[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem spacerkiem ruszyliśmy do niej do domu na Dorchester Street.Wziąłem ją za rękę, a Jade delikatnie pogłaskała kciukiem moją dłoń,wiedząc, że ją cofnę, jeśli nie otrzymam żadnej zachęty.Gdydotarliśmy na miejsce, powiedziała, iż ma nadzieję, że wszyscy są wdomu.Spytałem dlaczego, na co Jade odparła, że chce, aby mniepoznali.Zaskoczony, znów spytałem dlaczego, lecz ona na szczęścieudała, że tego nie słyszy.Weszliśmy na dużą drewnianą werandę, któraniczym pierścień Saturna otaczała połowę domu.Na werandzieznajdowały się rowery oraz żółta wiklinowa kanapa, na której leżałybiałe poduszki, packa na muchy i otwarta książka.Przed nią stał podnóżek, a niecodalej mały dębowy stolik, na którym ktoś zostawił szklankę z mrożonąkawą z mlekiem wypełnioną po brzegi kostkami lodu.W kawiepływały drobne muszki - o skrzydłach wielkości przecinków - którerozpaczliwie starały się utrzymać na powierzchni.Kiedy Jade tozauważyła (spojrzeliśmy na szklankę równocześnie; na początkuwprawiało nas w zdumienie to, że robimy coś w tym samymmomencie, pózniej już tylko nas śmieszyło), zawołała coś w rodzaju Och, bidule!" albo  Biedne kreaturki!" - cała rodzina uwielbiała tosłowo - po czym wylała kawę przez balustradę na zaniedbany trawnik.Zanim odstawiła szklankę, pojawiła się Anna, która na chwilęzostawiła kawę, żeby przynieść sobie z domu papierosa.Obudziłem się w środku nocy.Zniła mi się Jade.Zawsze wiedziałem,kiedy o niej śnię, bo czułem się wtedy tak, jakby obracało się we mniejakieś koło.Starałem się uchwycić obrazy, zanim odpłyną, ale było to równieniemożliwe jak próba schwytania promieni księżyca odbijających sięw jeziorze.Jednakże to nie sen mnie obudził.Przypomniało mi się to,co ojciec powiedział w kuchni:  Dlatego tych listów tutaj nie ma".Przypomniał mi się głos Arthura i wyraz jego twarzy, wyraz błagalny,jakby ojciec chciał, abym go przejrzał, przetłumaczył sobie jego słowa,abym okazał cierpliwość i dał mu szansę wystąpić jako mój zbawca.Zrzuciłem z siebie prześcieradło i wstałem z łóżka.Nie wiedziałem, corobić, ale ta informacja była tak ważna, że nie potrafiłem leżećbezczynnie.Słowa ojca huczały mi w głowie. Dlatego tych listówtutaj nie ma". Jeśli nie tu, to w takim razie gdzie? Istniała tylko jedna logicznamożliwość: u ojca w pracy.Balem się - zawodu, rozczarowania.Ubierając się, myślałem, jakdotrzeć do biura Arthura.Nie miałem pieniędzy.Nie byłem pewien,jakie tam jeżdżą autobusy i czy w ogóle o tej porze jeszcze kursują.Nadziemna kolejka działała dwadzieścia cztery godziny na dobę, alelękałem się do niej wsiąść.Stanąłem przy oknie.Szyba była wyrazniechłodniejsza, czyli że upał zelżał po deszczu.O drugiej nad ranem ulicabyła całkiem wyludniona.Po niebie sunął księżyc niemal w pełni,który nadawał chmurom metaliczny połysk.Wyszedłem na palcach z pokoju do ciemnego korytarza.Z sypialnirodziców dochodziło głośne chrapanie ojca.Rose zapewne też spała, wprzeciwnym razie szturchnęłaby męża łokciem w bok, aby go uciszyć.Przytrzymując się ścian, żeby nie stracić równowagi, minąłemsypialnię rodziców i doszedłem do drzwi wejściowych.Od pewnegoczasu Arthur zostawiał przy drzwiach teczkę oraz klucze, żeby ich niezapomnieć, wychodząc do pracy.Nie wiem, czy jego zapominalstwo towynik starzenia się, czy zakochania.Ale kiedy zacząłem po ciemkumacać stolik, na którym ojciec kładł swoje rzeczy, poczułem jedyniegładką, nieco tłustawą powierzchnię drewna.Była niedziela - rano niemusiał iść do pracy.Stałem w korytarzu.Powoli wzrok mi się przyzwyczajał dociemności i zacząłem widzieć w mroku: pokryte gipsem belki nasuficie, obrazy w ramkach na ścianach, czarny otwór prowadzący dokuchni.Zdjąłem buty.Serce mi łomotało niczym beczka, która zhukiem toczy się po schodach.Skradając się jak morderca, mszyłem wstronę sypialni rodziców. Zanim uniezależniłem się od Arthura i Rose, kiedy to już dłużej niemogli protestować, że nocuję u Butterfieldów, setki razy wślizgiwałemsię po cichu do mieszkania i ukradkiem z niego wymykałem.Wiedziałem dokładnie, gdzie postawić nogę, w którym miejscupodłoga skrzypi i z jaką szybkością otwierać drzwi, żeby nietrzeszczały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire