[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała wiatr we włosach i rumieńce na policzkach i odkryła, że jejsię to podoba.Ze brakowało jej tego, choć nie zdawała sobie ztego sprawy - bycia w podróży.120 Nocą okrążyli East Cape, ale również wtedy nie spała i była napokładzie.Dotrzymywała towarzystwa pierwszemu oficerowi, aopalonego na brązowo Anglika bawiła młoda dziewczyna, którazadawała tyle pytań i która była tak żywo zainteresowanawszystkim, co widziała i czego nie rozumiała.Często jejpowtarzał, że powinna być chłopcem - wtedy mogłaby byćszyprem na własnym statku i oglądać wszystkie porty, wybrzeża ioceany, których jej serce mogło zapragnąć.- To byłoby piękne - odpowiadała na to Lily.I rzeczywiście takmyślała.Oficer opowiadał jej o wioskach maoryskich położonychwzdłuż wybrzeża.Wskazywał na migoczące światła i mówił, żepochodzą z różnych fortyfikacji, należących do Maorysów.Chociaż większość plemion na północnym zachodzie podpisałatraktat pokojowy z Brytyjczykami, nie zrobiło tego prawie żadneplemię na wschodzie.Rościli sobie prawo do ziemi, na której żylii bronili go.I nie stawali się przyjazniej nastawieni przez to, żenowi osadnicy zaczęli również przemieszczać się na wschód.Teraz walczyli już nie tylko ze sobą nawzajem, między ple-mionami - walczyli także przeciwko białym.-Czy jest tu niebezpiecznie? - zapytała - i nie mogła nicporadzić na to, że serce biło jej szybciej na samą myśl.Lily niemiała nic przeciwko odrobinie niebezpieczeństwa.Pragnęłaprzeżyć coś niezwykłego.-Jest ich tak mało i mają taką słabą broń - odparł pierwszyoficer.- Jeszcze się nie zjednoczyli, tak jak ci dalej, na południe.- Zjednoczyli się?- Mówi się, że Maorysi na południu wybrali swego własnegokróla - rzekł oficer.- Nie pływamy tam,121 więc nie wiem tego na pewno.Nie wiem nic poza tym, cousłyszałem.Myślała nad tym przez chwilę, ale to jej nie dotyczyło.To nienależało do tego obrazu.- Czy jest tam pięknie? - zapytała.-Chciałabym, żeby było pięknie!Roześmiał się: - Jest tak pięknie, że aż bolą oczy.Proszę tylkopoczekać do rana, aż się rozjaśni, zobaczy panienka, że mamrację.Zasnęła oparta plecami o kompas, na siedząco, owinięta w swójszal, a kapitan, który zmienił oficera na wachcie, nie miał sercajej budzić.Oczywiście, młoda dama powinna raczej spędzać nocew kajucie, w miękkim śnie, ale wszyscy stracili serce dla Lily,która wolała być marynarzem niż pasażerem, która była młoda,piękna, czarująca i tak żywa, że wszyscy chcieli jej sprawićprzyjemność.Wiedzieli, że wolała obudzić się pod gołym niebemi od razu dojrzeć morze i krajobraz, wzdłuż którego żeglowali.Pozwolili jej spać tam, gdzie siedziała, ale okryli ją kocem.Liczyli na to, że jeśli zrobi się nieprzyjemnie, obudzi się.Lily obudził Tommy.Wyciągnął w jej stronę cynową filiżankępełną gorącej herbaty.Całe ciało miała zesztywniałe, ale kiedypomógł jej wstać, już jej to w niczym nie przeszkadzało.- Gdybym wiedział, że zamierzasz spać na pokładzie, niewydawałbym pieniędzy na kabinę dla ciebie - powiedział Tommyz uśmiechem i oparł ręce o poręcz od strony lądu.Stała naszeroko rozstawionych nogach, biodrem oparta o reling,ogrzewając dłonie i popijając herbatę małymi łyczkami.- Nie było zimno.A morskie powietrze jest takie dobre.-Myślałem o tym, żeby wnieść cię do środka.Siobhan o ciebieprosiła.Rozmawiałem też z kapita-122 nem.Powiedział, że im to nie przeszkadza.Traktują cię jakjakiś amulet.Przynosisz szczęście.Od kiedy weszłaś na pokład,nie padało.Były tylko sprzyjające wiatry.Nawet najbardziejpochmurni marynarze pracują jak najlepiej.- Zerknął na nią.-Wygląda na to, że chcieliby cię zatrudnić.Czy mam to rozważyćw twoim imieniu?Lily uśmiechnęła się: - Może warto - choćby po to, by usłyszeć,jak próbujesz to wyjaśnić Adamowi.-I Rosie! - powiedział Tommy i zadrżał.- Ona jest także dlamnie prawie jak matka.Za każdym razem, gdy zwraca na mnie teswoje niebieskie oczy, czuję się jak dziecko, które coś zbroiło.Nieważne, że wiem, iż nie zrobiłem nic złego.Lily ledwie go słyszała.Pierwszy oficer miał rację.Było tupięknie.Wybrzeże było bardziej dzikie, niż sobie wyobrażała.Małe zatoczki wdzierały się w ląd i kończyły na miękkich,jasnych plażach.Leżały jak perły nierówno nanizane na sznur.Góry, wznoszące się za gęstym, dzikim lasem, były strome inierówne, niczym wykute w przypływie dzikiego szału.Rozcią-gały się szaro-czarnymi łańcuchami od złocisto-bia-łych plaż,poprzez las, który je otaczał, rozciągały się prosto do nieba, którewydawało się przyjazne i ciepłe, w odcieniu roziskrzonegobłękitu.Najwyższe szczyty zdobiły korale z mgły,zielono-niebieskiej, wymieszanej z szarością, opalizującej wporannym słońcu, którego promienie igrały w obłokach.Lilywidziała niewielkie potoki, nurkujące w dół klifów, opadające wmałych wodospadach, które ledwie muskały skalną ścianę, bywreszcie rozbić się w niedużych jeziorkach u stóp góry.Niektóreprędko wpadały do przejrzystego, turkusowego morza.Lilynigdy nie widziała morza o takiej barwie.Tam, gdzie góry123 schowane były nieco bardziej w głębi lądu, roślinność sięgałado samego brzegu.Były tam szerokie pasma w całości pokryteczerwienią obficie kwitnących drzew pohutukawa.- Czy to nie piękne? - westchnęła Lily.Tommy spojrzał na nią - po czym rzucił wzrokiem w stronęlądu po stronie sterburty.Wzruszył ramionami: - Chyba tak.Kiedy widziało się to już kilka razy, zaczyna się nudzić - jakwszystko inne.-Jak nazywa się ta góra? - zapytała Lily, ignorując jego brakzainteresowania pięknem.- Hikurangi - odparł krótko.- Pierwsi Maorysi, którzy przybyli do Nowej Zelandii, widzielitę górę daleko z morza - rzekła Siob-han.Dołączyła do nich ispoglądała w stronę góry.-Kierowali się nią podczas nawigacji.Tommy przewrócił oczami.- Zaczynają się opowieści! -ostrzegł.- Idę sobie.Siobhan odprowadziła go wzrokiem.W jej oczach zagościł śladsmutku.- On nadal uważa, że to trudne, że ich rozumiem.Maorysów.Uważa, że powinnam nimi pogardzać za to, co zrobiliDanny'emu.Nienawidzić ich.- Potrząsnęła głową.- Nie potrafię.Wiem, jak żyją.Wiem, jak myślą i mimo, że myślą inaczej niżmy, większość rzeczy ma swoje powody.Zło nie napędza ichbardziej niż nas.Są tak samo dobrzy i tak samo zli, jak my.-westchnęła i potrzebowała chwili, żeby zebrać się w sobie.- Niebędę ci tym zawracać głowy, Lily.- Siobhan objęła Lily ra-mieniem: - Cieszyłam się, że do mnie przyjedziesz.Ze będę miaław domu przyjaciółkę.Czasami bywa tam dużo dzieci.-Uśmiechnęła się delikatnie i tajemniczo i dodała: - I kolejne jestw drodze.Lily spojrzała na nią zaskoczona.Siobhan wysu-124 nęła swe niebieskie usta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire