się skończy? Och, Jason, Jason!- Opuściła głowę i ukryła twarz w dłoniach, łkając żałośnie.Doktor Brooks wcisnął jej do ręki chusteczkę ipoklepywał delikatnie po ramieniu.Drugą dłonią otarł własny policzek.- Gdy przyjdzie czas, Alaino - mówił cicho.- Kiedy ludzie skończą swe głupie gry i będą już mieli dość tejjatki, wtedy się skończy.Bóg daje nam wolny wybór, co zrobimy ze swoim życiem.Tak wybieramy.Dlategoprzypadkiem nie wiń Boga za głupotę ludzką.Alaina schyliła głowę na jego opiekuńcze ramię, dając upust rozpaczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]