[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie miej o to do niego pretensji.- Szukała chusteczki w kieszeni.- Nie proś o cuda.- Och, Nick! Gdybyś tylko zdołał przejrzeć na oczy, zrozumiałbyś, ile dla niego znaczysz.- %7ładnych wykładów.- Nie płakała już, więc poczuł się pewniej.- Przecież zachowujeszsię, jakbyś była w nim zakochana.- Ze zdumieniem spostrzegł, że jej oczy znów napełniają sięłzami.- O Boże!- zawołał, kiedy skuliła się i zaczęła szlochać.- Więc to nie tylko seks?- Tak miało być.- Objął ją, a ona wtuliła się w niego.- Jak ja się w to wplątałam? Nie chcę być zakochana.- To fatalnie.- Ogarnęło go dziwne uczucie.Chociaż była blisko, nie odczuwałpodniecenia.Co gorsza, czuł się niemal jak jej brat! Nikt jeszcze nie płakał na jego ramieniu,nie szukał u niego wsparcia.- A on? Czy jest na tej samej łajbie?- Nie wiem.- Wytarła nos.- Nie rozmawialiśmy na ten temat.Cała ta sprawa jest śmieszna.Ja jestem śmieszna.Powiedzmy po prostu, że był to pełen emocji wieczór.Nie mów Zackowi otym.- Uważam, że to należy do ciebie.- Właśnie.- Wytarła łzę z policzka.- Proszę, nie gniewaj się na mnie.- Ależ skąd.- Nagle poczuł się zmęczony.- Nie wiem, co czuję.Może przychodząc tu,chciałem ci udowodnić, że jestem lepszy.Dziwne.- Obaj jesteście dziwni i dlatego taka miła, sensowna kobieta jak ja straciła dla was głowę.- Dobrze wybierasz.- Odwrócił się do niej i uśmiechnął słabo.- Tak.- Dotknęła jego policzka.- Na pewno.Powiedz mi, że wracasz do Zacka.- A gdzie miałbym pójść?- Powiedz mi, że wracasz, bo chcesz z nim porozmawiać, wyjaśnić wreszcie parę spraw.- Tego nie mogę ci obiecać.Kiedy wstał, wzięła go za rękę.- Pozwól, że z tobą pójdę.Chcę wam pomóc.Muszę być pewna, że zrobiłam wszystko.- Przecież nic się stało.Po prostu zakochałaś.się w niewłaściwym facecie.- Może masz rację.Ale pójdę z tobą.- Jego zawadiacki uśmiech bardzo ją ucieszył.- Rób, jak uważasz.Ale przedtem umyj twarz.Masz czerwone oczy.- Daj mi pięć minut.Nick zaczął się denerwować parę kroków od domu.Przygarbił się, włożył ręce do kieszeni.Typowe.Zwierzę rodzaju męskiego jeży sierść i pokazuje zęby, żeby udowodnić, jakbardzo jest twarde.Zatrzymała tę obserwację dla siebie, wiedząc, że żaden z nich nie doceniłbyżartu.- Chwileczkę, mam pomysł - powiedziała przy drzwiach.- Poczekamy do zamknięcia baru iwtedy każdy z was powie swoje.Ja będę pośrednikiem.Nick zastanawiał się, czy Rachel wie, jak trudno mu stanąć twarzą w twarz z Zackiem.- Zrobię, co każesz.- A jeśli mają być jakieś ciosy - dodała, otwierając drzwi - to ja je będę wymierzać.Wieczór był senny, jak zwykle w połowie tygodnia.Przy barze marudziło jeszcze kilkupijaków.Zack stał za kontuarem, Lola wycierała stoliki.Spojrzała na Rachel z uznaniem iwróciła do pracy.Rachel zauważyła, że w oczach Zacka pojawiła się ulga.- Masz trochę kawy? - powiedziała i wspięła się na stołek.- Oczywiście.- Daj dwie.Znaczącym spojrzeniem obrzuciła Nicka, który bez słowa usiadł przy niej.- Jest taka stara ukraińska tradycja - zaczęła, kiedy Zack postawił przed nimi filiżanki.-Rodzinna rozmowa.Czy uważacie, że dojrzeliście do niej?- Tak - powiedział Zack i spojrzał na brata.- Chyba jestem gotowy.A ty?- Też tu jestem - mruknął Nick.- Hej, wy tam! - Klient, który przez cały wieczór nie wylewał za kołnierz, oparł się o blatparę stołków dalej.- Czyja tu dostanę jeszcze jedną whisky?- Nie - odpowiedział Zack, niosąc dzbanek z kawą.- Ale możesz dostać kawę na kosztfirmy.- A kim ty, do diabła, jesteś? Opiekunem społecznym?- Tak, zgadłeś.- Powiedziałem, że chcę whisky.- Tutaj jej nie dostaniesz.Pijak chwycił Zacka za sweter.Biorąc pod uwagę jego mikrą posturę, był to chwytświadczący o nadmiarze wypitego alkoholu.- Czy to bar, czy kościół?W oczach Zacka coś błysnęło.Rachel już schodziła ze stołka, kiedy Nick chwycił ją zarękę.- On sobie poradzi - rzucił.Zack spojrzał na dłonie na swoim swetrze, potem na podenerwowanego klienta.Kiedyzaczął mówić, jego głos zabrzmiał nadspodziewanie miękko.- To dziwne, że pytasz.Znałem takiego jednego w Nowym Orleanie.Też lubił whisky.Kiedyś zaczął łazić od baru do baru.Wszędzie zamawiał whisky.W końcu był tak pijany, żewszedł do kościoła, myśląc, że to jeszcze jeden bar.Przetoczył się aż do ołtarza, walnął pięściąi zamówił podwójną whisky.A potem jak nieżywy padł na ziemię.Okazało się, że naprawdęumarł.- Zack odczepiał palce pijaka od swetra.- Jeśli wypijesz tyle, że nie wiesz, gdzie jesteś,to możesz obudzić się martwy w kościele.- Wiem, gdzie jestem, u diabła! - Mężczyzna zaklął i chwycił filiżankę z kawą.- To świetnie.Nie lubimy holować zwłok.Rachel usłyszała stłumiony śmiech Nicka.- Prawda czy nie? - szepnęła.- Trochę tak, trochę nie.Dobrze sobie radzi z pijakami.- Z blondynką tak dobrze mu nie szło.- Jaką blondynką?- To inna historia - powiedziała Rachel, uśmiechając się.- Opowiem ci kiedy indziej.Słuchaj, wolałbyś pójść na górę, czy.- Przerwała, bo w kuchni nagle coś huknęło.- Co to?Rio przewrócił lodówkę?Zsunęła jedną nogę ze stołka i zamarła.Drzwi kuchni otworzyły się i do baru wtoczył sięzakrwawiony Rio.Za nim stał mężczyzna w pończosze na głowie.Trzymał na karku Rio dużyrewolwer.- Czas na prywatkę - warknął i lufą pchnął kucharza.- Zaskoczył mnie - powiedział Rio i oparł się o bufet.- Wszedł przez mieszkanie.Dwaj inni zamaskowani mężczyzni pchnęli drzwi od strony ulicy.- Nie ruszać się! - zawołał pierwszy.Drugi strzelił w dzwon okrętowy, wiszący nad bufetem.- Zamknij drzwi, idioto - ryknął ten pierwszy z wściekłością.- I żadnej strzelaniny, chybaże tak powiem.A teraz opróżniać kieszenie, wszyscy! Szybko! Kłaść na bar.Portfele ibiżuteria.Hej, ty! - Podniósł rewolwer w stronę Loli.- Napiwki, kochanie.Chyba dużozarobiłaś.Nick zmartwiał.Poznał ten głos! Mimo masek całą trójkę nietrudno było rozpoznać.Zmiech T.J.i jego kaczkowaty chód.Dżinsowa kurtka Casha.Blizna na nadgarstku Reece'a,pamiątka po walce z kimś z bandy Hombres.To byli jego przyjaciele.Rodzina.- Co, u diabła, robisz? - spytał, patrząc na T.J., który zbierał łupy do torby.- Wyjmuj wszystko z kieszeni! - rozkazał Reece.- Chyba zwariowałeś.- Już! - Reece skierował lufę na Rachel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]