[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mama była ubrana w miękki, gruby, biały półgolf i ciemnoniebieskiedżinsy, a w uszach miała wkręcane diamentowe kolczyki.Włosy zaczesała gładko za uszy.ClareSRpoczuła, że nie znosi jej za ten wygląd, wygląd modelki albo aktorki na wakacjach.W dłonimamy tkwiły dwie niebieskie koperty.- Bon Nadal i un Bon Any Nou! - zaintonowała matka ponownie.- To jest Wesołych Zwiątpo katalońsku, kochanie.Chyba nie zapomniałaś?Bilety na samolot - dwa bilety na samolot w niebieskich kopertach.Z tyłu postukuje bagaż.Barcelona.Z gardła Clare wydobył się wysoki jęk, tak że matka odwróciła głowę, żeby na niąspojrzeć.- Nie, nie, nie, nie możemy lecieć do Barcelony, mamo.Jesteś chora.Nie możemy wsiąśćdo samolotu ani jechać do Hiszpanii czy gdzie indziej, kiedy jesteś chora.Czy nie rozumiesz, żecoś jest z tobą nie w porządku? Zatrzymaj samochód, mamo.Proszę.- Clare przemawiała, jakbymama była dzieckiem.Zdawała sobie sprawę, że nie wolno jej wpaść w panikę.Jeśli się jejpodda, będą zgubione.Jednak kiedy mówiła, uświadomiła sobie, że w twarzy matki widzi cośdziwnego: jej prawe oko było duże, z czarnymi rzęsami, natomiast lewe mniejsze, niewyrazne,jakby wymazane gumką.Obie strony nie pasowały do siebie i ten brak harmonii załamał Clare.To już przekroczyło jej wytrzymałość, więc się poddała.Po raz drugi w życiu została opanowana- czy raczej opętana - przez krzyk, przez gniew, który był jakby poza nią.W uścisku tego gniewuwrzeszczała, kopała i waliła pięściami w deskę rozdzielczą, ile jej sił starczyło.Jakimś cudem matka rzeczywiście się zatrzymała.Zjechała na pobocze i przestawiładzwignię na parkowanie.Gniew Clare nie ustąpił od razu - potrzebowała nieco czasu, żeby staćsię znowu sobą.Nawet kiedy jej oddech się uspokoił, jej ciałem zaczęły wstrząsać przerywaneszlochy, które, jak sądziła, zdarzają się tylko niemowlętom.Miała ochotę wymiotować.Objęłarękami brzuch i spojrzała na matkę.Ku jej zdumieniu, matka płakała.Azy spływały jej po twarzy i moczyły sweter.Trzęsły sięjej policzki i kąciki ust.Trwało to przez dłuższy czas, a kiedy ustało, matka otworzyła usta iwydawała z siebie długie dzwięki aaaa, aaaa, aaaa", raz za razem, jak automat.- Masz rację, Clarey, to musi się skończyć.To musi się skończyć.Wszystko.Wszystko.Masz rację.- Głos, jakim to mówiła, był najsmutniejszym głosem, jaki Clare dotąd słyszała.Mama sięgnęła nad jej kolanami i otworzyła drzwi pasażera.- Tak mi przykro.Jak to się stało, żewszystko diabli wzięli? Nie wiem.Nie chciałam, żeby tak było.Tak mi przykro, Clare.- Irzeczywiście było jej przykro, było to wyraznie widać.Jej matka przepraszała za wszystko naświecie.Nic więcej nie można było zrobić.Clare odpięła pas, pchnęła drzwi i wysiadła na żwir ichwasty.Mama nadal płakała, z głową odchyloną do tyłu i opartą o zagłówek, z zamkniętymiSRoczami.- Mamusiu - odezwała się Clare bezbarwnie, pochyliwszy się, tak żeby zostawić to słowow samochodzie.Potem się cofnęła i zamknęła drzwi.Ich kliknięcie było najbardziej ostatecznymdzwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszała.Land-rover ruszył i odjechał.Clare obserwowała go, dopóki nie minął zakrętu i niezniknął.Niebo nad jej głową i między czubkami drzew miało równomiernie jasnoszary kolor.- To koniec - powiedziała drzewom i niebu.W jej głosie nie było ulgi.Zarzuciła plecak naramiona i ruszyła w drogę.9.CorneliaCo może złamać ci serce? Czy można złamać ci serce? Powiedz mi.Kiedy ktoś kiedyśzłamał ci serce? - spytałam Martina.Bo skoro już zamierzasz zadać głupie, nietaktowne pytanie,to równie dobrze możesz zadać je trzykrotnie z niewielkimi zmianami.Okropne pytanie.Wiedziałam o tym, jeszcze zanim je zadałam, zanim rozbrzmiało dookoła jak bardzo fałszywanuta, zanim zobaczyłam, jak przez jego twarz przemyka wyraz och, nie, zaczyna się" i znika.Nie można zadać takiego pytania niedbale, tym bardziej jeśli zadałam je w potrójnej wersji i dotego w łóżku - moim, nie jego, tym samym wykorzystując przewagę własnego terenu - a nadodatek po opowiedzeniu historii, która mnie rozdarła serce.Kolejnej nieproszonej historii, jeślizależy wam na dokładności, a wiem, że zależy.Polegam na tym.Zanim zadałam Martinowi to pytanie - wiele dni wcześniej, kiedy rozważałam, czy jezadać - już byłam sobą znudzona, znudzona tym, w jak nieciekawym świetle mnie ono stawia.Jak zła wróżka - bach! - to pytanie zamieniło mnie w samo imię, hipotetyczną postać z jednego zporadników.Postać z tego rodzaju książek, jakimi wszyscy gardzimy, bo redukują one doprostych formułek nasze nieredukowalne ludzkie ja", ale o których kupnie przynajmniejmyślimy (tym samym stając się wspólnikami w pożeraniu pozycji z listy bestsellerów New YorkTimesa").Tym razem obydwoje byliśmy okropnie przeziębieni i apatycznie przerzucaliśmykanały w maleńkim telewizorze, z którego bardzo rzadko korzystamy i nawet zapomnieliśmy, żego mamy.W pewnym momencie natrafiliśmy na program Oprah, w którym dyskutowano o takiejksiążce i musieliśmy przyznać, choć bardzo niechętnie, że książka brzmiała prawdziwie, aprzynajmniej jej część brzmiała dość prawdziwie, bardziej prawdziwie, niż się spodziewaliśmy. On nie mówi do mnie" - jęczy Cornelia i, patrzcie tylko, nie jest już Cornelią, tylko uniwersalną,SRalegoryczną Jęczącą Kobietą.Nagle Martin jest z Marsa, a Cornelia, niech jej Bóg pomoże, zWenus.Jedyną pociechę czerpię z faktu, że nadałam temu jęczeniu odrobinę własnej interpretacji,zabarwiłam je leciutko w stylu Cornelii.Nie chodzi o to, że Martin ze mną nie rozmawiał.Rozmawiał, dzielił się, dostarczał mi regularnie ogromnych porcji informacji o sobie.Oprócz tego, co już o nim wiecie, dowiedziałam się, że urodził się i wychował w Rye wstanie Nowy Jork.Wiem, że jako dziecko był blondynem.Wiem, że studiował na University ofChicago i zdobył MBA na Uniwersytecie Harvarda.Wiem, co swoim zdaniem powinien lubić,ale skrycie nie lubi: koni, rosyjskich powieści, produktów z papieru makulaturowego, wierszyLangstona Hughesa, kina francuskiego, Nowego Orleanu i serów na deser.Wiem również, czego swoim zdaniem nie powinien lubić, lecz lubi: samochody sportowe,pomarańczowe cukierki z pianki żelowej, ubrania z kory (nigdy ich nie nosił, ale chciałby),olimpijską jazdę figurową na lodzie oraz film Jerry'ego Lewisa Kopciuch.(Wiem, bardzo umiar-kowane, jeśli chodzi o grzeszne przyjemności.Spodziewaliście się gigantycznych ciężarówek iwrestlingu?) Wiem, że po Egzorcyście nadal ma koszmary senne i że tylko raz czuł sięprawdziwym patriotą, a było to, gdy słuchał instrumentalnej wersji America the Beautiful.Wiem,że w wieku trzynastu lat był zabierany helikopterem z puszczy w stanie Maine, bo wszedł nagniazdo pszczół podczas letniego obozu na łonie natury.Wiem, że wydaje astronomiczne sumyna szyte na miarę koszule i ma z tego powodu poczucie winy.Wiem, że uważa mnie za zabawną,piękną i mądrą.On mówił do mnie.Ja mówiłam do niego.Prawdę mówiąc, rzadko nie rozmawialiśmy.Pod względem konwersacji byliśmy jak Ginger i Fred - obrót, ślizg, dosunięcie nogi, skłon.Wirowaliśmy z zawrotną szybkością.Bez wysiłku.Tuptuptup tuptuptup tuptuptup bum bum klap- to ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]