[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kopała go wkrocze i młóciła pięściami po żebrach.Krzyknął tylko raz, po czym rzuciłsię na nią z równie dziką furią.Był jednak silniejszy.Kiedy walnął ją paręrazy w żołądek, zupełnie straciła dech.Upadła na ziemię, a on natychmiastznalazł się na wierzchu i przygniótł ją swoim ciałem.Przytrzymał jej ręce,dopóki całkiem nie opadła z sił i mogła stawiać mu opór jedynie w duchu.Rozpiął suwak sobie, a potem jej.Brutalnie zdarł z Klementyny spodnie.Uderzyła pośladkami o zimny, błotnisty chodnik.Wcisnął kolano międzyjej nogi i z uśmiechem na twarzy wbił się w nią.Klementyna wyrywała się przez chwilę, ale wkrótce pojęła, że nie da murady.Czuła, że coś szarpie jej wnętrzności, rozrywa je na kawałki.Krew zniej uciekała.Krzyczała, nie wydając z siebie żadnego dzwięku.Wbijał sięw nią i spuszczał z takim zapamiętaniem, że nie zauważył, iż jej głowauderza raz po raz o beton.Na szczęście w końcu zemdlała.Klementyna siedziała w wannie i czekała, aż gorąca, krwista wodaochłodzi się.Nie wstając, trzykrotnie opróżniła zawartość wanny, byponownie napełnić ją nową porcją parzącej wody.Szorowała się mocno iwytrwale, ale wciąż czuła jego zapach.Chyba nigdy nie przestanie go czuć.Dwa razy wyrwał ją z odrętwienia telefon.Człowiek po drugiej stroniedrutu dawał w końcu za wygraną po siedmiu dzwonkach.Pomyślała, że toON, ale oczywiście było to niemożliwe.To tylko jej wyobraznia.Głowa i brzuch już jej nie krwawiły, ale ramię ciągle tak.Przyłożyła dorany ściereczkę, niewiele to jednak pomagało.Krew, która się z niejsączyła, miała teraz ciemną barwę, jakby zabrakło już lżejszej,powierzchniowej krwi i zużywała się ta z wewnętrznych arterii.Przez półtorej godziny, kiedy ją gwałcił, odzyskała przytomność pięćrazy.Za każdym razem otwierała oczy, dostrzegała jego dziką twarz, którabędzie ją prześladować przez resztę życia, czuła, jak rozłupują ją na półuderzenia jego grubego penisa, i znów mdlała.Kiedy ocknęła się zaszóstym razem, już go nie było.Dzwignęła się na kolana i poczuła, jak wycieka z niej jego nasienie.Zdjęła podartą bluzkę i starła je z siebie, czując obrzydzenie na myśl, żemoże mieć w środku jakąś jego żywą część.Wstała powoli, znalazłaspodnie i włożyła je, a potem poszła z powrotem w stronę budynku.BałaRS151się, że on tam ciągle będzie i znów się na nią rzuci, ale go nie było.Wtorbie znalazła sweter, który włożyła.W wewnętrznej kieszeni jejbudrysówki, do której nie chciało mu się zajrzeć, znajdowało się dziesięćdolarów.Na taksówkę do domu wystarczy.Taksiarz nie powiedział słowa na temat jej wyglądu.Była druga rano inic go nie obchodziło, oby tylko Klementyna zapłaciła.Z trudem weszła doswego wieżowca.Całym ciałem oparła się o drzwi windy, która zawiozła jądwanaście pięter wyżej.Wysiadła, otworzyła drzwi swojego mieszkania,zamknęła je za sobą i osunęła się na podłogę.Ocknęła się godzinę pózniej obok plamy krwi na szarej wykładzinie izaczołgała się do łazienki.Nie wiedziała, od jak dawna siedzi w wannie,ale sądząc po świetle słonecznym, sączącym się z salonu przez szparę wdrzwiach, musiało być koło południa, czyli minęło dwanaście godzin od.NIEGO.Wiedziała, że odtąd wszystkie wydarzenia w swoim życiu będziepamiętać jako te sprzed" i po" i tych pierwszych nie da się mierzyć tąsamą miarą, co drugich.Ktoś załomotał w drzwi.Klementyna podskoczyła.O, Boże, na kartachkredytowych było jej nazwisko i znalazł adres w książce telefonicznej!Przylgnęła skulona do brzegu wanny.Raczej utopi się, niż pozwoli muznowu siebie dotknąć.Raczej umrze, niż pozwoli, żeby dotknął jejktokolwiek.- Klementyno, otwórz.To ja, Artur.Nic ci nie jest? Wzięła jeszcze jedenoddech i zanurzyła głowę pod wodą, żeby go nie słyszeć, wystawiając napowierzchnię tylko usta i nosi Chciał, żeby pracowała, a ona przecież jużnigdy nie wróci do pracy.Nigdy nie wyjdzie z tej wanny.Leżała pod wodą, słuchając niemal absolutnej ciszy, poruszając wodęrękami.Zrozumiała, dlaczego dzieci nie chcą opuścić macicy.Były tambezpieczne, odizolowane od świata.Docierały do nich tylko przytłumione,dalekie dzwięki.Nikt nie mógł się wedrzeć do środka i zrobić im krzywdy.Kiedy właśnie zamykała oczy, drzwi rozwarły się nagle.Klementynapoderwała się na nogi.Do łazienki wpadł Artur, który ruszył ku niej.Wswojej wyobrazni nie widziała jednak Artura.To był znowu ON.Uśmiechał się i mówił jej, że tego chce.Z wrzaskiem chlusnęła na niegowodą.Sięgnęła po swoją golarkę, ale w porę złapał jej rękę.ChwyciłKlementynę w ramiona, krępując jej ruchy, i nie próbował uciszyć.Nadalkrzyczała.Nie mogła się powstrzymać.* * *RS152Godzinę pózniej Artur wyjął Klementynę z wanny.Była już spokojna,jak przerażone dziecko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]