[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No nie, to już obsesja! -pomyÅ›laÅ‚em.DochodziliÅ›my do samochodu, gdy Maria nagle zatrzymaÅ‚a siÄ™.- Mam strasznÄ… ochotÄ™ na loda - oznajmiÅ‚a nam z radosnym uÅ›miechem.- Wsiadajcie,panowie, do samochodu, a ja zaraz do was doÅ‚Ä…czÄ™ - pobiegÅ‚a w stronÄ™ kiosku z lodami.SpojrzaÅ‚em na Janusza i wskazaÅ‚em mu PeruwiankÄ™ ruchem gÅ‚owy.SkinÄ…Å‚, że rozumie i ruszyÅ‚ jak mógÅ‚ najszybciej ku biaÅ‚emu kioskowi.- Ja też mam straszliwÄ… ochotÄ™ na loda! - wykrzykiwaÅ‚ już z daleka. Ciekawe, jak Maria bÄ™dzie kupować lody, skoro nie zna polskiego.ZresztÄ… co to zaprzeszkoda?! O wiele poważniejsze transakcje zawarto w historii na migi! - pomyÅ›laÅ‚em.Po pewnym czasie nasi smakosze lodów wrócili do auta.O ile Janusz w peÅ‚nizadowolony z siebie oblizywaÅ‚ rożek, o tyle twarz Marii byÅ‚a pochmurna.- Nie zauważyÅ‚eÅ› czegoÅ› podejrzanego? - spytaÅ‚em po polsku Janusza wykrÄ™cajÄ…c zparkingu.- Nie - odpowiedziaÅ‚ również w ojczystym jÄ™zyku Janusz.Kobiatko popatrzyÅ‚ na bratanka i na mnie zdumiony, ale nic nie powiedziaÅ‚.I chwaÅ‚aBogu! Jeszcze tym nagÅ‚ym wypytywaniem, gdy nic ważnego siÄ™ przecież nie staÅ‚o, mógÅ‚wzbudzić podejrzenia Marii czy de la Vegi, którzy choć po polsku nie rozumieli, to kojarzyćze sobÄ… fakty umieli znakomicie.- NaprawdÄ™ nic ciekawego? - spytaÅ‚em raz jeszcze Janusza.Ze smakiem liznÄ…Å‚ loda.- No, może jest trochÄ™ dziwne, że taki lodziarz umie doskonale po angielsku.Aleostatecznie przybywa nam ludzi wyksztaÅ‚conych.UderzyÅ‚em pięściÄ… w kierownicÄ™.- Zamiast gÅ‚upio dowcipkować, racz sobie przypomnieć ich rozmowÄ™.- Co tu do przypominania? - ziewnÄ…Å‚.- Ona zapytaÅ‚a.nie, może pan mieć racjÄ™,raczej stwierdziÅ‚a i to tonem dość rozkazujÄ…cym: DziÅ› lodów pistacjowych nie ma. Na toon: Szalenie, naprawdÄ™ szalenie mi przykro. I widzÄ…c, że jestem już blisko, zakryÅ‚ jeden zpojemników, w którym, jak mamÄ™ kocham, byÅ‚y lody pistacjowe!- No, co dalej! Mów!- Raczej niech mówi przeze mnie ona.- Janusz!- Już mówiÄ™.Tak wiÄ™c ona i caÅ‚y czas tak twierdzÄ…co: Może bÄ™dÄ… jutro?.Na to on,ale jakoÅ› zbyt ostro jak do grzecznej klientki: Niestety, jutro niemożliwe.MariauÅ›miechnęła siÄ™, ale widać byÅ‚o, że jej to oÅ›wiadczenie lodziarza nie w smak: Kiedy wiÄ™c? Pojutrze - on na to zimno.I już zabraÅ‚ siÄ™ do obsÅ‚ugiwania mej skromnej osoby. Jakie wiÄ™cpan poleci dzisiaj? - widać byÅ‚o, że Maria próbowaÅ‚a ratować sytuacjÄ™. Brzoskwiniowe zrodzynkami - odburknÄ…Å‚ lodziarz i już pakowaÅ‚ nam po pokaznej porcji, którÄ… teraz zesmakiem zajadam.- O co.- szepnÄ…Å‚ po polsku Aleksander.Ale ja już przeszedÅ‚em na angielski:- Jak smakujÄ… lody, Mario? Janusz nie może siÄ™ ich nachwalić.- I ja też - odpowiedziaÅ‚a cicho, zapatrzona w okno. Maria poinformowaÅ‚a swego wspólnika, udajÄ…cego lodziarza, że jakiÅ› plan niedoszedÅ‚ do skutku - myÅ›laÅ‚em.- Najprawdopodobniej chodziÅ‚o o nieudanÄ… wyprawÄ™ podZbójeckie SkaÅ‚ki.Raczej nie wchodzi tu w rachubÄ™ nieudany zamach na życie Aleksandra, botakiej korzystnej okazji nie mogÅ‚a z góry przewidzieć.ZaproponowaÅ‚a zrealizowanie planunastÄ™pnego dnia, ale na to «lodziarz» siÄ™ nie zgodziÅ‚ i wyznaczyÅ‚ termin o jeden dzieÅ„dÅ‚uższy.Cóż, trzeba bÄ™dzie siÄ™ pilnować!ZajechaliÅ›my pod pensjonat i rozeszliÅ›my siÄ™ do naszych pokoi, aby przygotować siÄ™do kolacji.Ledwo zdążyÅ‚em wytÅ‚umaczyć Aleksandrowi, jakiego to niebezpieczeÅ„stwa uniknÄ…Å‚,jak też, pospoÅ‚u z Januszem, opowiedzieć historiÄ™ o pistacjowych lodach, gdy delikatniezapukano do drzwi.- Polic.- wÅ‚aÅ›nie podnosiÅ‚ gÅ‚os oburzony zamachem na jego życie Aleksander.AleudaÅ‚o mi siÄ™ przydusić go, bez szacunku dla jego wieku, poduszkÄ….I tak to znane wewszystkich bodajże jÄ™zykach sÅ‚owo ucichÅ‚o nagle.Jeszcze tego brakowaÅ‚o, by dostaÅ‚o siÄ™ douszu szczególnie uczulonych na nie naszych peruwiaÅ„skich goÅ›ci.- ProszÄ™! - zawoÅ‚aÅ‚em gromko, zagÅ‚uszajÄ…c resztki oburzonego bulgotu niedoszÅ‚ejofiary i ciskajÄ…c poduszkÄ™ na łóżko.W drzwiach stanÄ…Å‚ profesor de la Vega.Nader uprzejmymi sÅ‚owy zwróciÅ‚ siÄ™ do mniez proÅ›bÄ…, czy nie mógÅ‚bym użyczyć mu swego telefonu komórkowego.ChciaÅ‚ zadzwonić wbardzo ważnej sprawie do ambasady Peru w Warszawie.OczywiÅ›cie obiecaÅ‚ pokryć wszelkiekoszta tej rozmowy, która zapowiadaÅ‚a siÄ™ na dÅ‚ugÄ….- Nie mówmy o kosztach! - zawoÅ‚aÅ‚em.- CaÅ‚a przyjemność po mojej stronie, jeÅ›libÄ™dÄ™ mógÅ‚ pomóc naszym drogim goÅ›ciom.WrÄ™czyÅ‚em profesorowi aparat.ROZDZIAA JEDENASTY CHOLERRA I LA PISTOLA " DO KOGO NALE%7Å‚Y TELEFON WAMBASADZIE " CHOROBA MARII " TELEFON OD PANATOMASZA " ZAPORA CZORSZTYCSKA I JEJ SCHODY "NARESZCIE MAMY PLAN " PIKNO DBNASzeptem nakazaÅ‚em absolutnÄ… ciszÄ™ w pokoju i na palcach podkradÅ‚em siÄ™ douchylonych na balkon drzwi.Owszem, rozmowÄ™ sÅ‚yszaÅ‚em, ale odbywaÅ‚a siÄ™ po hiszpaÅ„sku.I byÅ‚bym skÅ‚onnywierzyć, że profesor rozmawia z kimÅ› z pracowników ambasady (do rozmowy wÅ‚Ä…czaÅ‚a siÄ™zresztÄ… także Maria) gdyby nie jedno sÅ‚owo.Wielce bowiem prawdopodobnym jest, żepistolet w różnych jÄ™zykach wymawia siÄ™ podobnie.I tu usÅ‚yszaÅ‚em, powtórzone zresztÄ…kilkakrotnie, la pistola.Aha, byÅ‚bym zapomniaÅ‚, byÅ‚o jeszcze drugie sÅ‚owo.Otóż, raptemusÅ‚yszaÅ‚em wymówione przez MariÄ™ z dziwnym akcentem i podwójnym r jakże znane uchukażdego Polaka i Polki sÅ‚owo cholerra.Czyżby Maria umiaÅ‚a po polsku, a tylko kryÅ‚a siÄ™ ztym? Nie.Raczej sÄ…dziÅ‚em, że byÅ‚ to przypadkowy nabytek , choćby od któregoÅ› z polskichwspólników.Ledwo nakazaÅ‚em gestem ciszÄ™ swym współtowarzyszom, gdy znów rozlegÅ‚o siÄ™pukanie do drzwi i zobaczyliÅ›my w nich profesora de la VegÄ™.ZachowywaÅ‚ peÅ‚en godnoÅ›ciuprzejmy spokój, ale po bÅ‚ysku w jego zawsze lekko przymkniÄ™tych oczach poznaÅ‚em, żerozmowa z ambasadÄ… nie byÅ‚a przyjemna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]