[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spochmurniał i odsunął od siebie pustą filiżankę.- O czymż tu mówić? Trzeba znalezć mordercę i znajdę go.Najprostsze rozwiązanie tej sprawy byłoby, gdyby tenKorsykanin z zazdrości.Ale jeżeli nie on, to może być z tymtrochę roboty.- Nie wiem, czy w Warszawie pozwolą ci brać udział wśledztwie.- Muszą pozwolić.Po pierwsze, to był mój brat, a po drugie,jestem przecież z branży.Zresztą zobaczymy.Jestemprzekonany, że się dogadamy.Nazajutrz wcześniej niż zwykle pojechał na Quai desOrfevres.Załatwił formalności związane z nieprzewidzianymurlopem, wziął zaliczkę na poczet pensji i zatelefonował nalotnisko.Michalak, jak zwykle, był w doskonałym humorze.Pogwizdywał, podśpiewywał, co mu nie przeszkadzałoprzeglądać uważnie swoich notatek.Umilkł, kiedy wszedłGórniak.- Coś ty dzisiaj taki rozanielony?- Bo już wiosna niedługo.Jeszcze tylko Boże Narodzenie, apotem styczeń, luty przelecą jak z bicza strzelił i marzec.Wmarcu jak w garncu.Pojedzie się gdzieś na zieloną trawkę albona ryby.Górniak nie podzielał pogodnego nastroju kolegi.Byłchmurny i zamyślony.Powiesił płaszcz na wieszaku, usiadł zabiurkiem i wyjął z szuflady teczkę z aktami.- Co z Gilnerem?Michalak zajrzał do swojego notesu.- Nic szczególnego.Jedynie interesujące może być tospotkanie w Gonyu.-Jakie spotkanie?- Wczoraj o godzinie trzynastej trzydzieści spotkał się zjakimś egzotycznym typem.- Murzyn?- Nie.Mulat albo raczej Arab.-Jak się nazywa? -Jeszcze nieustaliłem.- To na co czekasz?- Kozłowski się tym zajmuje.Najdalej jutro będziemy mieliszczegółowe dane.- Czyżby Gilner miał jakieś powiązanie z handlarzaminarkotyków - powiedział Górniak i zamyślił się.- Ale z drugiejstrony.- Chcesz skojarzyć zabójstwo Zwolińskiego z narkotykamiznalezionymi w jego mieszkaniu? - spytał Michalak.Górniak pokręcił głową.-To mi nie bardzo pasuje.Handlarze narkotyków niezałatwiliby faceta przed odzyskaniem towaru.Przecież tegobyło sporo.Ale mimo wszystko nie możemy wykluczyć jakiegośzwiązku tej heroiny z zabójstwem Zwolińskiego.- Nie możemy - przyznał porucznik.Zadzwonił telefon.Górniak podniósł słuchawkę.- Wpuścić, oczywiście, wpuścić.- Następnie spojrzał naMichalaka.- Czy wiesz, kto jest w biurze przepustek?Zwoliński.- Czyś ty oszalał?! Górniak uśmiechnął się.- Nie denerwuj się.To nie nieboszczyk.To na pewno ktoś zrodziny.Energiczne pukanie do drzwi.- Proszę.Wszedł Paweł Zwoliński sprężystym, nieomal wojskowymkrokiem.Przedstawił się i wyjaśnił, że jest bratemzamordowanego Roberta, że pracuje w Paryżu, w policjikryminalnej i że przyleciał do Warszawy, żeby ewentualniewspółdziałać w śledztwie prowadzonym przez polską milicję.- Ale że Francuzi zatrudnili cudzoziemca w policjikryminalnej - zdziwił się Górniak.Zwoliński uśmiechnął się.- Miałem dobre referencje i podobno mam zupełnie niezłekwalifikacje.Jeżeli mógłbym być pożyteczny w wykryciumordercy mojego brata, to bardzo chętnie służę panom mojąpomocą.- Miło nam powitać pana w Warszawie - powiedziałuprzejmie Górniak.- Oczywiście, że chętnie skorzystamy zpańskich sugestii w tej smutnej sprawie, a przede wszystkimbardzo cenne mogą być dla nas informacje dotyczące osobypańskiego brata.- Co by pana interesowało?- Może na początek zaczęlibyśmy od ogólnej charakterystyki.Zwoliński poprawił się na krześle i wyjął z kieszeni papierosy.- No cóż.Nie mówi się zle o zmarłych, ale z prawdziwąprzykrością muszę stwierdzić, że mój brat Robert byłczłowiekiem bardzo lekkomyślnym-- Na czym polegała ta lekkomyślność?- %7łył na szerokiej stopie.Zawsze brakowało mu pieniędzy,bez względu na to, ile zarabiał.Wieczne długi, pożyczki.Pozatym do przesady interesował się kobietami.Był znanymuwodzicielem, nie bacząc na to, czy to żona kolegi, przyjacielaczy profesora.Zrażał sobie oczywiście ludzi.Sądzę, że miałnawet wrogów.- Czy mógłby mi pan powiedzieć, w jaki sposób mój bratzostał zamordowany?Górniak chwilę się zawahał.Doszedł jednak widocznie downiosku, że w tej sprawie nie musi dochowywać tajemnicy, bopowiedział: - Pchnięcie ostrym, cienkim narzędziem w plecy.- Sztylet?- Na to wygląda.Zwoliński zamyślił się.- Podczas tej wycieczki samochodowej byli u mnie w Paryżu.Zauważyłem, że Robert zbyt ostentacyjnie adorował żonę tegoKorsykanina.Powiedziałem mu parę słów na ten temat.- A on?-Jak to on.Zmiał się.Trochę się bałem, żeby nie wynikły ztego jakieś bezsensowne komplikacje.- Komplikacje wynikły, i to bardzo poważne - powiedziałGórniak.- Nie wiadomo tylko, czy to z tego powodu.Zwoliński rozłożył ręce.- W tej chwili trudno coś powiedzieć.Ci południowcy sąnadmiernie pobudliwi, niezmiernie uczuleni na punkcieswojego męskiego honoru i często skłonni do zemsty.Czy panprzypuszcza, że ta zbrodnia ma jakiś związek z tąsamochodową wycieczką?Górniak pokiwał głową.- Taką ewentualność musimy brać pod uwagę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]