[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A to po co?- Tak sobie.Przez ciekawość.Chyba nie musimy pokazywać panu nakazu prokuratora- roześmiał się Walczak.- Jak panowie koniecznie chcą.Proszę za mną.Przeszli przez obszerne podwórze izatrzymali sięprzed jednopiętrowym domem.Nie otynkowane ściany błyszczały czerwienią cegieł.- Proszę.Z sieni na lewo.Drzwi nie zamknięte.W pierwszym pokoju stało dobrze już wysłużone biurko, trzy krzesła, kosz na śmieci ietażerka zawalona papierami.Pod ścianami szafy na teczki z aktami, książki i segregatory.Typowo biurowe pomieszczenie.Następny pokój mieszkalny, tapczan, przykryty kolorowąnarzutą, fotele, dwa stoliczki, szafa na ubranie.Na stoliczku przy tapczanie fotografia wramce.Wolner błyskawicznym ruchem położył ramkę fotografią do blatu.- Przyjemnie pan się tu urządził - powiedział Walczak, rozglądając się ciekawie.-Tylko że ja wolałbym nie mieć biura tak blisko mieszkania.Wolner wzruszył ramionami.- Mnie tam wszystko jedno.Wieczorem i tak nie załatwiam żadnych spraw.- Czy można zajrzeć do pańskiej szafy? - spytał uprzejmie Downar.Po raz pierwszy od początku ich rozmowy odmalowało się na nieruchomej twarzyWolnera jakieś uczucie: zdziwienie.- Chce pan zobaczyć moje ubrania? Proszę.- Podszedł do szafy i przekręcił kluczyk.-Proszę - powtórzył.Korzystając z tego momentu, Walczak z błyskawiczną szybkością podniósł ramkę zfotografią, zajrzał i położył ją na miejscu.- Dlaczego pana interesuje moja garderoba? - spytał Wolner, ciągle zaintrygowany.-O co chodzi?Downar uśmiechnął się.- Nie, nic, głupstwo.Nie ma o czym mówić.Dziękuję panu i przepraszam.Walczak spojrzał na przyjaciela.- No to co? Idziemy.Nie będziemy panu zabierać cennego czasu.Kiedy znalezli się w wozie i Walczak zapuścił motor, Downar spytał:- No i co?- To było bardzo zręczne z tą szafą - uśmiechnął się Walczak.- A fotografia?Oczywiście Dobrzyńskiej.Chyba się domyśliłeś.- Chyba się domyśliłem.Naciśnij trochę ten gaz.Nie jesteśmy na pogrzebie.jeszcze.Rozdział IX Druga ofiaraNastępnego dnia po powrocie z Turcji Robert Werbach został wezwany do komendy.Na wszelki wypadek pojechał po niego porucznik Olszewski.- %7łeby nie było żadnych nieporozumień - wyjaśnił Walczak.Młody człowiek był bardzo pewny siebie.Zachowywał się nonszalancko, a nawetwyzywająco, jakby pragnąc podkreślić, że komenda MO nie robi na nim najmniejszegowrażenia.- Jak tam w Turcji? - spytał z dobrotliwym uśmiechem Walczak.- Jak interesy?- Pojechałem na tę wycieczkę w celach wyłącznie turystycznych - powiedziałWerbach, mocno akcentując każde słowo.- Przeszedłem przez odprawę celną i nie widzężadnego powodu, dla którego panowie mieliby mnie wypytywać.- Toteż nie mamy najmniejszego zamiaru rozmawiać z panem na temat szmuglu.- Więc po co właściwie tracimy czas?Walczak znowu się uśmiechnął.Robił wrażenie poczciwego wujaszka, usiłującegoskierować na drogę cnoty krnąbrnego siostrzana.- Widzi pan, prowadzimy śledztwo w sprawie zbrodniczego otrucia EdwardaDobrzyńskiego.I właśnie o tym chcielibyśmy z panem pomówić.- A cóż mnie to obchodzi? - żachnął się Werbach.- Ja go nie otrułem.Aagodny uśmiech nie schodził z twarzy Walczaka.- Nie podejrzewamy pana o to.Przynajmniej na razie.- Co to znaczy przynajmniej na razie ?- To znaczy przynajmniej na razie.Na wstępnym etapie śledztwa w tego rodzajusprawach może być mniej lub więcej podejrzany każdy, kto miał jakąkolwiek styczność zdenatem.- Ja nie miałem żadnej styczności z Dobrzyńskim.- Podobno pozostaje pan w przyjacielskich stosunkach z panią Dobrzyńską.- A pana co to obchodzi? Jeszcze w naszym kraju nie ma takiej ustawy, któranakazywałaby informować milicję o tym, z kim kto sypia.- Więc pan sypia z panią Dobrzyńską.- Tego nie powiedziałem.- A mnie się zdawało, że pan dał mi to do zrozumienia - uśmiechnął się Walczak.- To zle się panu zdawało.Walczak pochylił się nad biurkiem.Jego dotychczas dobrotliwie uśmiechnięta twarzspoważniała.- Panie Werbach - powiedział energicznym, twardym głosem - może wreszcieskończymy z tymi żartami.- Z jakimi żartami?- Od początku naszej rozmowy zachowuje się pan w sposób impertynencki.Niebardzo rozumiem, co pan chce przez to osiągnąć.Wydaje mi się, że to nie najlepsza taktyka.- Jestem zdenerwowany - mruknął Werbach.- To może pan spróbuje opanować nerwy i grzecznie ze mną porozmawiać.Dobrze?- Czego pan chce ode mnie?- To także nie jest zbyt uprzejmie sformułowane pytanie, ale mniejsza z tym.Proszęmi powiedzieć, od jak dawna zna pan Dobrzyńskich.- Od paru lat.Dokładnie nie pamiętam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]