[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie coś takiego można dać kuzynce.Coś, o czym wiesz, że będzie jej siępodobało.Ten plakat na pewno nie kosztował więcej niż dwadzieścia cztery dolary, anie można sobie wyobrazić lepszego prezentu.- Chcesz mi powiedzieć, że niczego nie potrafię zrobić tak jak trzeba, prawda? -prychnęłam.- Mamo, zobacz, co Julie dla mnie zrobiła!Znów poczułam się jak zmniejszona Ally McBeal.Ciocia Ina zeskoczyła zkrzesła i wydawała ochy" i achy" nad swetrem zrobionym na drutach.Korzystając zokazji, uciekłam na drugą stronę pokoju, udając, że robię to po to, żeby dolać sobiekawy.No dobra, zawaliłam sprawę.Czekałam z kupnem prezentu do ostatniej chwili,a potem w końcu i tak o nim zapomniałam.Ale gdybym wiedziała, że to takie ważne,to kupiłabym coś Danie nawet jeszcze dziś rano.- Janey, bardzo ci dziękuję! - zawołała Dana, wymachując moją kartką.Uśmiechnęłam się szeroko.Czy w głębi serca poczuła się urażona, czy teżciocia Ina to po prostu ciocia Ina? Nie byłam pewna.Niczego już nie byłam pewna.Chciałam tylko jednego: znalezć się wreszcie w mieszkaniu Timothy'egoRommely'ego, jeść enchiladas z kurczakiem, pić własnoręcznie przez niegoprzyrządzoną margaritę i zlizywać sól z jego ust.Ale czekały mnie jeszcze długie godziny spędzone na wizycie u Nutleyów orazpowrót do domu ekspresem z Nicole Kidman.Boże, jaką miałam ochotę zapalić.W Starbucks było pełno.Znalazłam Natashę przy długiej ladzie pod oknem.Miała na nosie okulary przeciwsłoneczne i czytała The Village Voice".Na mój widokpomachała ręką i zeskoczyła ze stołka.Spojrzenie na nią nieoczekiwanie podniosłomnie na duchu, może dlatego, iż wiedziałam, że ona nie będzie na mnie krzyczeć.Tobyła wielka ulga, móc spędzić trochę czasu w towarzystwie osoby, która uważała, żenic, co robię, nie może być niewłaściwe.Nieważne, czy to były tylko pozory.Możewłaśnie dlatego Gnat nie miała nic przeciwko podpisywaniu się cudzym nazwiskiem.Na te cztery sekundy stawała się kimś innym.- Jak tam wręczanie prezentów? - zapytała, wsuwając gazetę do słomkowejtorby.194R S- Nawet nie pytaj.- Pokręciłam głową.- Zwykły rodzinny koszmar.- Nie może być gorzej niż w mojej rodzinie - mruknęła, kierując się do wyjścia.Jak naprawdę wyglądały stosunki w tej rodzinie? Byłam przekonana, że rodziceNatashy to tacy sami, irytujący, lecz kochani ludzie jak babcia, ciocia Ina i wujekCharlie.Należeli do innego pokolenia niż Natasha i ja, nie rozumieli nic z tego, co siędo nich mówiło, i bez żadnych oporów wyrażali swoje opinie o wszystkim.Na tymwłaśnie polegała rodzina.Moi rodzice byli trochę inni, pewnie dlatego, że byli młodzii szli z duchem czasu.Nutleyowie byli konserwatywni i zapewne trudniej się z nimirozmawiało.Poza tym ktoś, kto przywykł, że świat nieustannie pada mu do stóp,musiał mieć kłopoty w relacjach z rodzicami, którzy widzieli własne dziecko w innejperspektywie.- Co robiłaś do tej pory? - zapytałam Natashę, gdy skręciłyśmy w uliczkę, przyktórej mieszkali jej rodzice.- Obeszłam różne miejsca.Byłam przy podstawówce i liceum - powiedziała,odgarniając włosy z twarzy.- Bardzo nostalgiczny spacer.Zawsze, gdy pokłóciłam się z Jimmym albo gdy rodzice na mnie nakrzyczeli,chodziłam na plac zabaw przy Russel Sage, siadałam pod moim ulubionym drzewem ipłakałam.Przesiadywałam tam tak często, że w końcu zaczęłam uważać to drzewo zawłasne.Próbowałam nawet wyryć na nim swoje imię, ale wyrzezbiłam tylko kawałeklitery N.Szukałam dzisiaj tej litery, ale nie znalazłam.Pewnie czas i pogoda zatarływyżłobienia.A więc ona też miała swoje miejsce.Może szkoda, że ja nie wybrałam drzewa.W przeciwieństwie do placu zabaw, drzewo wciąż by tu było.- Jesteśmy na miejscu - powiedziała, prowadząc mnie po schodkach napodwórko domu przy Austin Street.- Czy dobrze wyglądam?Nagle zrozumiałam, dlaczego wyglądała dzisiaj jak żona astronauty.Szła wodwiedziny do rodziców i najwyrazniej zależało jej na tym, by sprawiać wrażeniekonserwatywnej, porządnej dziewczyny.Znów ogarnęło mnie współczucie.Trzebaprzyznać, że bardzo się starała.195R SW milczeniu dojechałyśmy windą na czwarte piętro.Przed drzwiami znumerem 4K Natasha wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się do mnie i zapukała.Drzwi otworzyła jej matka.Natasha chciała ją objąć i pocałować, co wyrazniezaskoczyło panią Nutley, i scena powitania wypadła dość niezręcznie.W końcuNatasha cmoknęła powietrze obok policzka matki.- Jane, jak miło cię widzieć! - zawołała pani Nutley.- Boże, jaka jesteś podobna do swojej matki, świeć Panie nad jej duszą.Wejdzcie, usiądzcie.Natasha, twój ojciec musiał na chwilę wyjść.Powinien niedługowrócić.Natasha uśmiechnęła się ze zrozumieniem, ale widziałam, że byłarozczarowana.Poszłyśmy za jej matką do salonu, który wyglądał tak samo jakpiętnaście lat temu.Byłam tu jeden raz, gdy Natasha zaprosiła wszystkie dziewczynkiz szóstej klasy na popołudnie piękności".Od czwartej do siódmej po południurobiłyśmy sobie nawzajem makijaże, manicure i pedicure.To przyjęcie dobrzeusposobiło wszystkich rodziców z klasy pani Greenman do Nutleyów.Natasha była najpopularniejszą dziewczynką w szkole, inne dzieci bezustannieopowiadały o niej w domu, więc zaproszenie sprawiło, że wszystkie dziewczynkipoczuły się ważne, a z kolei rodzice nabrali przekonania, że ich dzieci znajdują się wtowarzyskiej pierwszej lidze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]