[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz Reina o tym nie wiedziała, w przeciwnymwypadku nie proponowałaby połowy majątku jego rodzinie, gdyby przyszło mu zginąć alboumrzeć.Ranulf zesztywniał, uświadomiwszy sobie, co to oznacza.Będzie musiał z nią o tymporozmawiać, ale w cztery oczy, nie w obecności mnicha.Spojrzawszy na zakonnego pisarza, spytał:- Nie zapisujesz tego wszystkiego, prawda?- Nie, panie.Sporządziłem tylko wykaz dóbr Lady Reiny, które przejdą na twojąwłasność, oraz zastrze\enia na wypadek śmierci jednej ze stron kontraktu.Potrzebuję jeszczelisty twoich dóbr, panie, i będziecie mogli stanąć przed ojcem Geoffreyem, \eby sobieślubować.Warunki powy\sze zostaną ujęte w odpowiednią formę prawną, a spisany kontraktotrzymacie rano.Ranulf milczał, z\ymając się przed wypowiedzeniem słów, które wypowiedziećmusiał.Ale mnich czekał.- Wkład Sir Ranulfa wyniesie siedem tysięcy marek, dla równego rachunku - rzekłaLady Reina obojętnym tonem.- Połowę jego majątku.Mnich doznał szoku słysząc tę niewielką kwotę.- Ale.- śadnych ale - przerwała mu z mocą i ju\ nieco łagodniej dodała: - Sir Ranulfzgadza się równie\ dać mi dzieci oraz chronić moich poddanych i moją własność najlepiej,jak umie.Obiecuje równie\, \e nie będzie mnie bił, bowiem jest mę\em niepospolitej budowyciała i mógłby mnie zabić jednym ciosem pięści.Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się na Ranulfa, którego twarzspurpurowiała.Ten ostatni warunek był czymś niesłychanym, gdy\ mą\ miał prawo bić \onę,zasługiwała na to czy nie.Jednak Reina miała rację, co dotarło do Ranulfa dopiero w tejchwili: w rzeczy samej, była niewiastą tak drobną, \e jedno uderzenie pięści - jego pięści -mogło ją zabić.I dzieci! Zastrzegać w kontrakcie, \e ma jej dać dzieci! Czy\by myślała, \e zamierzaprzejąć cały majątek, a potem odesłać ją w jakieś odosobnione miejsce? Owszem, pomysł tonader kuszący, lecz nigdy by tego nie zrobił.Chryste, dawała mu tyle, \e sprawą honoru byłootaczać ją najczulszą troską!- Czy.czy przystajesz na te warunki, Sir Ranulfie? - spytał niepewnie mnich.- Tak - burknął Ranulf.- Ale zanim skończymy je omawiać, muszę zamienić słowo zLady Reiną.To mówiąc, wstał, chwycił ją za rękę i nim zdą\yła cokolwiek powiedzieć, wyciągnąłją z celi.Myślała, \e zamierzał zbić ją ju\ tego wieczoru, jeszcze przed podpisaniemkontraktu, \e wpadł w złość, straciwszy okazję.Wiele ryzykowała zwa\ywszy, \e jejzastrze\enia były wprost niesłychane.Ale udało się: wyraził zgodę, zanim wyprowadził ją zpomieszczenia.Wstrzymała oddech, gdy przystanął tu\ za drzwiami.Chciała mocno zamknąć oczy,ale nie, nie mogła okazać po sobie, \e się go boi.Gdyby ją zbił, trudno - zasługiwała na karęza to, \e postanowiła go zaakceptować.Czystym szaleństwem było zdać się na łaskę takiegoczłowieka, człowieka, którego zupełnie nie znała.Nie móc powiedzieć ani słowa nawetwówczas, gdyby ze-chciał sprzedać jej ziemię.Nie mieć \adnego prawa dochodzićsprawiedliwości w sądzie.Oddać się pod jego władzę, pod władzę mę\czyzny, który - jakwszystko na to wskazywało - pasjami jej nie cierpiał.Ale jaki miała wybór? Mogła wybraćRothwella, chciwego starucha, któremu na Clydon zupełnie nie zale\ało, który ograbiłbymajątek z całego bogactwa, bo tylko o to mu chodziło.Zadr\ała na myśl o Rothwellu.Po tym, czego się o nim dowiedziała - nie ufała SirWalterowi za grosz - zagadnęła kilku jego ludzi, a ci w całej rozciągłości potwierdzili słowade Breaute'a.Ranulf będzie przynajmniej dbał o ziemię; wyciągnęła taki wniosek napodstawie tego, \e od dawna oszczędzał na kupno własnej posiadłości.I nadawał się nawładcę Clydon, nadawał się doskonale.Głównie dlatego nie próbowała zwracać się o pomocdo młodego mnicha i szukać schronienia w opactwie.Nawet gdyby o to poprosiła, nie miałagwarancji, \e biskup udzieli jej azylu.Lord John i Lord Richard te\ nie zdołaliby jej pomóc,bo gdyby doszło do walki, nie daliby Ranulfowi rady.Był tak wielki, tak potę\niezbudowany, \e wątpiła, czy ktokolwiek zdołałby go pokonać.- Jaki jest powód tych bezsensownych zastrze\eń, pani? - zadudnił przytłumionymbasem.- Myślisz, \e nie potrafię zadbać o ciebie i o twoich ludzi?Reina odetchnęła.Nigdy dotąd nie przemawiał do niej tak cicho i łagodnie, cowskazywało na to, \e nie zamierza jej skatować.- Nie, wprost przeciwnie - odparła.- Uwa\am, \e znakomicie z tym sobie poradzisz.Nie był pewien, czy dobrze usłyszał.Komplement! Od niej?! Nie do wiary!- W obozowisku mówiłaś co innego.- Nie bądz głu.- Ugryzła się w język.Jezus Maria, będzie musiała się przy nimpilnować.- Chcę cię przeprosić za to, co dotąd mówiłam.Byłam zdenerwowana i wcale taknie myślałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]