[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszło mi na myśl, że o liście Malinowskiego powinno siępowiadomić milicję.To właśnie milicja, a nie my, była powołana do tego, abyzasiąść w zasadzce i oczekiwać na włamywacza.Ale list Malinowskiegoskierowany był nie do mnie, a do Petersenów.Kozłowski, który opiekował sięnimi, miał obowiązek zwrócić się do milicji w takiej właśnie sprawie.Mogłemoczywiście wsiąść w samochód i pojechać na posterunek MO w Gibach.Ale jakzostałoby to ocenione przez Petersenów? Wyglądałoby na to, że wkonkurencyjnej walce z nimi uciekam się aż do najgorszych chwytów. Powierzono mi w zaufaniu informację o liście, a ja ją przekazuję milicji, nieuzyskawszy na to ich zgody.Z niecierpliwością oczekiwałem nadejścia nocy.Gdy zaczęło szarzeć,pożegnałem chłopców i wsiadłem w swój wehikuł.Nie popłynąłem jednak przezjezioro.Minąwszy Giby, znowu znalazłem się w lesie i tutaj w odległości okołopółtora kilometra od ośrodka dziennikarzy, zobaczyłem kapliczką wspomnianą wliście Malinowskiego.Wyglądała ona dość oryginalnie: w starej złamanej przezwiatr sośnie zrobiono w pniu jakby głęboką niszę i wstawiono w nią figurę św.Antoniego.W tę niszę, znajdującą się mniej więcej na wysokości twarzymężczyzny średniego wzrostu, należało włożyć zapłatę za dokument.Miejscebyło dobrze wybrane, gdyż z tyłu za kapliczką rósł sosnowy zagajnik iMalinowski mógł niezauważenie podkraść się na jej tyły.Potem wystarczył mutylko.jeden krok i stawał się posiadaczem schowanych tam pieniędzy.Równiełatwo było mu włożyć tam stary dokument.Zatrzymałem samochód i długo zastanawiałem się, gdzie zorganizowaćzasadzkę.Czy ukryć się w zagajniku za kapliczką? Wówczas jednak poleobserwacji stawało się bardzo ograniczone.A może należało położyć się na mchupo drugiej stronie drogi, naprzeciw kapliczki? Rósł tam rzadki sosnowystarodrzew, dołem zaś sterczały kępy jałowca.Właśnie za którymś z krzakówjałowca mogliśmy się skryć.Z tego miejsca powinniśmy zauważyćMalinowskiego, gdy będzie skradał się do kapliczki.Po rozejrzeniu się w sytuacji, pojechałem do ośrodka dziennikarzy.Petersenowie akurat kończyli kolację i zaprosili mnie do swego domku nakołach.Piękny był to domek, wygodny, znakomicie wyposażony.Oglądałem go zprawdziwą zazdrością, zawsze marzyłem, aby mieć coś takiego.Jakże przydałbymi się on w mych letnich wyprawach! Obszerny, z dwoma dużymi oknami, z dwoma składanymi tapczanami, stoliczkiem, kuchenką, ba, nawet miniaturowąłazienką i prysznicem.Kozłowski z zadowoleniem, jakby to on był właścicielem domku nakółkach, obserwował moje zachwycone spojrzenie.- Aadnie tu, co? - kiwał głową.- Petersenowie mają ze sobą butlę zesprężonym gazem, gazową kuchnią, a także gazowe ogrzewanie na wypadek,gdyby nadeszły chłody.Narzędzia i aparaty, które pan widzi w kącie, służą doposzukiwania skarbów.Są to różnego rodzaju specjałne detektory, wykrywającew ziemi metal i szlachetne kruszce.Oni mają nawet pneumatyczny świder dorycia dziur w twardym podłożu.A pan? - spytał mnie drwiąco.- Ja mam tylko swój rozum - odrzekłem.- No, rozumem pan nie zrobi dziury w skale lub w grubych murach.Wzetknięciu z twardym materiałem stępi się pański dowcip.Przekona się pan o tym.I to niezadługo.- O czym pan mówi, panie Kozłowski? - wtrąciła się Karen.- Uważam, że to był bardzo głupi pomysł z tą zasadzką na Malinowskiego- powiedział.- Trzeba się było zdecydować: albo odrzucić całkiem propozycjęMalinowskiego, albo też przyjąć ją i zapłacić za dokument.Za radą misterSamochodzika wybrano trzeci wariant: zasadzkę.Nie sądzę, aby Malinowskiokazał się głupcem i dał się na to nabrać.- Niech pan nie gada głupstw, Kozłowski - rozsierdził się kapitan Petersen.- Malinowskiego musimy schwytać w potrzask! Dostaję szału ze złości, kiedymyślę, że ten człowiek, być może, kręci się w tej chwili koło naszego domku,drwiąc sobie ze mnie.Zapewne niejeden raz był tu gdzieś w pobliżu, skoropodłożył list pod wycieraczkę naszego samochodu.Powoli zapadała noc.Opowiedziałem Petersenom o miejscuzorganizowania zasadzkł.Kapitan także już obejrzał teren wokół kapliczki i przystał na propozycję ukrycia się za krzakami jałowca.Wycięliśmy z gazetykilka skrawków i włożyliśmy je do koperty.Miały naśladować banknoty, którychżądał Malinowski.Przypomniałein Petersenom i Kozłowskiemu o obowiązkupoinformowania milicji o liście włamywacza.- Uważam, że sami sobie poradzimy - kapitan Petersen uderzył pięścią wstół.- Nie popełniamy żadnego przestępstwa, próbując schwytać złodzieja.Oddamy go potem w ręce władz.I proszę, nie dyskutujcie ze mną na ten temat.Ja muszę własnymi rękami ująć tego łobuza.Przeprosiłem Petersenów i wyszedłem z ich domku na kółkach.Byładziesiąta wieczór, dwie godziny dzieliły nas od chwili, w której mieliśmypozostawić w kapliczce okup za skradziony dokument.Odwiedziłem domek campingowy, w którym mieszkała Anka.Ale niezastałem jej.Znalazłem Ankę na przystani kajakowej, siedziała samotnie nadrewnianym pomoście, z nogami zwieszonymi nad wodą.Przykucnąłem obok niej.Chciałem powiedzieć, że jeśli rzeczywiściebardzo tego pragnie, mogę ją jutro zabrać do Malborka.Pod warunkiem, żezrezygnuje z umieszczania w swych reportażach osoby pana Samochodzika.Niezdążyłem jednak zacząć rozmowy, bo za mną przyszła tu Karen.- O Boże, jaka romantyczna para.Czy nie przeszkadzam? - zapytała.Nie czekając odpowiedzi, także usiadła na pomoście z nogami zwieszonyminad wodą.- Mister Samochodzik - powiedziała - pan jutro wyjeżdża.Dokąd?Wyłóżmy swoje -  Tam skarb twój, gdzie serce twoje.- Właśnie, jak pan rozumie te słowa?- Sęk w tym, że nie wiem, jak je rozumieć - powiedziałem szczerze.-  Tam skarb twój, gdzie serce twoje - powtórzyła Karen.- Myśląc o tych słowach, pamiętajmy zawsze, że pisał je zakonnik do zakonnika.Gdzie powinnoznajdować się serce zakonnika, jego myśli i uczucia?- W Bogu - odrzekłem.- Trudno posądzać wielkiego mistrza von Feuchtwangena, aby dawał dozrozumienia de Molayowi, że skarb ukrył w niebie.W pojęciu zakonników Bógtakże przebywa w kościele.Moim zdaniem skarb templariuszy został ukryty wjakimś kościele i o tym właśnie Feuchtwangen powiadamiał de Molaya.- Zgadzam się - kiwnąłem głową.- Skarb ukryto w kościele.Mało tego.Musiał to być jakiś bardzo znany de Molayowi kościół, skoro Feuchtwangen nieudzielił żadnych bliższych wskazówek dotyczących miejsca jego położenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire