[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A musieli kłamać, oszukiwać, obmyślać podstępyi nieustannie zważać na innych, gdyż namiętność wiążąca ichbyła tak silna, że zapomnieli o wszystkim poza swojąmiłością.%7ływo stanęły mu w pamięci owe często powtarzające sięwypadki, gdy trzeba było uciekać się do fałszu i udawania,tak przeciwnych jego naturze.%7ływo zwłaszcza uprzytomniłsobie, że Anna, jak to nieraz zauważył, również wstydzi siętego ustawicznego kłamstwa i wprowadzania w błąd.Iopanował go dziwny nastrój, który często go nawiedzał,odkąd zaczął się ich romans.Była to jakaś odraza: doKarenina? do samego siebie? do całego świata? Wrońskisam dobrze nie wiedział, lecz zawsze starał się przemóc todziwne uczucie.I teraz również otrząsnął się z niego i wróciłdo swoich myśli. Tak, przedtem była może nieszczęśliwa, ale dumna ispokojna, teraz zaś utraciła spokój i godność, mimo że tegonie okazuje.Tak postanowił w duchu trzeba raz z tymskończyć.I po raz pierwszy zaświtała mu wyrazna myśl, że trzebazerwać z tym ciągłym fałszem, a im prędzej tym lepiej. Musimy oboje rzucić wszystko i ukryć się gdzieśsamotnie z naszą miłością rzekł sobie Wroński.XXII267U lewa trwała niedługo i gdy Wroński dojeżdżał doPeterhofu, słońce znowu wyjrzało.Dyszlowy koń szedłostrym kłusem, pociągając za sobą galopujące po błocie i jużwcale nie trzymane w lejcach przyprzężne.Dachy letnich willi stare lipy w ogrodach, ciągnących się po obu stronachgłównej ulicy, połyskiwały mokrym blaskiem; z gałęziwesoło kapało, a z dachów spływała woda.Wroński niemyślał już teraz o tym, jak dalece deszcz popsuje torwyścigowy, ale cieszył się, że dzięki tej ulewie na pewnozastanie Annę w domu, i to samą, wiedział bowiem, żeKarenin, który niedawno powrócił z kuracji, nie przeniósłsię dotąd z Petersburga na letnisko.W tej nadziei wysiadł z powozu nie dojeżdżając domostku, co zawsze czynił, by nie zwracać na siebie uwagi, iszedł pieszo, dążąc nie na ganek od frontu, lecz na podwórze. Czy jaśnie pan przyjechał? spytał ogrodnika. Jaśnie pana nie ma, ale jaśnie pani jest.Niech panhrabia pozwoli na ganek od frontu, tam jest służba, tootworzą informował ogrodnik. Nie, wejdę przez ogród.Upewniwszy się w ten sposób, że Anna jest sama, pragnąłją teraz zaskoczyć, gdyż nie zapowiedział się na ten dzień, i zpewnością nie spodziewała się jego przybycia przedwyścigami.Podtrzymując szablę i ostrożnie stąpając popiasku ścieżki wysadzanej kwiatami, zmierzał na taraspołożony od strony ogrodu.Zapomniał już teraz o wszystkim,o czym rozmyślał przez drogę; sytuacja przestała mu sięwydawać bolesna i zawiła, przed oczyma miał tylko jedno że ją zaraz zobaczy, już nie w wyobrazni, ale żywą, taką, jakajest w rzeczywistości.Już wchodził stawiając od razu całąstopę, by nie hałasować, na płytkie stopnie tarasu, gdy nagleuprzytomnił sobie coś, o czym zawsze zapominał, a co268stanowiło najdokuczliwszą stronę jego stosunku do Anny jej syna, z jego pytającym i jak się Wrońskiemu zdawało,wrogim spojrzeniem.Chłopiec był częściej niż ktokolwiek inny zawadą w ichstosunkach.W jego obecności nie tylko oboje nie mówili nic,czego by nie mogli powtórzyć przy wszystkich, leczwystrzegali się nawet napomknienia o rzeczach, których bySierioża nie mógł zrozumieć.Nigdy się co do tego nieumawiali, ale tak się samo przez się ułożyło.Uważali, żeoszukiwanie dziecka przyniosłoby im samym ujmę, toteżprzy nim rozmawiali ze sobą jak zwykli znajomi.A jednakmimo tej ostrożności Wroński nieraz spostrzegał skierowanena siebie badawcze, nie rozumiejące spojrzenie dziecka.Chłopiec był wobec niego jakoś dziwnie lękliwy i nierówny:to serdeczny, to znów chłodny i nieśmiały.Jak gdyby dzieckoczuło, że Wrońskiego i jego matkę łączy coś bardzoistotnego, czego ono zrozumieć nie potrafi.I rzeczywiście, Sierioża czuł, że nie może tego zrozumieć,i daremnie usiłował się zorientować, jakie mianowicieuczucia powinien żywić dla tego człowieka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]