[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy wolno mi złożyć najlepsze życzenia?Nigdy nie sądziłem, że kapitan ulegnie kobiecym wdziękom, ale rozumiem, jakto się stało.Gratulacje, kapitanie.To skarb, nie ma dwóch zdań.- Narzeczona mi się zarumieni, sierżancie Briggs - zauważył Jack,pomagając Lucy wsiąść do powozu.- Za kilka dni zajrzymy.Odjechali.Przez kilka minut panowało w powozie przyjazne milczenie.Nagle Lucy dostrzegła przy drodze mężczyznę.Natychmiast poznała w nimtego, którego wcześniej widziała nad brzegiem stawu.Teraz mogła przyjrzeć musię dokładniej.Dała mu dwadzieścia kilka lat i oceniła, że jest przystojny, choćrysy miał surowe, a czarne oczy i oliwkowa cera potwierdzały, że może byćcudzoziemcem.- Spójrz, Jack - poprosiła.- Kim jest ten człowiek? Był dziś rano nadstawem.Jack zerknął, ale zdążył zobaczyć mężczyznę tylko przelotnie.- Nie mam pojęcia, Lucy.Nie sądzę, żeby dla mnie pracował.Prawdopodobnie w ogóle nie powinno go tutaj być.Może to wędrowny- 141 -SRrobotnik, który szuka pracy.- Zerknął na nią zaciekawiony.- Czy ten człowieksię narzucał?- Och, nie - odparła Lucy, ucieszona, że tym razem Jack mówi prawdę.-Zaciekawił mnie, bo wygląda niecodziennie.Może to Hiszpan?- Nie widziałem go dobrze - odparł z lekkim zniecierpliwieniem Jack.- Wkażdym razie polecę moim ludziom, aby mieli oko na obcych.Z reguły niezabraniam wstępu wędrownym robotnikom, bo czasem potrzebujemy dodatko-wych rąk do pracy.Mój rządca powinien coś wiedzieć o tym człowieku.Obawiam się jednak, że dyscyplina szwankuje, skoro i do mnie nie dotarła naten temat żadna wiadomość.Kiedy wuj zostawił mi majątek w spadku, miałeminne sprawy na głowie i bywałem tu tylko z rzadka, teraz muszę wszystkozorganizować od nowa.Nie mogę pozwolić, żeby coś zagrażało twojemubezpieczeństwu, Lucy.- To akurat nie ma znaczenia.Nie wydaje mi się, żeby ten mężczyznamiał złe intencje.Zainteresował mnie, bo nie wyglądał na robotnika.- Wędrowni robotnicy pochodzą z wielu stron - wyjaśnił Jack.- On możebyć, na przykład, rzemieślnikiem: mistrzem ciesielskim, kowalem albo nawetbudowniczym.W każdym razie bez mojej wiedzy na tym terenie nie powiniensię znalezć.Trzeba to zbadać.- Możliwe - przyznała Lucy.- Mnie się jednak wydaje.Wygląda tak,jakby kiedyś był żołnierzem.- Jeśli tak uważasz, to po powrocie porozmawiam o nim z rządcą.Chcęwiedzieć, co ten młody człowiek tutaj robi.- Jack zmarszczył czoło, bo zaczynałcoś podejrzewać.Jack postanowił wydać przyjęcie dla uświetnienia zaręczyn z Lucy.- Powinnaś poznać mieszkające w okolicy damy, na pewno znajdzieszwśród nich przyjaciółki - zwrócił się do narzeczonej.- Przygotujemy uroczystąkolację w piątkowy wieczór, jeszcze przed wyjazdem Drew i Marianne.Tymczasem dotrą Jo z Halem i wszyscy się spotkają.- 142 -SR- Czy nie za pózno na rozesłanie zaproszeń? Zostały tylko dwa dni.- Mój kucharz jest na to przygotowany od dawna.Zaproszenia wysłałemwczoraj i jak wkrótce się przekonasz, większość zostanie przyjęta.Tu, naprowincji, znacznie mniej się dzieje niż w Londynie, więc rzadko kto odrzucazaproszenia.- Bardzo chętnie poznam twoich znajomych i przyjaciół.Cieszę się naprzyjazd Jo, jutro wieczorem powinna już być.Nie widziałyśmy się tylko kilkatygodni, ale odniosłam wrażenie, że minęło znacznie więcej czasu.- W każdym razie przez najbliższe dni będziesz mogła rozmawiać zsiostrą bez końca - zażartował Jack i cmoknął Lucy w policzek.- Muszę iść,kochanie, mam sprawę do załatwienia, ale zobaczymy się wieczorem.- Naturalnie.- Lucy odprowadziła go wzrokiem do drzwi.Nieco pózniej zobaczyła przez okno, jak odjeżdża, i nagle ogarnął jąniepokój.Nabrała przekonania, że coś Jacka dręczy, tylko nie chce się do tegoprzyznać.- Wybieram się na spacer - oznajmiła siedzącym z nią damom.-Marianne, Amelio, idziecie ze mną?Marianne i lady Staunton uznały zgodnie, że przechadzka w taki upałmoże być zbyt męcząca, i odmówiły Lucy.- Mamo, chyba nie wrócę na podwieczorek, ale nie martw się, zdążę sięprzebrać do kolacji.Lucy nie zastanawiała się, dokąd idzie, nagle jednak uświadomiła sobie,że zmierza znajomą drogą wokół stawu.Poczuła dreszczyk emocji, wiedziała bowiem, że tamta kobieta widzi wniej intruza.Trudno, a poza tym Jack nie zabronił jej zbliżać się do tego domu.Znalazłszy się na skraju lasu, usłyszała głosy i dziecięcy śmiech.Chłopiecniewątpliwie znowu bawił się na dworze, w dodatku nie był sam.Lucyprzystanęła w miejscu, z którego mogła obserwować dom.Malec pofrunął w- 143 -SRgórę i wydał radosny okrzyk.Po chwili złapały go silne męskie ręce, należącedo.Jacka Harcourta.Lucy skamieniała.Nie ulegało wątpliwości, że Jack i chłopiec doskonalesię znają i dobrze rozumieją.Wprawdzie miło było przyglądać się tejprzepojonej rodzinnym ciepłem scenie, ale uświadomiła sobie dobitnie, że Jackjednak ją okłamuje.Przyjęcie dziecka pod swój dach było z jego strony czymśznacznie więcej niż aktem miłosierdzia wobec kuzynki.Uznała, że chłopiec jestsynem Jacka.A skoro jej narzeczony minął się z prawdą w tej sprawie, mógł jąoszukiwać również w innych.Lucy zorientowała się, że kobieta ją spostrzegła.W oczach nieznajomejpojawił się błysk triumfu.Upajała się nim jednak sama, bo Jack niczego niezauważył.Lucy obróciła się na pięcie i ze łzami w oczach skierowała się zpowrotem ku domowi.Nawet nie zauważyła, że w pobliżu stoi mężczyzna, którego spotkała przystawie.Obserwował zabawę w ogrodzie, a na jego twarzy malowała sięwściekłość.Teraz podążył za Lucy.Nie próbował jej zatrzymać ani dogonić, poprostu szedł za nią w stałej odległości aż do chwili, gdy wyszedłszy z lasu, Lucyzaczęła biec.Jose Domingues przystanął i patrzył za młodą Angielką.Wiele z tego, cosię tu działo, było dla niego niezrozumiałe, nie zdołał bowiem opanować językaangielskiego w wystarczającym stopniu.Wiedział jednak, że skoro tyle trudukosztowało go znalezienie tego miejsca, to musi podjąć decyzję.Tylko jaką?Lucy pobiegła prosto do swojego pokoju.Oczy piekły ją od łez.W głowiekołatała jej uporczywa myśl, że Jack ją okłamał, a ona naiwnie mu wierzyła.Szkoda, że nie poczekała z przyjęciem oświadczyn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]