[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.boć naprzywitanie działa też zagrzmieć musiały.Jak na dzień o zwykłej porze ozwały się po klasztorach i kościołach dzwonywołające na modlitwę, a nie zabrakło pobożnych, bo tak jak stali ci co nocspędzili bezsenną, poszli Bogu siebie, i rodziny, i losy przyszłe miasta i krajupolecić.Wychodziły msze po mszach po kościołach, a żadnemu ołtarzowi na pobożnychnie zbywało.Dopiero czasu summy.opustoszały nieco świątynie.Kto mógłna mury śpieszył, a kto rozkaz otrzymał, na harcownika za miasto wyciągał, sam król Gustaw nadchodził.Z murów widać było w porządku wielkimposuwające się szeregi na Promnik i szykujące czołem przeciwko miastu.Samgłówny korpus od pałacu na Woli aż do Wisły zajął obozowisko, a skrzydło wlewo od strzelnicy się wyciągnęło.Skoczyło z miasta na ochotnika do harcugromadek kilka, w których i Pełka i Rożański się znalezli.Dla Pełki był to pierwszy chrzest i pierwsze pole, na które u Panny Marii wziął zrana błogosławieństwo.Młodemu żołnierzowi niebezpieczna to była rzecz dlagorącości krwi wynijść na taki posterunek, gdzie gdy się urwać nie da, uchodzićobowiązkiem, bo zuchwalstwem życia ważyć się nie godzi.Musieli teżprzebywać kurzące się jeszcze popieliska na Kleparzu i z węgłów domostwniedopalonych korzystać.Ale wiódł ich stary żołnierz Pazdzierski, który dotakiej urywanej wojny był jedynym, i Czarniecki mu też młodzież chętniepowierzał.Przekradłszy się między obalonymi domostwy wśród dymów.zasadzili się wtakim miejscu, kędy ich nieprzyjaciel nie bardzo mógł dojrzeć.A z tamtejstrony sunęło też ku Kleparzowi na rozpoznanie kupek kilka.Pełka po razpierwszy ujrzał szwedzkiego rajtara z jego zbroiczką, butami i pludrami, ikapeluszem pierzastym, i rękawicami zamaszystymi.A mógł mu się dobrzeprzypatrzyć, bo Szwedzi nie widząc ich posunęli się wprost ku nim na strzałkarabinkowy.Pazdzierski mitygował swoich, póki ich nie dopuścił jak trzeba, ażeby im tyłzająć mogli, wyrwawszy się zza węgłów.Rozglądali się Szwedzi bacznie, leczwidząc pustki dymiące tylko.pomknęli naprzód.Dopieroż na dany znakkupka się owa z zasadzki wyrwała i hajże na rajtarów.Z obu stron strzały sięposypały i uganianie poczęło.ale Szwedzi pierzchnęli.Pełka na Sułtanie ichgnał po szalonemu.szczególnie jednego na oko wziąwszy.Próżno go jużPazdzierski odwoływał.Nie opamiętał się Pełka, aż Szweda na ziemizobaczył.Jakże go tu było rzucić nie wziąwszy co na pamiątkę? Nie zważając naniebezpieczeństwo, pochylił się nad nim, by z niego opaskę choć zedrzeć.ibyliby go nadbiegający na obronę pochwycili lub ubili, gdyby Rożański zPazdzierskim nie nadbiegli w pomoc.Udało się więc szczęśliwemu zwycięzcywielkim kosztem małą zdobycz pochwycić szarfę, którą rajtar byłprzepasany, krwią jego ubroczoną.A nigdy może tryumfator, który miastozdobył, tak nie był szczęśliwy z bogatych łupów, jak pan Medard z owegogałgana, wioząc go do miasta.Nie można się było bowiem zabawiać dłużej iharcownicy wszyscy na dany znak ustępować musieli, bo Szwedzi już nadymiące zgliszcza Kleparza sunęli się całymi szeregi, aby zająć podle niegorówninę i bliżej się miasta rozłożyć.Rożański też niepomału się radował, bo mu kula szwedzka naznaczyłazbroiczkę, wygiąwszy w niej dół a nie przebiwszy jej, jakby dla zapewnienia, iżw niej być może bezpiecznym.Pazdzierski tylko, żołnierz surowy, obunaganiał popędliwość. Co wy sobie myślicie młokosy wołał że ja was na jatki prowadzę! A tomi proszę, żołnierze! %7łycie dać, to nie sztuka! gdy krew zagra.a no, trzebawiedzieć jeszcze na co się to zdało!.Dałbym ja ichmościom obu pamiętne.ano czasu na to nie ma!* * *Gdy w Krakowie Pełka cisnął niebieski węzeł do piersi, napawając się słodkimwspomnieniem panny podczaszanki, na przemiany straże odbywając po murach,wpraszając się do każdej wycieczki, szukając niebezpieczeństwa i szczęśliwie zprób wszystkich wychodząc pani podczaszyna sposobiła się w Głogowie dozapewnienia córce losu, nie zapominając o swym własnym.Była bowiemnajpewniejszą, że gdy się pozbędzie niebezpiecznej tej rywalki, która oczy iserce ściągała z łatwością jeszcze znajdzie gładkiego towarzysza, abywdowie zrzucić szaty.Już w Krakowie pan wojewoda sieradzki rzucił pożądliwym okiem na pannępodczaszankę, która się niczego nie domyślając, z naiwną prostotą dziecięciauśmiechała do niego.Dziwna rzecz! zalotnemu dziewczęciu podobało się to wielce, że jej takipoważny mąż nadskakiwał.Czuła się tym zaszczyconą, a o nic jej tyle nie szło,jak żeby jej za dziecko nie miano.Przebaczała więc koperczaki, które stroił panwojewoda, dla tej miłości własnej zadowolenia, iż dojrzałą panną udawać jejbyło wolno.I grała tę rolę tak wybornie, że matka się nią nacieszyć nie mogła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]