[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Najdroższa Juliano, wiesz, że to nie do końca prawda.Ja po czytałbym sobie zahonor, gdybyś rozważyła moją propozycję.Miana rozejrzała się desperacko w poszukiwaniu możliwości ucieczki, a kiedy jądostrzegła, uchwyciła się jej niczym tonący brzytwy.Chodnikiem nieopodal powozu szłaEmma Wren wraz ze swoją przyjaciółką lady Neasden, która wisiała jej na ramieniu.Nieważne, że ubiegłego wieczoru rozstały się w gniewie.Emma była tak pijana, że może niebędzie o tym pamiętać.Miana postukała w dach powozu, dając stangretowi znak, by sięzatrzymał, i opuściła okienko, przerywając Edwardowi ponowne oświadczyny.- Emma! Mary! Zaczekajcie na mnie!Widząc, że Edward kuli się w rogu powozu, uśmiechnęła się do niego pocieszająco.- Eddie, najdroższy, wiesz, że nie pasujemy do siebie.Nie mniej bardzo ci dziękuję, żewyzwoliłeś mnie z łap pana Davencourta.Naprawdę się bałam, że umrę z nudów.A terazmuszę uciekać.- Pochyliła się i ucałowała go leciutko w policzek, po czym otworzyładrzwiczki powozu i szybko dała znak lokajowi, żeby opuścił schodki.- Wybieracie się po zakupy, Emmo? Zaczekajcie, idę z wami!- Co ty, do diabła, sobie wyobrażasz, Juliano? - spytał Joss Tallant pewnego wieczoruw następnym tygodniu, powtarzając niemal dosłownie pytanie Edwarda Ashwicka.Mówiłznacznie łagodniejszym tonem, niż zamierzał, a to za przyczyną wspaniałej kolacji, którąprzyjęła go siostra, i butelki wybornej słodowej whisky, stojącej w zasięgu jego ręki.Wieczórbył ciepły, toteż siedzieli na tarasie domu Juliany, aż księżyc wzeszedł nad koronami drzew ićmy zaczęły krążyć wokół płomieni świec.Od czasu do czasu Juliana i Joss jadali kolacjetylko we dwoje - Juliana w myślach określała je jako czas, kiedy Amy spuszczała Jossa zesmyczy - i zazwyczaj te spotkania sam na sam sprawiały jej przyjemność, ale dzisiejszegowieczoru było inaczej.Joss dołączył do długiej listy denerwujących osób, wypytujących ją opowody jej zachowania.- Przede wszystkim ta skandaliczna historia, jakobyś została podana Brookesowi nasrebrnej tacy - ciągnął brat - a potem.- Proszę, nie przypominaj mi o tym, Joss! - przerwała Juliana gwałtownie.Miałaserdecznie dosyć tego, że mieszano ją z błotem za figiel na przyjęciu u Emmy Wren.- Wciążpowtarzam, że to był tylko żart, ale wy wszyscy uparliście się mnie za to potępić.- Może nie dostrzegamy zabawnej strony tej sceny.- Brat popatrzył na nią przeciągle.- Jakby tego było mało, jeszcze ta historia na ślubie Brookesa.Słyszałem jakąś absurdalnąplotkę, jakoby Martin Davencourt cię z niego porwał.- Absurdalna to właściwe słowo - powiedziała zrzędliwie Juliana, nalewając sobiekolejny kieliszek porto.- Martin Davencourt nie ma pojęcia, jak należy porywać kogośwłaściwie!- Chcesz powiedzieć niewłaściwie?- Nieważne.Ten człowiek jest nadęty jak wypchany eksponat w muzeum.Nie wiem,co się stanie z polityką, kiedy będzie my mieć takich nudnych parlamentarzystów.Brat roześmiał się.- Zakładam więc, że celem Davencourta nie było uwiedzenie?- Naturalnie, że nie.Myślałam, że go znasz.W takim razie musisz sobie zdawaćsprawę z tego, jakie to mało prawdopodobne - odparła Juliana.- To znaczy rzeczywiście mnieporwał, ale nie z powodu, o którym wszyscy myślą.Sądził, że zamierzam rzucić się naposadzkę przed ołtarzem i błagać Andrew Brookesa, żeby do mnie wrócił, czy coś równieidiotycznego.Zupełnie jakby kiedykolwiek zależało mi na Brookesie!- Wielu uważa, że ci zależało - zauważył Joss.- Tylko dlatego, że sprawiłam, by w to uwierzyli.- Juliana leniwie wyciągnęła rękę iodgoniła zbłąkaną ćmę od płomienia świecy.- Wiesz, że nigdy nie byłam kochankąBrookesa.- Wiem także, że nie masz tylu kochanków, ilu przypisują ci plotkarze.- Joss zmrużyłoczy od światła.- Dlaczego wprowadzasz ich w błąd, Ju?Kiedy brat nazywał ją Juliana, mówiąc tym ohydnie surowym tonem, wiedziała, żejest naprawdę zły, ale kiedy używał zdrobnienia, była na bezpieczniejszym gruncie.Lekkowzruszyła ramionami.- Jak mam wisieć, niech przynajmniej wiem za co.Skoro wszyscy wierzą w to conajgorsze, czemu ich wyprowadzać z błędu?- Dlaczego pogarszasz swoją sytuację?Zawahała się, bo na uczciwą odpowiedz składało się wiele wyjaśnień, a wszystko tobyły powody, których nie miała ochoty ujawnić. Gram w te gry, bo jestem znudzona, bojestem samotna, bo nie mam odwagi zaryzykować i pokochać raz jeszcze.Przyznając się dotakiej słabości, poczułaby się nieprawdopodobnie bezbronna.- Zawzięłam się, żeby żyć zgodnie z ustaloną reputacją.- Posłała bratu promiennyuśmiech.Nie pierwszy raz o tym rozmawiali, a Joss za każdym razem próbował namówić jądo zmiany postępowania.- Wiesz, że moja dobra reputacja przepadła, kiedy uciekłam zMassinghamem.- Głos Juliany stał się cieplejszy, bo przepełniały go prawdziwe uczucia.-Nic co bym teraz powiedziała bądz zrobiła, nie poprawi mojej sytuacji, po co więc próbować?Joss westchnął.- Juliano, wyszłaś za Massinghama za mąż.Małżeństwo przekreśla dawne grzechy iprzywraca ludzki szacunek.Gdybyś tylko prowadziła nieco spokojniejsze życie, ludziewkrótce zapomnieliby o twoich ekscesach.Nawet ojciec by ci przebaczył.- Uzyskać przebaczenie ojca? Na to trzeba byłoby czegoś więcej, Joss! A co dotowarzystwa.Jak daleko sięga hipokryzja? Ludzie są gotowi puścić wszystko w niepamięć,o ile zacznę się zachowywać przyzwoicie.Wszystkie moje ekscesy zostaną zapomniane, jeślisię zmienię.Przecież wyszłam za Massinghama - niemal wypluła te słowa - choć porzuciłmnie po dwóch tygodniach! Liczy się tylko świadectwo ślubu.Joss wzruszył ramionami.- Hipokryzja, przyznaję, ale takie zasady rządzą społeczeństwem.- Nienawidzę tego! To takie obłudne.- Wszyscy wiemy, że nie znosisz kompromisów.Jednak jesteś owdowiałą córkąmarkiza Tallanta i jako taka należysz do towarzystwa.- Błysnął zębami w uśmiechu.- Poprostu.- Przemówił łagodniej.- Ułatw to sobie, Ju.Porzuć tak zwanych przyjaciół i ichniemądre żarty.Znajdz coś sensownego, co wypełni ci życie.Odwróciła wzrok.Niewygodne prawdy zawsze sprawiały, że czuła się nieswojo.Rozmowa o Massinghamie wzbudziła jeszcze bardziej nieprzyjemne wspomnienia.Ból pojego ucieczce ustał, ale złość i rozczarowanie pozostały.Zauroczył ją, zakochała się w nimbez pamięci i została brutalnie pozbawiona złudzeń.Zabił całą jej miłość w dniu, w którym jąopuścił, zabierając ze sobą jej pieniądze, porzucając samą w obcym kraju.Juliana kochaładwa razy w życiu i obydwie miłości zakończyły się płaczem z takiego czy innego powodu.Dawno temu przysięgła sobie, że nigdy więcej nie da się zranić.Zwróciła się do brata:- Joss, mówisz niczym metodysta.Gdyby Massingham wciąż był wśród żywych,dopiero mielibyśmy skandal.Dreszcz mnie przenika na samą myśl o zamieszaniu, którespowodowałby do tej pory.- Szczęściem dla niego jest martwy - powiedział Joss oschle, ale wyciągnął ku niejrękę.- Przykro mi, Ju.Wiem, że ci na nim zależało.- Kiedyś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]