[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musisz przejść specjalistyczną terapię.Szczerze, na pewno cinie zaszkodzi.Nie do mnie z tymi historiami o Eleni.Naprawdę.Jaci nie pomogę.Jeśli więc pozwolisz.I odszedł.Leo poczuł złość na siebie, zapominał, że nie masensu mówić o Eleni.Usłyszał za plecami głos Roberto, odwróciłsię i zobaczył, jak elegancki Włoch schodzi po schodach. Cześć, Leo rzucił pogodnie Roberto. Roberto, co się dzieje? Właśnie widziałem się ze Stacey.zaczął Leo, ale zamilkł, zauważając Camillę schodzącą poschodach tuż za nim. Camillo, to jest Leo. Pamiętam cię z zajęć. Uśmiechnęła się.Leo spojrzał na Roberto z wściekłością. W porządku powiedział Roberto. Camilla wie.Nieprzejmuj się Stacey, Leo, ona jest po prostu zazdrosna.Minie jej,to niskie uczucie.Powiedz mi, Leo, co u ciebie? Wyciągnął doniego dłoń.Leo uścisnął ją bez przekonania, ale się nie odezwał.Daj spokój, Leo, trzeba się cieszyć życiem.Nie złość się na mnie. A jak się ma do tego ranienie innych ludzi? zaoponowałLeo.Roberto wpatrywał się w niego intensywnie. Nie ranię niczyich uczuć, to jej wybór, że się złości.Słuchaj, jeśli zrozumiałeś cokolwiek z tego, co starałem sięprzekazać na zajęciach, to wiesz, że wszystko opiera się narówności, nic na tej planecie nie jest ważniejsze niż drugie.Powinniśmy kochać wszystko po równo.Sądzę, że Camilla zgodzisię ze mną.Camilla pokiwała głową. Ale nie istnieje dla ciebie nikt szczególny? zapytał Leo. Wszyscy jesteśmy szczególni.Stanowimy cząstki tej samejjedności. Roberto uśmiechnął się, po czym zrobił coś całkowicieniezwykłego.Wziął głowę Leo w swoje dłonie i pocałował gomocno w usta.Leo był tak zaskoczony, że dopiero po chwili zdałsobie sprawę z tego, co się dzieje.Camilla zachichotała nerwowo.Leo zdołał odepchnąć Roberto. Co ty, do diabła, wyrabiasz, Roberto? wyjąkał. Udowadniam swoją tezę. Jaką tezę? zapytał Leo ze złością. Nie ma czegoś takiego, jak wierność, nawet nie ma czegośtakiego, jak homoseksualizm i heteroseksualizm.To tylko hasła,wymyślone przez człowieka okowy.Ograniczają nasznieskończony potencjał.Jak mówiłem, mamy wszechświat danynam, by się nim cieszyć.Jeśli to niebo, to nie ma żadnego dniasądu.Powinniśmy napawać się naszymi zmysłami i radować sięsobą wzajem.Powinniśmy czerpać rozkosze cielesne zewszystkich i z każdego zródła.Kocham cię, Leo, tak jak kochamStacey, tak jak kocham Camillę. Roberto odwrócił się i pocałował Camillę. Tak, i kochasz mnie tak, jak tę pierdoloną tapetę.Czy dotego zmierzasz? zaoponował Leo z goryczą. Oczywiście odparł Roberto triumfującym głosem.Leo udał się do niewielkiego pokoiku na poddaszu domu.Uciekł po schodach, opanowany nagłym atakiem odrazy i paniki.Wyłączył światło i rzucił się na stertę kurtek, trzymając się zabrzuch.Poczuł się zdradzony.Usłyszał ćmę tłukącą się opapierowy abażur, która nie mogła znalezć ukojenia w mroku.Starał się oddychać, ale poczuł, że coś ściska go w piersiach.Miałrozpaloną głowę, płomienie lizały wnętrze jego czaszki,zmieniając myśli w popiół.Teraz po raz pierwszy dostrzegł, jakbardzo ulegał złudzeniom.Przez ostatnie miesiące niepostrzeżeniestaczał się w otchłań szaleństwa i nawet nie zdawał sobie z tegosprawy.Eleni odeszła i wszyscy o tym wiedzieli, wszyscy opróczniego.Nieboszczycy wciąż żyją jedynie w umysłach szaleńców.%7łar w głowie był nie do zniesienia, kula ognia miotała się w jegownętrzu, wypalając każdy obraz Eleni i gasząc miałkie teorie.Akiedy żar się wypalił, pozostała pustka.Unosił się w pustce, alezamiast czuć się olbrzymem, jak sugerował Roberto, poczuł sięsamotny i bezsilny.Przed nim rozciągała się nieskończonośćpustki.ma trafiła na szybę i tłukła swoim delikatnym ciałkiem oszkło, aż, wycieńczona, odnalazła w cieniu miejsce spoczynku.Razem leżeli w małym pokoiku, oboje zdruzgotani.Przeszkodził im gwałtowny snop światła, który wdarł się dopokoju przez drzwi wraz z parą splecionych ciał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]