[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypominam sobie teraz, że pewna grupa kobiet była szczególnieoburzona, że miałam czelność odwiedzić miejscowe sklepy po śmierci ciotki.Uznały to za najcięższy grzech.Sądzę, że pani Merrick należała do ich grona.Skrzyżował ramiona.- Wiem, że skandal może żyć własnym życiem, a fakty można tak przekręcić,że niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.Mówił spokojnym tonem, w zamyśleniu, jakby na podstawie własnychdoświadczeń.W każdym razie Gwendolyn miała takie wrażenie.- Ale w tych opowieściach była prawda - powiedziała.- Mieszkałamw gospodzie, sama, po niespodziewanej śmierci ciotki.Tak więc skandalnarodził się z prawdy.Przekręcono ją, oczywiście, ale inaczej, cóż by to była zarozrywka? O czym by szeptano i snuto domysły i dlaczego potępiano by mnie,gdyby tylko sama prawda została ujawniona? Jakby mogli, z czystymsumieniem, uznać mnie za pariaskę, gdybym nie była złą osobą?Lord Fairhurst westchnął i potarł szyję dłonią.- Współczuję pani udręce, panno Ellingham.Niestety, kiedy człowiek spadana dno, to dla innych ludzi najlepsza okazja, żeby pokazać, jacy potrafią byćpodli.- Robiłam zakupy, to prawda.- Zaciskając usta w stanowczą linię, patrzyłaprzed siebie.- Kupiłam kapelusz.Spojrzał na nią zaskoczony.- Kapelusz?- Tak.Zapłaciłam za niego cztery gwinee, śmieszna cena, wziąwszy poduwagę, jaki był mały i zgrabny, ale kiedy go zobaczyłam, wiedziałam, żeDorothea wpadnie w zachwyt.Pamiętam, że zdobiło go pawie pióro i należałogo nosić przekrzywiony na bok.- Kapelusz był dla siostry?- Bardzo była przygnębiona, że nie może mi towarzyszyć do Londynu, więcobiecałam jej jakiś piękny prezent. Gwendolyn odwróciła głowę, zmuszającsię, żeby na niego patrzeć.- Po śmierci ciotki wiedziałam, że nie dotrę doLondynu, a nie chciałam wrócić do domu z pustymi rękami.Kupiłam też, zaresztę kieszonkowego, komplet pędzli dla Emmy.Uważa się za artystkę, a jawierzę w jej talent.Wicehrabia przyglądał jej się w zamyśleniu.- Robienie zakupów może być uznane za niewłaściwe, jeśli nie znamy całejhistorii.Sądzę jednak, że najpoważniejszy zarzut to ten, że pozostawała panisama w publicznej gospodzie.Czy nie było nikogo, kto przyszedłby paniz pomocą?Gwendolyn wzruszyła ramionami.- Pastor zaprosił mnie niechętnie do domu.Ale była to licha chatka, a miałliczną rodzinę.Jego żona urodziła właśnie szóste dziecko.Nie chciałam im sięnarzucać i zajmować miejsca, którego im i tak brakowało.Spodziewałam się, żewuj przyjedzie następnego dnia.Kiedy nie przyjechał, myślałam, że zjawi sięjeszcze następnego.I tak dalej.I tak minęło siedem dni, a ja byłam sama.Utkwił w niej poważne spojrzenie.- Wszyscy popełniamy błędy.- Ach! Ale ich skutki nie zawsze są tak dotkliwe.Wicehrabia wydawał się poruszony.- Musi mi pani zaufać.Wiem, co robię.Nie pozwolę, aby ktoś panią zranił.Daję pani słowo.Ale jeśli ma pani jakąś nadzieję, że zdoła się oczyścić zeskandalu, musi pani stawić czoło tym ludziom, albo zawsze będą paniąpomiatać.Ujął jej rękę, odwrócił dłonią do góry i podniósł do ust.Patrząc w jej oczy,pocałował nagą skórę nadgarstka.Poczuła dziwne, nieznane jej dotądmrowienie.Ogarnęło ją poczucie słabości.Wielki Boże! Był ekspertem w przekonywaniu i uwodzeniu!W odruchu paniki Gwendolyn wyrwała się i ruszyła w stronę koni.Szładumnym krokiem, pragnąc dać mu w ten sposób do zrozumienia, że nie zgadzasię na takie traktowanie.I że mu nie ufa.- Proszę, panno Ellingham, niech pani mi tego nie utrudnia.Oboje wiemy, żew tych okolicznościach dostanę, czego chcę.Słowa wisiały w powietrzu, kiedy dosiedli koni.Klacz zawróciła w stronędomu.Zapadła między nimi cisza.Gwendolyn nie zwracała uwagi na to, którędyjadą.Myślała wciąż o wydarzeniach poranka, o zdecydowaniu wicehrabiego,żeby ją przywrócić do towarzystwa.I o tym, że musi mu pozwolić spróbować.Martwiła się.Nie ufała lordowi Fairhurst.Nie ufała jego motywom, anisposobom postępowania, a co najgorsze, nie potrafiła stwierdzić, czy chciał jąuwieść, czy też odegrać się na niej.%7ładna z tym rzeczy nie wróżyła dobrze jejani jej rodzinie.Zadrżała.Siedziała pewnie na koniu, ale przestraszyła się, że tracirównowagę.Przesunęła się lekko.Nie mogła zrozumieć swoich uczuć.Strachmieszał się z podnieceniem.Tak, z podnieceniem.Miała pozwolić mężczyznie, którego uważała zaniezwykle przystojnego i pociągającego, który w hierarchii towarzyskiejpozostawał poza jej zasięgiem, nie wspominając już o tym, że był żonaty z inną,aby ponownie wprowadził ją do towarzystwa.Czyste szaleństwo.Jason wyciągnął wiosła z wody, ustawił pod kątem i zanurzył w jeziorze,mocno pociągając.Zwinna łódz mknęła leciutko po gładkiej tafli, rysując zasobą wodną ścieżkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]