[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Machnąłręką, Wskazując pokój.Laura najwyrazniej chciała mówić dalej,ale uciszył ją pocałunkiem, a potem rzekł: - Nie chcecie naci-skać; żebyś zrobiła coś, co nie będzie ci odpowiadało, ale za-stanów się nad tym, dobrze?Sięgnął po słoiki stojące na stoliku i podał jej jeden.Laura byłagłęboko wstrząśnięta, Raz za razem powtarzała sobie w myślachjego prośbę.Potem uśmiechnęła się, patrząc w sufit.Ty głupia,pomyślała, przecież to on się boi.Boi się, że odrzucę jego pro-pozycję.Bardzo wątpiła, czy kiedykolwiek prosił jakąś kobietę,żeby z nim razem zamieszkała, a więc teraz ona może się trosz-kę zabawić.Pociągnęła łyk ciepłego szampana i spytała:-Czy prosisz mnie, żebym z tobą zamieszkała?SR-Wiem, że nie masz zajęć codziennie.Mogłabyś dojeżdżać nauniwersytet.Mamy tu jeszcze do odwalenia kawał roboty.Ze zdenerwowania mówił szybciej niż zwykle.-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - przypomniała Laura.-Chcesz, żebym z tobą zamieszkała? Czy właśnie o to prosisz,czy też chodzi ci wyłącznie o tanią siłę roboczą?Lęk przed odtrąceniem tak oślepił Jasona, że początkowo niepoznał się na żarcie.Roześmiał się, gdy przejrzał jej grę.Chciałabyś wyrwać jakiś kąsek dla siebie?Pewnie, że tak.Chciała usłyszeć propozycję małżeństwa, ale nie zdobyła się, byo tym wspomnieć.Zaczęła się śmiać, gdy raptem chwycił ją wramiona.-Co sobie pomyśli twoja rodzina i przyjaciele? -spytał.- Bę-dziesz musiała im powiedzieć.Słowo rodzina napełniło ją głębokim niepokojem.Jeszcze się nie zgodziłam, Jason - przypomniała.Ale się zgodzisz?Pogłaskała go po szorstkim policzku.- Taki jesteś pewien swe-go?Nie - odparł poważniejąc.- To tylko moje pobożne życzenia.Zgodzisz się?Nie wiem.- Przemknęło jej przez myśl tysiąc powodów do od-mowy, a drugie tyle ponaglało, aby się poddać.Ale życie niejest takie proste.Chciała mieć dom, dzieci i poczucie bezpie-czeństwa, choćby i ograniczone.Nie mogła wyrazić zgody, po-wiedzieć tak lub nie, dopóki nie wyzna wszystkiego Jasonowi.Odetchnęła głęboko.Nadszedł właściwy moment, aby powie-dzieć mu, coSRukrywa, lecz on właśnie wtedy ją pocałował, a kiedy puścił,chwila sprzyjająca zwierzeniom minęła.-Zastanów się nad tym, Lauro.Nie przespana noc dała znać o sobie i oboje, znużeni i szczęśli-wi, usnęli w swoich objęciach.Pierwszy ocknął się Jason, prze-czuwając, że coś jest nie tak.Usiadł i spójrzał na budzik.Jużmiał wyskoczyć z łóżka, gdy przypomniał sobie o zwiniętejobok Laurze.Przez chwilę z przyjemnością na nią patrzył, apotem pocałował ciepłe, nagie ramię.Lauro - szepnął, sunąc ustami wzdłuż jej szyi.-Lauro, musimywstać.Matt i Ginny spodziewają się nas na kolacji.- Roześmiałsię, gdy schowała się głębiej w pościeli i naciągnęła kołdrę nagłowę, żeby go nie słyszeć.- Jeżeli się nie pospieszymy, napewno przyjdzie po nas Austin.Idz, Jason.Ja nie jestem głodna.Ma więc w łóżku marudę.Nie znał Laury od tej strony.,Zszelmowskim uśmiechem odchylił brzeg kołdry i powiedział:- Obiecałaś Austinowi, że zrobicie po kolacji lody brzoskwi-niowe.Wiesz, że nie zapomni o niczym, co ma związek z jegożołądkiem.Laura usiadła, ziewnęła i przeczesała palcami włosy.- Miałam niezwykły sen, w którym powiedziałeś, że szalejesz namoim punkcie i chcesz, żebym z tobą zamieszkała.Dziwne,prawda?Jason zdecydowanym ruchem odrzucił kołdrę i przeskoczył nadLaurą.Wykonując ten dziki szus, chwycił ją za rękę, więc gdytrafił stopami w podłogę, ściągnął Laurę z łóżka.Przestała się śmiać, gdy wprowadził ją pod prysznic.SRZastanawiała się, jak wypłacze się z tej matni, w którą sama sięwpędziła.Prawda pozostająca długo w ukryciu nabrzmiewałajak wrzód.Dzisiaj wieczorem, obiecała sobie i od razu poczuła ulgę.Dzi-siaj wieczorem, po kolacji, kiedy Matt, Ginny.i Austin pójdąspać, usiądzie z Jasonem i odbędzie z nim długą rozmowę.Po-wie mu wszystko.SR14- Co? Muszę tym kręcić? - spytał osłupiały Austin.Odłożył plastikową torbę z kruszonym lodem, podparł się podboki i nachylił nad staroświecką maszynką do lodów, przyglą-dając jej się z niechętnym zaciekawieniem.Spojrzał na Matta izmrużył oczy, zrozumiawszy, że Laura i ojciec, zrobili mu ka-wał.-Gdzie jest silniczek?Laura przygryzła wargę, pochyliła głowę i nasypała soli dokołacylindrycznego pojemnika.-Austinie, poproszę o drugą warstwę lodu.Austin spełnił prośbę, ale myślał o czym innym.-Stroisz sobie żarty, Lauro, prawda? Jest silniczek, tak?Laura pomacała biceps jego prawej ręki.Tu jest silniczek-odparła.Kurczę, to niesprawiedliwe - jęknął.- Jak długoSRmam kręcić tym głupim urządzeniem? - narzekał zrezygnowany.-Pewnie około pół godziny odparła Laura.- Potem trzebaoczywiście czekać drugie pół godziny, żeby lody się zestaliły.Ale wujek Jason mówił mi po drodze, że będzie cię zmieniał.Austin fuknął rozgoryczony.- Co za ulga! - rzekł ironicznie.Jason z uśmiechem zmierzwił czuprynę bratanka.Uczucieszczęścia i radości nie pozwalało mu z nikim się spierać.Wiesz, co ja robiłem, Einsteinie? Kiedy ręka mi odpadała odkręcenia, wyobrażałem sobie górę zimnych lodów i kręciłemszybciej.Nie prosiłbym o domowe lody, gdybym wiedział, że to takazabytkowa maszynka bez silniczka.- Wtem Austin się rozch-murzył.- Czy nie moglibyśmy skonstruować takiej uprzęży dlaPsa, żeby on kręcił?Pies, wyczuwając kłopoty, uniósł łeb i warknął, ale ponieważusłyszał ulubione słowo - lody - nie zamierzał wynosić się zkuchni.Przysunął się tylko bliżej Ginny, położył łeb na jej ko-lanach i spojrzał najżałośniej, jak potrafił.Niezły, aktor z tego kundla - rzekł Jason.- Ale mnie to nie bie-rze, Psie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]