[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy coś zginęło?- Na szczęście nic - pokręcił głową.Przyjrzałem mu się dokładniej.Jego brązowe oczy były przytomne.Cudzoziemiec odzyskał już jasność myśli i z pewnością nie mówił od rzeczy, ale dałbym uciąć sobie głowę,że coś przed nami ukrywał.Kręcił, jakby chciał się nas pozbyć.Bo skąd niby wiedział, że nicmu nie ukradziono, skoro po odzyskaniu przytomności wcale nie sprawdził kieszeni iwszelkich zakamarków w samochodzie?- Jak on się czuje? - spytała mnie z troską Małgorzata.- Może zawiadomić lekarza?- Lekarza? - spojrzałem na Włocha.- Nie, nie - zaprotestował żywo.- Nie trzeba.Nic się nie stało.Nic nie ukradli.dziękuję wam.Polacy to miły naród.Papież Wojtyła.Kopernik.Sobieski.Boniek!- Nie wszyscy z nas są tacy mili - zauważyłem.- Niektórzy napadają na miłychWłochów.- To się zdarza wszędzie - machnął ręką, aby się nas pozbyć.- Grazie.Wsiadł do lancii i zapalił silnik.Pomachał nam jeszcze ręką na pożegnanie i wyjechałze stanowiska.A potem ruszył z impetem drogą na Aebę.- Chłopcy! - odezwałem się.- Odstawcie rowery, a ja w tym czasie wyjadę jeepem zparkingu.Jak tylko Włoch zniknął nam z oczu na drodze zasłoniętej przez drzewa, rzuciliśmysię biegiem - chłopcy z rowerami do wypożyczalni, ja z dziewczynami po samochód.Uruchomiwszy Rosynanta zmieniłem przezornie kolor nadwozia na piaskowy.I już pochwili jechaliśmy na wschód w kierunku Aeby przez sosnowy las.Na najbliższymskrzyżowaniu odbiliśmy w prawo, potem przecięliśmy rzekę i skierowaliśmy się na południeza miasto.Założyłem bowiem, że Włoch nie uda się do hotelu przy przystani, a pojedzieprosto do Główczyc.- On ma coś na sumieniu - szepnąłem.- Ktoś na niego napadł i coś mu zabrał.Widziałem, jak zerknął na tylne siedzenie zaraz po odzyskaniu przytomności, a potem chciałwszystko zbagatelizować.Nie zapytał, kim jesteśmy i wcale nie był nam wdzięczny.Odniosłem nawet wrażenie, że się mnie przestraszył, gdy mnie ujrzał.- Może pomyślał, że jesteś jednym z napastników - rzekła Małgorzata.- A może rozpoznał Czaplę? - odezwał się Ballada.- Ja ci dam  Czaplę - warknęła na niego.- Nie mógł mnie rozpoznać, PanieOrnitolog.W hotelu przy przystani był zajęty wyłącznie mapą.On wcale na mnie nie patrzył.Nie ma mowy!- Jest! - krzyknął Młokos i palcem wskazywał przed siebie.Przed nami na otoczonej z obu stron lasem szosie jechała lancia.Miałem cichąnadzieję, że Włoch - nawet jeśli dojrzy nasz pojazd we wstecznym lusterku - nie zorientuje się, że to my.Po pierwsze - nie wiedział jakim samochodem się poruszaliśmy, po drugie -nawet gdyby wiedział, zmieniłem na wszelki wypadek kolor nadwozia.I chyba rzeczywiściemieliśmy szczęście, gdyż lancia jechała spokojnie na Główczyce i nic nie wskazywało na to,że Włoch połapał się, że jest śledzony.Myliłem się jednak.To było wtedy, gdy lancia pokonała duży, łukowaty zakrętotoczony lasem, i zniknęła nam z oczu na kilka sekund.A kiedy wyjechaliśmy na prostą,lancii nie było już przed nami.Dodałem gazu, pokonałem jeszcze jeden zakręt, ale autoWłocha wyparowało.- Gdzie on się podział? - dziwili się chłopcy.- Połapał się, że jest śledzony - pokiwałem smutno głową.Wjechaliśmy w las.Założyłem bowiem, że Włoch, zorientowawszy się, że jestśledzony, wykorzystał na zakręcie to, że znikł nam z oczu, i szybko wjechał w jakąś bocznąleśną ścieżkę.Być może teraz to on nie wytrzyma i z powrotem wyjedzie na szosę, a wtedymy go zauważymy i znowu usiądziemy mu na ogonie.Ale tak się nie stało.Po półgodzinieznudziło nas bierne wypatrywanie cudzoziemca.Włoch musiał zawrócić z powrotem do Aebyalbo poszukał innej, gorszej drogi.Główczyce to całkiem niebrzydkie miasteczko nad rzeką Pustynką, położone przy tejsamej drodze na Słupsk co wieś C., jednak oddalone od niej o około dwunastu kilometrów.Legenda mówi, że właśnie w Główczycach powstała pierwsza parafia na PomorzuZrodkowym (w 1026 roku!).Ta miejscowość należała do rodziny Puttkamerów, ale wimponującym neogotyckim kościele, którego fundamenty wzniesiono z granitowych ciosów iktóry stoi dumnie na wzgórzu, już od 1886 roku odbywały się kazania po polsku.Jechaliśmy od strony dawnego PGR-u wąskim traktem wysadzanym drzewami, alezaraz skręciliśmy w lewo i w ten sposób dostaliśmy się do spokojnego miasteczka.Kościółstojący na wzgórzu był dobrym punktem orientacyjnym, więc bez trudu dotarliśmy w jegosąsiedztwo krętymi i stromymi uliczkami.Interesował nas cmentarz i dworek, więc zaproponowałem rozdzielenie się na dwiegrupy.- Małgorzata, Ballada i Czapla udadzą się na cmentarz położony na stoku zbocza zakościołem - mówiłem - a ja i Młokos odwiedzimy dworek.Spotkamy się przy Rosynancie.Samochód zaparkowałem na ulicy Kościuszki na zakręcie opadającym w dół wpobliżu księgarni.Po drugiej stronie wysprzątanej uliczki księgarnia sąsiadowała z GminnymOśrodkiem Kultury, ten z masarnią, a za nią zaczynało się zielone wzgórze z ceglanymkościołem na szczycie. Dziewczyny poszły tam, a my z Młokosem zeszliśmy w dół ulicy do najbliższegoskrzyżowania, aby potem skręcić w alejkę pnącą się pod górkę.Prowadziła ona poprzezzabytkową bramę do dworku Puttkamerów i do sąsiadującego z nim folwarku.Wzaniedbanym parku szemrały cicho na lekkim wietrze jodły, buki i dęby, a cały teren sprawiałwrażenie cichego i spokojnego miejsca.Nie wiedziałem, jaką rolę odgrywał dworek należący do Puttkamerów w całejsprawie.Nie miałem żadnej koncepcji w tej kwestii, ale intuicja i fakt, że miasteczkiemzainteresował się Włoch, podpowiadały mi, że musiało być ono w jakimś sensie powiązane zzagadką hrabiego.Pod otynkowanym dworkiem wybudowanym w stylu neogotyckim - który zachowałjedynie sterczyny na bocznych elewacjach i głównej fasadzie - parkował stary samochód zmiejscową rejestracją.Budynek miał kształt litery  T i był kryty eternitem.W nimznajdowały się mieszkania i biura PGR-u, ale podobnie jak w C.gospodarstwo państwoweupadło i mienie zostało porzucone.- Pewnie mieszkają w nim bezrobotne rodziny - rzekłem do Młokosa.- Co za marnotrawstwo - stwierdził.Całość - to jest dworek i przyległe budynki folwarczne - prezentowała się raczejponuro.Zastygła w nich jakaś atmosfera zapomnienia i opuszczenia, a liście drzew delikatnie,acz żałośnie podsycały swym szemraniem ten nostalgiczny pejzaż.Nigdzie nie zauważyliśmy lancii, a zatem Włoch jeszcze tu nie dotarł.Obeszliśmybudynek dookoła i zatrzymaliśmy się dopiero pod jego boczną elewacją zwróconą na park.Przez małe okienko piwniczne można było zajrzeć do ciemnej i opuszczonej piwnicy.%7ładnego ruchu.Były tam też krótkie schodki prowadzące do zniszczonych drzwi, którekiedyś musieli otwierać wyłącznie służący Puttkamerów.- Zostań - rzuciłem do chłopaka.Z zewnątrz dworek prezentował się lepiej niż w środku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire