[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wiktoria przyciągnęła do siebieEmilkę i potargała jej włosy.– Ale ja nic nie rozumiem… Co to za głupie hasło, „Plaga stonki ziemniaczanej”? Równiedobrze mogłoby być „Stado łaciatych krów weszło na ulicę”! Skąd wy to znacie? To jakiś filmz waszych czasów?Kiedy dziadek zaczął z ochotą tłumaczyć wnuczce, o co z tą stonką chodzi, Ameliapobiegła do kuchni i przyniosła fartuszek oraz gumowe rękawiczki.Poczekała, aż Bernardskończy wykład, i uroczyście założyła mu kuchenne wdzianko.Wiktoria naśladowała w tymczasie werble, a Janina i Emilka biły brawo.– Ty się ciesz, Beniu, że tak łatwo się wykupisz z przegranego zakładu!– Łatwo?! Cały dom wysprzątać po gościach, to dla ciebie jest łatwo?! Mam teraz skakaćz radości, że nie muszę jeszcze wypucować samochodu i narąbać drzewa do kominka?– Nie, nie! – uspokoiła go żona.– Ale teraz żałuję, że o coś innego się z tobą niezałożyłyśmy.– O co, niby?– Że jak przegrasz, to obejrzysz z każdą z nas jeden odcinek Obnażmy ludzkie życie.Z każdą oddzielnie.Bez marudzenia i naśmiewania się.Prawda, dziewczyny?Dziewczyny przytaknęły, chociaż wcale nie uważały, że byłaby to kara tylko dlaBernarda.– Oj, to już faktycznie wolałbym nie tylko posprzątać, ale i samochód umyć, i drzewanarąbać.– Czyli masz to, co wolisz.Widzisz, jakie jesteśmy kochane? – Emilka przyglądała sięprzez chwilę dziadkowi, a potem dorzuciła: – Bardzo ci ładnie w tym fartuszku.To tak, jakbywściekłemu tygrysowi założyć czapeczkę z pomponem.– Dziękuję za komplement.Mam to, o co się prosiłem.– Uśmiechnął się do córek.– Niepodejrzewałem, że wciąż jesteście w takiej dobrej formie.– Kto wie, czybym zgadła, gdybym nie miała podpowiedzi „amerykański owadziemniaczany”.Tak naprawdę to wnusia cię w ten fartuszek wpakowała, a nie my.– Widzisz, kozo, coś narobiła? – Śmiał się Bernard.– Powinnaś ze mną sprzątać.– Dobra! Ale najpierw się założymy i dopiero jak przegram, to ci pomogę.– Znowu jakiś zakład?! – zapytała Mela i spojrzała na siostrę.– Nasz dom zamienia sięw jaskinię hazardu.Jutro wstawimy tu ruletkę i jednorękiego bandytę, co ty na to?– Może być – zgodziła się bez ceregieli Wiktoria.– A o co będzie ten zakład?– Zagramy jeszcze raz w kalambury.Teraz ja będę pokazywała, a wy będzieciezgadywać.– Emilka już stała obok Bernarda.– Jak nie zgadniecie, to sprzątam razemz dziadkiem.Tylko mnie nie zróbcie w konia! – Pogroziła palcem.– Obiecujecie, że będziecieo mnie walczyć?– Obiecujemy!– No to, dziadek, dawaj hasło! Tylko, błagam, jakieś ludzkie, nie z komunizmu.Żebymzrozumiała i wiedziała, co to jest.– Spokojna głowa! – Bernard szepnął jej coś do ucha, a potem spytał na głos: – I jak?Może być? Chyba wiesz, co to jest?– Jasne, że wiem! – Wnuczka wyskoczyła na środek salonu i zakrzyknęła: – Start!Jedną dłoń przyłożyła do oka, a drugą kręciła obok skroni.– Film? Tytuł filmu?Emilka dawała znaki, że nie do końca o to chodzi.– Ale coś z filmem? Pokaż, ile słów ma hasło!Przytaknęła i wystawiła do góry kciuk.– Czyli jedno słowo i jakoś związane z filmem, ale nie do końca? – upewniła sięWiktoria, a widząc potwierdzenie, zakrzyknęła: – Dobra! Pokazuj dalej, bo czas leci!Emilka podbiegła do stojącej w rogu pokoju ogromnej juki.Raz wskazywała na nią, razudawała filmowanie.– Rośliny? Kwiaty? Jakiś program przyrodniczy? Z kamerą wśród zwierząt?! – zgadywałaMela.– Z kamerą wśród zwierząt to też Peerel.Ona tego nie kojarzy tak samo jak stonkiziemniaczanej.– Zdumione spojrzenie Emilki świadczyło o tym, że Wiktoria ma rację.– Trzebaszukać czegoś, co zna.Na dodatek bardzo dobrze.Zgadza się?Siostrzenica radośnie jej przytakiwała.– W pustyni i w puszczy?Tym razem Emilka zaprzeczyła gwałtownie i pamiętając sygnał, jaki parę minut temuwysłała jej matka, zaciągnęła sobie na szyi niewidzialną pętlę.– Nie tędy droga! Odczepiamy się? Tak?Emilka potwierdziła.– Ale nie stój i nie kiwaj głową, tylko pokazuj dalej! I zostaw tę jukę, bo ona nam nic niemówi.Zamiast zgodnie z sugestią Meli odczepić się od juki, przyczepiła się do niej jeszczebardziej: odgarnęła długie zielone liście i odsłoniła pień, z którego wyrastały.– Kora? Gałąź? Pień? Głuchy jak pień?! – Janina też próbowała swoich sił.– Nie! To są trzy słowa! I nie mają nic wspólnego z filmowaniem! – zakrzyczały ją córki.– Emilka! Czy to słowo jest jakoś związane z rośliną? Tak! Jest związane z rośliną… Dużą?Bardzo dużą rośliną? – zgadywały, widząc, jak podskakuje i wymachuje rękoma.– Pokazujdalej! Co to za roślina? – Śledziły ruchy jej dłoni.– Choinka? Czy to jest choinka?Gestami odpowiedziała: i tak, i nie.– Opowieść wigilijna?– Przecież to ma być jedno słowo! – Wiktoria zupełnie nie wiedziała, w którą stronęskierować myśli, tym bardziej że zrozpaczona siostrzenica znowu udawała, że się wiesza.– Odczepiamy się od Wigilii, tak? Wracamy do choinki, tak? Choinka… choinka…Emilka zaczęła kiwać się na boki z uniesionymi do góry rękoma.– Drzewo?Radosne oklaski wskazywały, że Meli udało się wpaść na właściwy trop.– Drzewo! To jest jakiś gatunek drzewa? Nie! – Amelia szybko się wycofała, widząc, jakich drzewo gwałtownie oklapło.– Jeszcze minuta – powiedział Bernard.– Co z tym drzewem? – Niecierpliwiły się.– Drzewo, film, jedno słowo…Emilka zatoczyła rękoma krąg na całą szerokość ramion, a potem w jego wnętrzuwyrysowała coś mniejszego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]