[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozumiem.- Penelope zmarszczyła brwi, usiłując zdecydować, co robić.- Czy mogę poczekać? Mo\e po prostu coś je zatrzymało? To niepodobne doEloise, \eby zapomnieć o umówionym spotkaniu.Słu\ący skinął uprzejmie i wprowadził Penelope po schodach doniewielkiego salonu, obiecując przynieść tacę z napojami i podając ostatniewydanie Whistledown dla umilenia czasu oczekiwania.Penelope oczywiście ju\ gazetkę czytała, dostarczano ją bardzo wcześnierano, a ona nabrała zwyczaju przeglądać ją przy śniadaniu.Dla zabicia czasupodeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz.Tam jednak równie\ nie zobaczyła nicnowego - te same budynki, które widziała ju\ tysiąc razy, nawet ci sami ludzieprzemierzający ulicę.Kiedy tak zastanawiała się nad jednostajnością swego \ycia, nagledostrzegła otwartą ksią\kę na stole.Nawet z daleka poznała, \e nie jest todrukowana ksią\ka, jej stronice bowiem wypełniały wersy zapisane ręcznie.Zaintrygowana podeszła do stołu i nie dotykając stronic, przebiegła jewzrokiem.Wyglądało na to, \e był to dziennik, pośrodku prawej stronicyumieszczono bowiem datę, a kilka wierszy poni\ej widniał tekst.22 lutego 1824Góry Trodos, CyprPenelope podniosła dłoń do ust.To pisał Colin! Mówił jej przecie\, \ezamiast do Grecji pojechał na Cypr.Nie miała jednak pojęcia, \e prowadziłdziennik.Podniosła stopę, aby odejść, ale jej ciało nie chciało słuchać.Pomyślałasobie, \e nie powinna tego czytać.To prywatne zapiski.Powinna odejść.- Odejść - mruknęła, spoglądając w dół, na swe niesforne stopy.- Odejść.Stopy ani drgnęły.Mo\e jednak nie ma w tym nic złego.W końcu, czy istotnie naruszyprywatność Bridgertona, jeśli przeczyta tylko te strony, które są widoczne, nieodwracając kartek? Pozostawił przecie\ dziennik otwarty, cały świat mógł gosobie obejrzeć.Colin miał jednak wszelkie powody, aby sądzić, \e nikt nie zajrzy do jegodziennika, nawet jeśli pozostawi go na kilka chwil.Prawdopodobnie wiedział,\e matka i siostry wyjechały na pół dnia.Większość gości przyjmowano wdu\ym salonie na parterze, o ile Penelope wiedziała, tylko ona i Felicity byływprowadzane tutaj.A skoro Colin się jej nie spodziewał (a właściwie w ogóle oniej nie myślał), nie przyszło mu do głowy, \e nie powinien pozostawiać zeszytuna stole.Z drugiej strony nie zamknął go.Nie zamknął, do licha! Gdyby ten dziennik skrywał jakieś wa\netajemnice, Colin chowałby go z większą troską, wychodząc z domu.W końcunie był głupcem.Penelope pochyliła się w przód.O, do licha! Z tej odległości nie mogła odczytać słów.Nagłówek byłczytelny, poniewa\ wokół niego było pusto, właściwy tekst natomiast był zbytmocno zbity.Uznała, \e nie będzie czuła się tak winna, jeśli nie podejdzie ju\ani kroku bli\ej.Oczywiście to, \e przebyła ju\ cały pokój, aby znalezć się wmiejscu, w którym teraz stała, nie miało \adnego znaczenia.Postukała się palcem w policzek.No tak, co racja, to racja.Ju\ dośćdawno przeszła przez pokój, co oznaczało, \e największy grzech ju\ popełniła.Jeszcze jeden mały kroczek w porównaniu z całą szerokością salonu to nic,zupełnie nic.Przesunęła się nieco bli\ej, powtarzając sobie, \e to się liczy jako półkroku.Potem jeszcze jeden kroczek, pochyliła się i zaczęła czytanie od połowyzdania.& w Anglii.Tu piasek zmienia barwę od brązowej do białej, a jegoziarenka są tak małe, \e muska nagą stopę jak najdelikatniejszy jedwab.Wodama kolor błękitu, o jakim Anglia nawet nie słyszała, akwamaryny z błyskiemsłońca, i głębokiego kobaltu, gdy chmury przesłaniają niebo.Jest ciepła -zaskakująco, zdumiewająco ciepła - jak kąpiel, która jeszcze pół godziny temubyła gorąca.Delikatne fale li\ą brzeg z cichym pluskiem piany, łaskocząc skóręi zmieniając doskonały piasek w rozkoszną maz, która przelewa się i ślizgamiędzy palcami, a\ kolejna fala znów ją zmyje.Aatwo zrozumieć, czemu mówi się o tym miejscu jako o kolebce Afrodyty.Z ka\dym krokiem wydaje mi się, \e za chwilę ją ujrzę, jak z obrazu Botticellego:wyłaniającą się z morza, unoszącą w doskonałej równowadze na olbrzymiejmuszli, z długimi, tycjanowskimi włosami tańczącymi wokół jej głowy.Gdyby miała urodzić się kobieta doskonała, z pewnością stałoby się totutaj.Jestem w raju.A jednak&A jednak z ka\dym ciepłym powiewem czy spojrzeniem w bezchmurneniebo przypominam sobie, \e to nie jest mój dom, \e urodziłem się, \eby \yćgdzie indziej.To nie gasi \ądzy& nie, przymusu! - podró\owania, oglądania,poznawania& Ale budzi dziwne pragnienie dotknięcia mokrego od rosytrawnika, poczucia chłodnej mgły na twarzy, a nawet wspomnienie radości, jakąprzynosi pierwszy słoneczny dzień po tygodniu deszczu.Tutejsi ludzie nie znają tej radości.Ich dni zawsze są piękne.Czy mo\nadocenić piękno, jeśli jest ono stale obecne w czyimś \yciu?22 lutego 1824Góry Trodos, Cypr.Dziwne, ale jest mi zimno.Oczywiście, jest luty, a ja jako Anglik jestemprzyzwyczajony do lutowego chłodu (podobnie jak do chłodu paru innychmiesięcy, które mają w nazwie "r"), lecz przecie\ nie jestem w Anglii.Jestem naCyprze, w sercu Morza Zródziemnego, a dwa dni temu byłem w Paphos, napołudniowo-zachodnim brzegu wyspy, gdzie słońce świeci mocno, a woda jestsłona i ciepła.Stąd widzę szczyt Olimpu, pokryty śniegiem tak białym, \e patrzącnań, mo\na na chwilę oślepnąć.Wspinaczka na tę wysokość była niebezpieczna, za ka\dym niemalzakrętem czaiło się niebezpieczeństwo.Droga jest prymitywna, spotkaliśmy naniejPenelope wydała cichy jęk protestu, kiedy stwierdziła, \e stronica kończysię w połowie zdania.Kogo spotkali? Co się wydarzyło? Jakieniebezpieczeństwo?Wpatrywała się w zeszyt, umierając z pragnienia, aby odwrócić kartkę idowiedzieć się, co się stało dalej.Zaczynała jednak czytać z przekonaniem, \enie narusza prywatności Colina, gdy\ pozostawił dziennik otwarty.A ona tylkopopatrzyła na to, co i tak było widać&Odwrócenie kartki to jednak całkiem co innego.Wyciągnęła rękę i cofnęła ją szybko.To nie było uczciwe.Nie mogłaczytać dziennika.Nic poza tym, co ju\ przeczytała.Z drugiej strony widać było, \e ten tekst wart jest przeczytania.Tozbrodnia, \e Colin chowa go dla siebie.Słowa powinny być szanowane,udostępniane.Powinny być&- O, do licha! - mruknęła do siebie.Wyciągnęła rękę, \eby dotknąć strony.- Co ty tu robisz?Penelope obróciła się na pięcie.- Colin!- Rzeczywiście - warknął.Odskoczyła.Po raz pierwszy u\ył przy niej takiego tonu.Nie sądziłanawet, \e jest do niego zdolny.Wielkimi krokami podszedł do stolika, chwycił dziennik i zatrzasnął.- Co tu robisz? - zapytał.- Czekam na Eloise - wykrztusiła, czując, \e nagle zaschło jej w gardle.- W saloniku na piętrze?- Wickham zawsze mnie tu przyprowadza.Twoja matka kazała mutraktować mnie jak członka rodziny.I& eee& on& eee& - Zauwa\yła, \ezaczyna wykręcać sobie palce, i zmusiła się, \eby przestać.- To samo z mojąsiostrą Felicity.Ona i Hyacinth są tak dobrymi przyjaciółkami& Przykro mi&myślałam, \e wiesz.Bridgerton beztrosko odrzucił oprawny w skórę zeszyt na najbli\szy foteli skrzy\ował ramiona.- A ty masz zwyczaj czytać osobiste zapiski innych ludzi?- Nie, oczywiście, \e nie.Ale był otwarty i& - Przełknęła ślinę,uświadamiając sobie, jak głupio brzmi ta wymówka.- I to jest pokój dostępnydla wszystkich - wymamrotała, czując, \e powinna zamilknąć.- Trzeba byłozabrać go ze sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]