[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skoczył na równe nogi, przy-tupując, by wsunąć stopy w buty do końca, po czym natychmiast ruszył w stronędrzwi.Adiutanci i strażnicy biegli za nim korytarzem.Z ich przyśpieszonych od-27dechów domyślił się z rozbawieniem, iż mają trudności z dotrzymaniem kroku staruszkowi. Najwyrazniej nie zwrócili uwagi na to, ile czasu poświęca mi zbrojmistrz natreningi.Kilku strażników i przechodzących patrzyło za nim z szeroko otwartymi ocza-mi i ustami.Komendant nigdy nie biegał. Jeśli nie szło o wyścig z czasem.Skoro Sejanes powiedział, że portal jest niestabilny, na pewno nie przesadzałdla lepszego efektu.Tremane zaklął, kiedy jego buty zaczęły ślizgać się po ka-miennych posadzkach tylko tego brakowało, żeby przewrócił się i złamał nogę!Dwór został zbudowany wokół dziedzińca, który magowie obrali sobie za te-ren prób.Tej nocy podwórze jaśniało od pochodni zatkniętych we wszystkichmożliwych obręczach, na środku zaś, podwajając światło pochodni, stał portal.Dla doświadczonego oka Tremane a jego niestabilność była oczywista: za-miast czystego zarysu, kontury portalu migotały i drżały jak wstążka na wietrze.Nie powinien także tak mocno świecić w ten sposób marnował energię.Portal otaczali magowie, dodając swe siły do wysiłku innych.Dla niewpraw-nego oka sam portal ciemność przecinana błyskawicami i otoczona ogniem mógł się wydawać żywą istotą.Sprawiał wrażenie życia, w tym wypadku złowro-giego, które potęgowały migoczące krawędzie.Jednak dla wyszkolonego obser-watora był to portal pośledniego gatunku; prosta struktura, jaką mogła stworzyćgrupa magów współpracująca ze sobą po raz pierwszy przy takim zadaniu.Kiedy Tremane i jego eskorta wybiegli przez drzwi i zwolnili kroku, mago-wie otaczający portal zdołali nieco bardziej nad nim zapanować.Krawędz zasty-gła w prawidłowy łuk, a ciemne, przecięte nitkami energii wnętrze zajaśniało, poczym zastąpił je obraz rampy i ściany magazynu.Reszta wezwanych w pośpiechu ludzi weszła przez sąsiednie drzwi, po czymprecyzyjnie, jak na paradzie, zajęła miejsce na brukowanym dziedzińcu.Tremanewygładził tunikę i stanął na czele, a adiutanci, z wyjątkiem dwóch, zostali z boku.Nie było zbędnych rozkazów i działań.Wyćwiczeni żołnierze ruszyli za komen-dantem, kiedy podszedł do portalu i wkroczył do środka.Oczekiwał zwykłego uczucia dezorientacji, ale okazało się, że jest gorzej.Kie-dy stanął wreszcie na rampie, zachwiał się i opadł na jedno kolano.%7łołnierze wy-dawali się równie oszołomieni zataczali się na wszystkie strony, jak pijani alboosłabieni.Jeden czy dwóch złapało się za brzuch i zbladło.Tremane zwalczył zawroty głowy i odzyskał panowanie nad sobą, stojącsztywno wyprostowany, zamykając oczy i usztywniając kolana, zanim oszoło-mienie nie minęło.Kiedy tylko jego żołądek się uspokoił, Tremane otworzył oczy.Stali dokład-nie tam, gdzie zaplanował: na szerokiej platformie przed stałym portalem, podczystym nocnym niebem.Dwa kroki niżej znajdował się chodnik, a rampa biegła28od niego aż do szerokich drewnianych drzwi naprzeciwko.Chodnik prowadził dobiura, w którym powinno palić się światło.To magazyn Imperium, toteż niezależ-nie od pory dnia i nocy ktoś musiał mieć dyżur.Tremane wyciągnął z tuniki plikpodrobionych i prawdziwych dokumentów. Zostańcie tutaj, zanim nie otworzą drzwi magazynu powiedział pod-władnym, po czym skinął na strażników, by poszli za nim.Nie myślał o zamierzo-nym oszustwie, gdyż mógłby nieświadomie dać do zrozumienia, że nie wszystkojest w porządku.Po prostu podszedł szybko do drzwi biura i otworzył je, zaska-kując siedzącego wewnątrz urzędnika.Upuścił papiery na biurko tuż przed mężczyzną w średnim wieku, o pochylo-nych ramionach, a następnie odstąpił krok do tyłu i skrzyżował ręce na piersiach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]