[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie brakuje powietrza?  zaniepokoiła się Zosia. Nie, ale nie ma go tu dużo.Mój głos w żelaznej rurze zabrzmiał ponuro.Wreszcie stopami dotknąłem lustrawody.Wyciąłem dziurkę.Wokół była skała.Wycofałem się wyżej i znowu spróbowałem.Niestety, także bez efektów.Wróciłem. Przykro mi  powiedziałem. Chyba nie tędy droga.Pan Tomasz kiwnął głowąi wskazał mi drugą rurę.Przeciąłem ją.Tym razem lustro wody było znacznie bliżej. Spróbujemy wypompować?  wskazałem węże. Dobrze, tylko gdzie spuścimy wodę? Może na zewnątrz, tak jak naziści tym suchym potoczkiem? Chyba dobry pomysł  kiwnął głową.Spuściłem pompę na dno pierwszej rury, zręcznie połączyłem węże i wyprowadzi-łem je na zewnątrz.Wyniosłem też agregat i uruchomiwszy podłączyłem do niego ka-110 bel od pompy.Węże ożyły, a na dno rynny popłynął strumyk wody.Wróciłem do lochu.Szef patrzył na tablicę rozdzielczą.Szkła wskazników zmętniały.Wskazówki unierucho-miła korozja.Obok znajdowała się spora wajcha. Popatrz na to  szef wskazał mi dyndający na jej ramieniu drucik z ołowianąplombą. Sądzę, że ktoś to jednym mocnym ruchem przełączył na dół. %7łeby zatopić fabrykę?  zamyśliłem się. Nie da się tego wykluczyć. Zastanawia mnie jeszcze jedna sprawa  powiedział pan Tomasz. Zobacz, żetu nigdzie nie ma agregatu prądotwórczego.Musieli ciągnąć prąd z fabryki. Czy te pompy pracowały bez dozoru?  zainteresowała się Zosia. Właśnie.Myślimy o tym samym.Czy gdzieś tu nie ma włazu technicznego pro-wadzącego w głąb? Nie wiem  powiedziałem  Dla mnie to nie jest takie oczywiste.Może jest tugdzieś cienki szybik, którym biegną kable; obsługa stacji pomp nie musiała wiedzieć,czego właściwie pilnuje.Wchodzili tu przez ten właz, siedzieli osiem godzin i ustępowa-li miejsca następnej zmianie.Mieszkać mogli na przykład w lekkim drewnianym budy-neczku wzniesionym nad szybem.A zadanie mieli proste.Gdy zapali się zielona lamp-ka  włączyć pompę numer jeden.Gdy zapali się żółta  włączyć pompę numer dwa.Gdy wskazówka na środkowym zegarze przekroczy wartość krytyczną  uruchomićobie na pełną moc. A gdy zapali się czerwona lampka  przesunąć dzwignię w dół i zapomnieć o ist-nieniu zakładu  uzupełniła Zosia. Na odchodnym podpalili budynek.Uśmiechnąłem się.Szef zajrzał do rury. Poziom spadł już o jakieś dwa metry  powiedział. Poczekamy jeszcze.Na ra-zie, Pawle, odsuń tą piękną konsolę od ściany.Ale uważaj, może być zaminowana.Z samochodu przyniosłem lewarek i odsunąłem stalową skrzynię.Za nią ukazał sięwąski otwór mający około siedemdziesięciu centymetrów przekroju.Ciągnęły się z nie-go kable.Przyświecając sobie latarką zagłębiłem się w trzewia góry.Czołgałem się dwadzie-ścia metrów, gdy nieoczekiwanie dalszą drogę przegrodził mi cienki kabelek rozcią-gnięty w poprzek tunelu.Zaczepiłem go wędkarską kotwiczką i rozwijając żyłkę wyco-fałem się. I co tam?  zaciekawił się pan Tomasz. Jakiś drut.Sądzę, że to może być mina naciągowa  wyjaśniłem. Tylko niewiem, czy bezpieczne będzie szarpnięcie z tej odległości.Może zawalić ten kawał kory-tarza, a nam we znaki da się fala uderzeniowa. Wiesz co, nie jestem saperem, ale chyba wymyśliłem, jak unieszkodliwić tę minębez konieczności jej detonowania  powiedział szef.Wyjął z kieszeni dwie tubki.111  To klej poxipol, szybkowiążący.Zmieszasz zawartość tych dwu tubek i wciśnieszdo otworów, z których wychodzi kabel.Poczekamy pół godzinki.Potem po prostu prze-tniesz drut. Nie pomyślałem o tym  powiedziałem. To ja tu jestem szefem  uśmiechnął się. Ja jestem od myślenia, a ty od mokrejroboty.A teraz właz.Unieszkodliwisz minę i badamy dalej.Zajrzał do rury. Nie jest zle  powiedział. Woda ciągle opada.Wczołgałem się znowu do szy-bu.Zaklajstrowałem obie dziurki.Po dwudziestu minutach ostrożnie sprawdziłem wyniki moich działań.Klej trzy-mał na mur beton, masa zupełnie stwardniała.Przeciąłem drut i podczołgałem się dalej.Szyb kończył się w sporej komorze.Stały tu cztery potężne silniki diesla.W suficie wi-dać było stalową klapę.Prowadziła do niej drabinka.Prawdopodobnie klapa wychodzi-ła na powierzchnię.Gdzieś tam tkwiła zakopana pod cienką warstwą ziemi.W podło-dze widać było otwór, w którym znikały kable.Dawniej zapewne stały tu agregaty prą-dotwórcze, teraz zostały po nich tylko ślady betonowych podestów.Oświetliłem staran-nie pomieszczenie szukając dalszej drogi.Niestety nic nie wskazywało na jej istnienie.Opukałem podesty.Jeśli dzwięk nie kłamał, były lite i stały na skale.Zajrzałem jeszczeza sporą beczkę pierwotnie zapewne zawierającą paliwo.Na kamiennej podłodze za niąleżał strzęp gazety.Rozprostowałem ją ostrożnie,  %7łycie Warszawy z 1962 roku.Ktośmusiał tu bywać od czasu do czasu.Podczołgałem się z powrotem do stacji pomp. I jak?  zapytał szef.Przedstawiłem mu wyniki swoich badań.Pokiwał w zadumie głową. Dobra.Chyba znowu czeka cię pobyt w rurze.Opuściłem się w znajomą już czeluść.Woda od momentu uruchomienia pompyopadła o jakieś sześć metrów, ale gdy naciąłem rurę tuż nad jej lustrem, znowu znala-złem tylko skałę.Wydostałem się na zewnątrz. Kiepskawo mi to wygląda.Być może prowadzi aż do żompia. Co to jest żompień?  zdumiała się Zosia. W kopalniach na dnie szybu wjazdowego drąży się sporą komorę.Zcieka tamwoda z całej kopalni  wyjaśnił szef. Stamtąd jest odpompowana na powierzchnię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire