[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smacznego!Oprócz sutego poczęstunku Spencer uzyskał dwie informacje o Hannah-Valerie.Pierwszą było opowiadanie Thedy o rysunku karalucha na ścianie sypialni Hannah, chociażciągle nie wiedział, z czym to może być związane.Druga dotyczyła pewnej rozmowy, którąprowadziły, jedząc kiedyś wspólnie obiad, krótko przed ucieczką Hannah.Rozmawiaływówczas o wymarzonych miejscach, w których chciałyby zamieszkać na zawsze.Theda niemogła się zdecydować, czy wybrać Anglię, czy Hawaje, natomiast Hannah upierała się przytym, że tylko małe nadmorskie miasteczko Carmel w Kalifornii ma w sobie tyle piękna ispokoju, że nie może być na świecie niczego lepszego.Spencer przypuszczał, że Carmel mogło stanowić wymijającą odpowiedz, ale w tymmomencie to był jedyny trop.Nie udała się tam prosto z Las Vegas, tylko zatrzymała się wokolicy Los Angeles, próbując urządzić się pod nazwiskiem Valerie Keene.Ponieważ jednakjej tajemniczy wrogowie już dwukrotnie odnalezli jaw wielkich miastach - może zdecydowałasię spróbować, czy uda im się wyśledzić ją w znacznie mniejszej społeczności.Theda nie powiedziała tej bandzie hałaśliwych, gburowatych, głupich dzikusów, żeHannah wspomniała o Carmel.Dawało to Spencerowi pewną przewagę.Przykro mu było zostawić ją samą ze wspomnieniami o ukochanym mężu, od dawnaopłakiwanych dzieciach i utraconej przyjaciółce.Dziękując jej wylewnie, wyszedł na galeryjkęi powędrował w kierunku schodków prowadzących na dziedziniec.Zaskoczyło go pstre, szaro-czarne niebo i szalejący wiatr.Przebywając w świecieThedy, zapomniał, że istnieje jeszcze jakiś inny, poza ścianami jej mieszkania.Było znaczniezimniej, a korony palm uginały się pod naporem wiatru.Schodził niepewnie po schodach, niosąc siedemdziesięciofuntowego psa, plastikowątorbę pełną ciastek, papierową torbę z nadziewaną borówkami bułką i pojemnik z tortem.Niemógł puścić Rocky ego wcześniej, gdyż wiedział, że popędzi z powrotem w ramiona Thedy.Kiedy w końcu postawił go na ziemi, kundel odwrócił łeb i tęsknie popatrzył w stronęmałego kawałka psiego nieba.- Czas wrócić do rzeczywistości - powiedział Spencer.Pies zaskomlił.Spencer ruszył ku frontowi budynku, w stronę smaganych wiatrem drzew.Obejrzał się,kiedy doszedł do połowy basenu.Rocky tkwił przy schodach.- Hej, kolego.Rocky spojrzał na niego.- Czyim ty w końcu jesteś psem?Kundla ogarnęło poczucie winy i zaczął człapać w stronę Spencera.- Lassie nigdy by nie opuścił Timmy ego, nawet dla babci samego Pana Boga.Rocky kichnął parę razy z powodu ostrego zapachu chloru.- Co by było - powiedział Spencer, kiedy pies zrównał się z nim - gdybym zostałprzygnieciony przewróconym traktorem i nie mógł się wydostać, a w dodatku czyhałby namnie zły niedzwiedz?Rocky zaskomlił przepraszająco.- W porządku - uspokoił go Spencer.Kiedy siedzieli już w fordzie, Spencer dodał:- Jestem z ciebie dumny, kolego.Rocky uniósł łeb.Zapalając silnik, Spencer wyjaśnił:- Robisz się z dnia na dzień coraz bardziej towarzyski.Gdybym cię nie znał, mógłbympomyśleć, że podbierasz mi pieniądze, żeby opłacać któregoś ze znanych psychologów wBeverly Hills.Zza rogu najbliższej przecznicy wyjechał z kontrolowanym poślizgiem zielonychevrolet i niemal przetoczył się przez dach jak podczas wyścigów wraków samochodowych.Jakoś utrzymał się na dwóch kołach, przyspieszył i z piskiem opon i hamulców zatrzymał się poprzeciwnej stronie ulicy.Spencer przypuszczał, że samochód był prowadzony przez pijanego albo przezchłopaka, który wypił coś mocniejszego od pepsi - dopóki nie pootwierały się drzwiczki i niewyskoczyło z nich czterech mężczyzn.Pobiegli w stronę kompleksu apartamentów.Spencer zwolnił ręczny hamulec i ruszył.Jeden z biegnących mężczyzn zauważył go i wskazując na niego ręką, krzyknął coś dotamtych.Wszyscy czterej stanęli i popatrzyli za fordem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]