[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W waszej wędrówce po Kolumbii ko-niecznie musicie odbyć podróż Expressem Słońca z Bogoty do Santa Marta.A tam odpocząć nacudownej plaży Rodadero, gdzie są nowoczesne hotele, słońce i radość oraz o kilka kilometrówdalej śniegi Sierra Nevada, gór wysokich na pięć tysięcy osiemset metrów. Jestem przekonany ciągnął dalej Burt Duncan że don Casanova pracuje dla jakiejś potęż-nej organizacji, zajmującej się handlem kradzionymi dziełami sztuki.Myślę, że poprzez niegomożna trafić na ową wyspę.Tylko że Casanova należy do ludzi niezwykle nieufnych, nawiązujekontakty wyłącznie z milionerami, którzy chcą ulokować pieniądze w dziełach sztuki, nie wni-kając w ich pochodzenie.Wtrąciłem: Nie jestem milionerem.Ten sposób więc raczej odpada.Głos zabrał milczący dotąd Rodrigo de Cunillo: W basenie portu w Cartagenie stoi mój jacht motorowy.To jedyna rzecz, jaka mi jeszcze pozo-stała, ponieważ resztę majątku odziedziczonego po matce rozdrapały trzy moje żony.Ojciec zaśnie jest skłonny dać mi cokolwiek, gdyż i tak wpadnie to w ręce tych trzech niewiast.Opłaca więcmój pobyt w sanatorium doktora Alvareza i stara się dojść do porozumienia z kobietami, aby zo-stawiły mnie w spokoju.Rzecz w tym, drodzy panowie, że byłem młodzieńcem nierozważnym iilekroć spodobała mi się jakaś kobieta, natychmiast się z nią żeniłem, nie dbając o to, czy z po-przednią żoną mam rozwód.W ten sposób uznany zostałem za bigamistę i niechybnie stanąłbymprzed sądem, gdyby nie owładnęło mną nieprzeparte uczucie, że jestem człowiekiem-ptakiem,który lada dzień wzniesie się w powietrze i będzie nieosiągalny dla swoich żon.Mój ukochanyjacht oficjalnie utonął w Morzu Karaibskim podczas huraganu, nieoficjalnie zaś, przemalowany ize zmienioną nieco nadbudówką, w każdej chwili oczekuje mnie w Cartagenie.Od czasu doczasu, gdy dostaję urlop od doktora Alvareza, lecę samolotem do Cartageny i pływam po morzudla wypoczynku.Jeśli pan, El Se#241;or Cochecito, nie ma nic przeciwko temu, bardzo chętniewyrwę się z sanatorium choćby na dwa tygodnie i stanę przy sterze.Popłyniemy do Rodadero.Zaręczam panu, se#241;or Polacco, że mój jacht jest tak okazały, że ów don Casanova nie będziewątpił o wysokości sum znajdujących się na pańskim koncie bankowym.Przecząco pokręciłem głową. Nie potrafię udawać milionera.Odezwał się Ralf Dawson: To dobry pomysł, Rodrigo.A ty, Tomaszu, nie martw się o swoje miliony.Masz przecież pasz-port na nazwisko Thomasa van Hagena.Nie ciebie będą interesowały dzieła sztuki, ale panią vanHagen, twoją małżonkę. Nie jestem żonaty. Skąd wiesz? zapytał Dawson. Czy nie przyszło ci na myśl, że ów van Hagen jest być możeczłowiekiem żonatym? Nie jestem van Hagen zawołałem.Niestety, jedyną odpowiedzią na mój okrzyk był radosny rechot Gabriela i dwóch pozostałychprzyjaciół Dawsona.Don Gabriel poklepał mnie dłonią po kolanie. Tak, tak, wiemy, że nawet nie umie pan słowa po holendersku.Naprawdę, proszę się nie de-nerwować, se#241;or Polacco, znajduje się pan wśród przyjaciół.Następnie don Gabriel oświadczył Dawsonowi: Czy wiesz, Ralf, że bardzo mi się podoba zabawa, którą zaproponował Rodrigo.Jeśli nie macienic przeciwko temu, ja także wezmę przepustkę od doktora Alvareza dla siebie oraz swoich pielę-gniarzy i zaokrętuję się na wasz jacht.Pobyt w sanatorium już mi obrzydł i o niczym innym niemarzę, jak o jakiejś rozrywce.A czy może być coś bardziej zabawnego niż dokuczyć rodzinie donStefano? W Stanach Zjednoczonych grozi mi proces o nie zapłacone podatki.To z powodu owegoprocesu zrodziło się we mnie przekonanie, że jestem kruchy jak ze szkła i narażony na stłuczenie.Zaświadczenie doktora Alvareza i pobyt w jego sanatorium chronią mnie przed procesem, alemyślę, że krótka wycieczka jachtem nie przysporzy mi kłopotów.Umiem świetnie gotować imogę się zaokrętować jako kucharz, dwaj moi pielęgniarze będą marynarzami. A ja biorę na siebie rolę stewarda przerwał mu Burt Duncan. Zaręczam wam, że umiembardzo ładnie podawać do stołu.Mój Boże, co to będzie za rozkosz choć przez tydzień lub dwanie nocować w koronach drzew, nie huśtać się na linach i nie wydawać z siebie straszliwegookrzyku Tarzana.Ralf Dawson podniósł się z fotela i rzekł uroczyście: Przyjaciele! Pora kończyć nasze przyjęcie.Już jutro Rodrigo, Burt i don Gabriel wyjadą doCartageny.Zaopatrzycie jacht w paliwo, żywność i będziecie tam na nas czekać.Mam tylko jednopytanie: jak się ten jacht nazywa?Rodrigo westchnął melancholijnie: Kiedyś nosił dumną nazwę Wicher.Obecnie zwie się skromnie: La Paloma , to znaczy gołę-bica, Se#241;or Cochecito.Bo pan, zdaje się, nie zna hiszpańskiego. W porządku.Więc do zobaczenia na La Paloma pożegnał swych gości Ralf Dawson.Nie minęło pięć minut, a znowu pozostałem sam na sam z Dawsonem. To nie są wariaci, ale ludzie, którzy schronili się tutaj przed odpowiedzialnością prawną po-wiedziałem do Ralfa. Czyżby? udał zdumienie. Sądziłem, Tomaszu, że od razu się tego domyśliłeś.Ostrzegamcię jednak, jeśli chcesz mieć w nich przyjaciół, musisz dalej traktować ich jak ludzi o chorych ner-wach.Gdyby zauważyli, że są zdemaskowani, natychmiast staliby się twoimi wrogami. Ciebie zaś, oczywiście, muszę traktować jako człowieka z Przyszłości. powiedziałem. Tak skinął głową. Bo jestem człowiekiem z Przyszłości.Bierzesz więc udział w bardzodziwnej zabawie.Wydało mi się, że słyszę akcent drwiny w głosie Dawsona.Zrozumiałem, że Ralf miał już oddawna przygotowany plan działania.Nieprzypadkowo ściągnął mnie do sanatorium Alvareza inie było dziełem przypadku spotkanie wieczorne z gronem jego przyjaciół.On tylko umiejętniekierował rozmową, aby plan dotarcia do skarbów gangu wyniknął dla wszystkich niejako natu-ralnie i był naszym wspólnym dziełem.W tym momencie zadzwonił telefon.Dawson podniósł słuchawkę i długi czas w milczeniu słu-chał czyjegoś głosu.Następnie położył słuchawkę na widełki i powiedział do mnie z wyrzutem: Popełniłeś błąd, Tomaszu.Panna Florentyna wróciła dziś wieczorem z Paryża do Bogoty iwkrótce zapewne wpadnie w ręce tajniaków inspektora Esponozy.W tej chwili jest w hotelu Hil-ton i z niepokojem przyjęła informację, że nie zostawiłeś dla niej żadnej wiadomości. O Boże! złapałem się za głową. Rozmowy z tobą tak mnie zaabsorbowały, że zapo-mniałem wysłać zaszyfrowaną depeszę do Marczaka z poleceniem, aby Florentynę odesłano doPolski.Ona wróciła do Bogoty i być może za chwilę uda się do Esponozy, aby zapytać, co się zemną stało.Zapewne myśli, że zostałem aresztowany albo grozi mi jakieś niebezpieczeństwo. Esponoza zaś przyciśnie swoich ludzi ciągnął moją myśl Dawson i ci wyśpiewają, że wcalenie odleciałeś do Paryża.Przypomną sobie, że na dworcu lotniczym kręcił się człowiek w czapce znapisem Sanatorium dr Alvareza , na parkingu zaś stał samochód z tego sanatorium. Tak skinąłem głową. To sprytny policjant.Jestem pewien, że wkrótce będziemy go mielina karku.Dawson spojrzał na zegarek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]