[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.44Droga na przystanek jest długa i ciemna.Na niebie raz za razem pojawiają się błyskawice, aw pobliżu słychać grzmoty.Powietrze jest gęste od wilgoci.Ale nie pada.Janie ma już dość komarów.Zjada kanapkę i batonik Power Bar.Gromadzi zapas energii, szykując się na ciężkąnoc.Zastanawia się, czy Henry jeszcze żyje.Godzina 23.28Na korytarzu jak zwykle panuje cisza, a drzwi są pozamykane.Janie macha ręką do Miguela ipodchodzi do jego biurka.- Coś nowego?Pielęgniarz kręci głową.- Lekarz uważa, że to już nie potrwa długo - mówi.Janie przytakuje.- Pewnie zostanę na noc.Posiedzę przy nim.W porządku?- Jasne, skarbie.- Sięga ręką pod biurko.- Masz tu koc, na wypadek gdyby zrobiło cisię zimno.Wiesz, że fotel się rozkłada?Janie nie wie.Bierze koc.- Dziękuję.Idzie prosto do pokoju Henry'ego.Na chwilę zatrzymuje się przed drzwiami i bierzekilka głębokich wdechów- Pora zaczynać - szepcze i otwiera drzwi.Szybko zamyka je za sobą i opada napodłogę.Tym razem jest inaczej.Janie od razu zostaje wciągnięta w koszmar.Jest w tym samym miejscu coprzedtem.Słyszy, jak Henry krzyczy.- Pomóż mi! Pomóż! - woła bez przerwy.Kiedy podchodzi bliżej, Henry odwraca się w jej stronę i znowu zaczynakrzyczeć.Pani Stubin spokojnie stoi obok i czeka, aż to się skończy.Wygląda nazmęczoną, chociaż znajduje się przecież w niebiańskim stanie.Janie nie traci ani chwili.- Henry! - krzyczy.- Chcę ci pomóc! Jestem tu, żeby ci pomóc.Ale nie wiem,co robić.Możesz mi powiedzieć?Ale on nie przestaje krzyczeć.Janie odwraca się do pani Stubin.- Dlaczego pani nie odejdzie?- Nie mogę.Dopóki nie będzie gotowy.Janie wydaje z siebie jęk.Zdaje sobie sprawę, że teraz odpowiada nie tylko zaspokój swojego rozwrzeszczanego, ledwo żywego ojca, ale również za szczęściepani Stubin.Zakrywa uszy.Jest wściekła i coraz bardziej przerażona z powodu tychwrzasków.To jest naprawdę denerwujące.I bolesne.Czuje, że ból przeszywa całejej ciało.Henry wstaje i podchodzi do niej.Janie cofa się, cała jest spięta.Boi się, żenagle chwyci ją za szyję i zacznie ją dusić.Ale nie robi tego.- Pomóż mi! Pomóż! - krzyczy jej do ucha, aż huczy jej w głowie.Janie rusza zmiejsca, a on idzie za nią.W jego głosie słychać błaganie.Pada na kolana i chwytają za rękę, ciągnie, krzyczy.Błaga o pomoc.Głos mu się urywa, traci nad nim kontrolę.Janie nie wie, co robić.- Powiedz mi, co mam zrobić! - krzyczy.Henry zaczyna krzyczeć jeszcze głośniej.Pani Stubin cały czas czeka i obserwuje ich z litością w oczach.- Chyba nie potrafi - mówi, ale Janie jej nie słyszy.Wie, że długo nie wytrzyma.Nie może się ruszyć.Jej prawdziwe ciało zniknęło, a to ze snu wyje z bólu.Nic nie może dla niegozrobić.Nic nie przychodzi jej do głowy.Zwraca się do pani Stubin.- Może pani jednak spróbuje? Tak jak ostatnim razem?Pani Stubin kiwa głową i podchodzi do Henry'ego.Kiedy się porusza wyglądatak, jakby unosiła się nad podłogą.- Henry.- Kładzie mu ręce na ramionach.Krzyki słabną.Pani Stubin się koncentruje.Rozmawia z nim w myślach.Uspokaja.Henry milknie.Pani Stubin prowadzi go z powrotem do krzesła i przywołuje Janie.- Tak - mówi z uśmiechem pani Stubin.- Tak jest o wiele lepiej, Henry.Mężczyzna trzyma w dłoniach kępy wyrwanych włosów.Pokazuje je Janie.Aona kiwa głową.- Boli cię głowa, prawda?- Tak - Henry krzywi się, jakby mówienie sprawiało mu ból.- Boli.- Nie wiem, co robić - mówi Janie.- Jak mogę ci pomóc?Henry patrzy na nią.Kręci głową.- Chcę umrzeć.Proszę, możesz mi pomóc?- Nie wiem.Spróbuję.Ale nie zrobię niczego, co jest niezgodne z prawem,rozumiesz?Kiwa głową.- Gdzie my jesteśmy? - pyta Janie.- Czy to twój sen? Ta ciemna sala? To jestto?Henry wstaje.- Chodzcie.Kiwa palcem, żeby za nim poszły.Otwiera podwójne drzwi, które prowadzą nazewnątrz.Przechodzą przez korytarz.Po obu stronach znajdują się drzwi.Wchodzą do pierwszego pokoju.To synagoga.Jakiś chłopiec wije się w konwulsjach na ławce.Siedzący obok ojciec upominago.- To ty jesteś tym chłopcem, prawda? - pyta Janie.- Tak.- To wspomnienie?- W pewnym sensie.To mój sen, moje życie, w kółko i w kółko.Idą do następnej sali.Na zewnątrz stoi kolejka ludzi.Henry, pani Stubin i Janieprzeciskają się przez tłum i wchodzą do środka.To pizzeria.Przechodzą obokstolików, przy których siedzą roześmiani ludzie.Idą prosto do kuchni, do chłodni.Tam w rogu stoi Henry, nachyla się nad jakąś dziewczyną.Całują się.Janie przygląda się.- Kto to jest?Henry patrzy na nią.- To Dottie.- Masz na myśli Dorotheę Hannagan? - Janie nie może w to uwierzyć, chociażzdawała sobie sprawę, że w którymś momencie musieli się przecież całować.- Tak - wzdycha Henry.- Jedyna miłość mojego życia.Janie ma ochotę zwymiotować.Pani Stubin przerywa ich rozmowę.- Powiedz nam, co się stało, Henry.Pomiędzy tobą a matką Janie.Powiesznam?Henry wygląda na zmęczonego.Poza tym jest bardzo zimno.- Nie ma dużo do opowiadania.- Proszę, Henry - mówi Janie.Chce to od niego usłyszeć.Chce wiedzieć, żedobrze postępuje.- Któregoś lata pracowaliśmy razem w Chicago.Ona była wtedy w szkoleśredniej, a ja studiowałem na Uniwersytecie Michigan.Jesienią wróciłem nauniwerek, a ona rzuciła szkołę i pojechała za mną.Zamieszkaliśmy razem.To byłookropne.Te sny.Musiałem wybierać.Mogłem albo z nią zostać i byćnieszczęśliwym, albo jakoś funkcjonować, ale oddzielnie.- Znowu zaczyna rwaćwłosy.- Do diabła.- mówi.- To znowu wraca.- Więc zostawiłeś ją samą? Wiedziałeś, że była w ciąży?- Nie wiedziałem.- Zaczyna mówić coraz głośniej, próbując przekrzyczećnarastający w głowie hałas.- lanie, nie wiedziałem.Tak mi przykro.Wysyłałem jejpieniądze, ale ona ich nie chciała.Przepraszam.Kuca, obejmując się za głowę.- Nie żałujesz, że tak postąpiłeś? %7łe się odizolowałeś? - Janie siada obokniego na podłodze.Za wszelką cenę chce znać odpowiedz.Teraz.- Pomóż mi - jęczy.- Pomóż mi! - Chwyta ją za koszulkę.- Proszę Janie,proszę, pomóż mi! Zabij mnie! Proszę!Janie nie wie, co robić.Pani Stubin za wszelką cenę próbuje go uspokoić, alenie może.- Dobrze zrobiłeś? - krzyczy Janie.- Dobrze? To było najlepsze wyjście?- Nie ma dobrego wyjścia.To jak Widełki Mortona.- Henry z krzykiem opadana podłogę.- Pomóż mi! Boże, pomóż mi!Janie z przerażeniem patrzy na panią Stubin i dostrzega powstające naobrazie rysy.Kawałki snu zarzynają się odrywać.W oddali słychać narastający szum.- Cholera.Nie mogę tu zostać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]