[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musiałem, bo co byś powiedziała, gdybym cię poprosił, żebyś rozpuściła wło-sy?- Odmówiłabym, rzecz jasna.- Usiadła, podciągając kolana pod brodę.- Będę obstawał przy swoim.Masz, spróbuj.Powinno być chłodniejsze, aletrudno.- Zawsze dostajesz to, czego chcesz? - Elinor wzięła niechętnie pucharek.Pierwszy łyk wina ugasił pragnienie.Kolejny - uśmierzył gniew.Nie potrafiłazłościć się zbyt długo na Thea.- W każdym razie próbuję.- Wyciągnął się, trzymając w dłoni pucharek i nasu-wając kapelusz na oczy.- Mam w torbie skórzaną sznurówkę, gdybyś chciała zapleśćwłosy.- I grzebień, bez wątpienia.- Elinor zaczęła grzebać w jego torbie.- No wiesz! Amężczyzni śmieją się, że kobiety noszą tyle rzeczy w torebkach.Z tym, co masz wswojej, mógłbyś przetrwać tydzień na pustyni.- I o to właśnie chodzi.Prócz notatnika i ołówków Elinor znalazła zawinięty w papier ryżowy chleb, bu-telkę z wodą, chusteczkę do nosa, składany scyzoryk, kłębek drutu, jak przypuszczałado zastawiania sideł na króliki, grzebień, pęczek skórzanych sznurowadeł, kilka moneti.- Auaa!- To pewnie arkusz szpilek.Znalazłaś, co trzeba?- Tak, dziękuję.Ssąc skaleczony palec, Elinor wrzuciła resztę rzeczy do torby i zaczęła rozcze-sywać włosy.Były mocno poplątane, bo tego ranka upchnęła je byle jak pod siatką,więc zajęło jej to dobre dziesięć minut.Kiedy skończyła, bolały ją ramiona i odechcia-ło jej się ich zaplatać.Sięgnęła po pucharek, a gdy się okazało, że jest pusty, dolałasobie wina.SR- Skończyłaś? - Theo usiadł, zsuwając kapelusz z czoła.- Muszę je jeszcze zapleść.Popołudnie było słoneczne i ciepłe.Burgundzkie wino, którego nie pija się ra-czej o tej porze, sprawiło, że Elinor ogarnęła senność.Wyprostowała się i wylałaresztkę trunku na trawę.- Ja to zrobię - powiedział i zanim zdążyła zaprotestować, zanurzył ręce w jejwłosach.- Daj mi grzebień.Elinor podała mu grzebień, a potem znów podciągnęła kolana pod brodę i oparłana nich czoło.Dotknięcia rąk Thea były niezwykle kojące.Co za błogie uczucie sie-dzieć tak w słońcu, wsłuchując się w śpiew ptaków, szum wody i bicie własnego ser-ca.Rozdział czwarty- Pora wracać.- Hm? - Elinor ocknęła się i zobaczyła, że cienie wydłużyły się na łące, a Theostoi nad nią i przeciąga się, ziewając.- Czy to możliwe, że spałam?- Przez jakieś pół godziny.Zresztą, ja też.Kiedy poruszyła głową, poczuła na plecach ciężar warkocza i łaskotanie na po-liczkach.- Co zrobiłeś z moimi włosami? - Sięgnąwszy ręką, przekonała się, że je zaplótłw warkocz, i to od samej góry, pozostawiając nad czołem i po bokach drobne loczki.- Zaplotłem je.Coś nie tak? W taki sam sposób zaplatam ogon mojemu koniowi.Elinor spojrzała na niego niepewnie.Czy to prawda, czy po prostu zrobił jej fry-zurę którejś ze swoich przyjaciółek?- Dziękuję - powiedziała w końcu, żałując, że nie ma lusterka, aby się przejrzeć.Theo uwijał się, chowając rzeczy do torby.Miał zwinne ruchy i był harmonijniezbudowany.Długie nogi, szerokie ramiona i wąskie biodra.Klasyczne proporcje, któ-rymi dama mogła się zachwycać, ale pod jednym warunkiem: że były wykute w bia-SRłym marmurze.Elinor spędziła ostatnie miesiące otoczona mężczyznami uchodzącymi za naj-przystojniejszych w towarzystwie.Byli wśród nich jej kuzyni, a także mąż kuzynkiBel.Mogła jednak z ręką na sercu powiedzieć, że interesowali ją jedynie jako partne-rzy do rozmowy.Dlaczego więc teraz jej uwagę przykuły cholewki butów Thea, opi-nające jego kształtne łydki?Wstała, otrzepała spódnicę i spróbowała podsumować w myślach wszystko, cow nim nie było piękne.Nos, choć wydatny i męski, był mało arystokratyczny, a wmocno zarysowanym podbródku widniał ślad dołeczka, ujmując mu powagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]