[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Don Juan zaopatrzył ich w żywność na drogę i zwrócił im jedenastu rannych, którzy mogliodpłynąć, a pozostałych czterech pozostało na wyspie, służąc Hiszpanom.Pięćdziesięciu sze-ściu Karaibów, z dwustu przybyłych, powróciło do swej ojczyzny.Już przeszło rok od tego czasu, a ani jedno czółno karaibskie nie zbliżyło się do wyspy, naktórej tak straszliwą ponieśli klęskę.XLIIIStan wyspy.Liczba i narodowość jej mieszkańców.Założeniemiasta.Pożegnanie.Cisza na morzu.Niezliczona flota.Strasznywypadek.Pogrzeb sprawiedliwego.Nieukojona boleść.Powrót doAnglii.Podróże na Wschód.Dalsze losy osady.Zakończenie.Wysłuchawszy opowiadania Hiszpanów, zawiadomiłem ich, że przywożę znaczny zasiłekw ludziach i rozmaitych zasobach, mianowicie odzieży, broni i amunicji.Ucieszyło to ichniezmiernie i dziękowali serdecznie za pamięć o wyspie.Wkrótce przybyli trzej Anglicy.Atkins, pomimo złego postępowania z początku, poprawiłsię zupełnie i w wojnie z dzikimi dał dowody nadzwyczajnej odwagi, lecz wyglądał jak cień iwidać było, że wkrótce skończy.Oświadczyłem mu, że go chętnie zabiorę ze sobą do Anglii,lecz odrzekł mi na to: Panie gubernatorze, niech wam Bóg wynagrodzi wasze łaskawe obejście się z łotrem,który sto razy zasłużył na szubienicę, ale do ojczyzny nie chcę wracać.Nabroiłem dużo, nie-chaj więc umieram tu, gdzie mi Bóg dozwolił opamiętać się w moich postępkach i wyjść naporządnego człowieka.Może koledzy moi zechcą wracać, ja tu pozostanę. Cóż byśmy robili w Anglii, odrzekł jeden z majtków.Tu mamy wszystkiego pod dostat-kiem, gdy tam trzeba by ciężko pracować i do śmierci włóczyć się po morzu.Jeżeli pan gu-bernator pozwoli, z chęcią pozostaniemy.Trzech tylko Hiszpanów prosiło, abym ich zabrał ze sobą do Europy.Mieli zamiar powró-cić tu z rodzinami, znajdującymi się w Hiszpanii.Obiecałem im opłacić koszta podróży.Następnie sprowadziłem nowych osadników z okrętu.Nie mogli się napatrzyć i nachwalićpiękności wyspy i z chęcią na niej osiedli.Obecnie więc ludność wyspy dawna i nowa wynosiła:Anglików 22 Angielek 25Brazylijczyków 5 Brazylijek 7Hiszpanów 17 Karaibów 4 Karaibek 3Razem mężczyzn 48 kobiet 35 oprócz mnie, Pię-taszka i jego ojca.Liczba ta przy broni i amunicji mogła się oprzeć kilkuset ludziom, gdyby odważyli się po-nowić kroki nieprzyjacielskie.121 Postanowiłem zabawić tu przez całą zimę, poleciwszy tymczasem kapitanowi okrętu, abypopłynął do Hiszpanii dla przywiezienia rodzin rozbitków.Dałem mu zarazem pełnomoc-nictwo do werbowania ochotników, którzy by chcieli osiedlić się na wyspie.Zaraz po odpłynięciu statku cieśle, przy pomocy osadników, zajęli się ścinaniem drzewana wystawienie miasteczka.Obraliśmy na ten cel wzgórze nad zatoką morską, stanowiącąwyborny port.Naprzód postanowiliśmy wybudować dwie kaplice.Jedną dla katolików, to jestHiszpanów i Brazylijczyków, drugą dla Anglików, obliczywszy, że dla pomieszczeniawszystkich rodzin potrzeba będzie 28 domów, gdyż zaprojektowano skojarzyć kilka mał-żeństw.Don Juan i Gonzales nie chcieli zamku opuszczać, im więc powierzono straż twierdzyi arsenału.Brazylijczycy wzięli się do założenia plantacji, kmiecie angielscy poobierali sobie pola,cieśle pracowali nad obrabianiem drzewa, krawcy przy pomocy kobiet szyli suknie i bieliznę.Jednym słowem ruch niezwykły ożywił wyspę, przed dwudziestu laty bezludną.Na początku maja przybył szczęśliwie okręt, przywożąc pastora anglikańskiego z żoną icórką oraz sędziwego księdza katolickiego.Z Hiszpanami przybyło trzynaście osób, a międzytymi pięciu mężczyzn, do ich rodzin należących.Na koniec z Anglii przybyło trzech kmieciżonatych z dziećmi, czterech parobków, stelmach, stolarz, dwóch tkaczy, piwowar, rymarz,chirurg, kotlarz, garncarz i kilku innych rzemieślników lub kolonistów z rodzinami, tak żeludność cała wynosiła: Anglików obojga płci 110, Hiszpanów 31, Brazylijczyków 12 i Kara-ibów 8; czyli razem osób 161, z których pięć zostało w zamku, a reszta mieściła się w 49 do-mach miasta, nazwanego przez wyspiarzy dla uczczenia mej pamięci Robinsontown (miastoRobinsona).Pomimo zamiaru opuszczenia wyspy na wiosnę, zabawiłem jeszcze cały rok, pragnąc po-rozdzielać grunty i doprowadzić do porządku osadę i dopiero 26 czerwca 1681 roku odpłyną-łem stamtąd, żegnany łzami wdzięczności osadników i rzęsistymi wystrzałami artylerii zam-kowej.Jedno przykre zdarzenie zasępiło mój odjazd, a tym była śmierć ojca Piętaszka, któryna dwa tygodnie przedtem życie zakończył.Biedny chłopiec, przejęty niewymownym żalem, nie chciał pozostać na wyspie, lecz pro-sił, abym go ze sobą zabrał do Anglii.Zostawiłem moją wyspę pod zwierzchnictwem Don Juana w stanie kwitnącym, zaopatrzo-ną we wszystko, co do jej rozwoju było potrzebne.Bydło rogate, trzoda chlewna oraz owceprzywiezione przeze mnie już się poczęły rozmnażać.Budowa miasteczka postępowała szyb-ko, jednym słowem miałem nadzieję, że z upływem lat będzie to piękna kolonia.Tego dnia po odpłynięciu zaskoczyła nas cisza morska.Przez kilka godzin okręt posuwałsię zaledwie o paręset sążni, lecz nagle wpadł na prąd morski, który go zaczął pędzić kuwschodowi.Dwa razy majtek, siedzący w koszu bocianiego gniazda, ostrzegał, że widzi ląd wkierunku wschodnim, lecz znaczna odległość nie pozwoliła dostrzec z pokładu czy to byławyspa, czy ląd stały.Około południa, gdy morze wygładziło się jak zwierciadło, ujrzeliśmy omilę na wschód ziemię.Pomiędzy nią a naszym statkiem morze było usiane mnóstwempunktów czarnych, poruszających się żywo w tę i ową stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire