[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego słowa nie zmieniły nic w wyrazie jej twarzy, jedyniespojrzenie lekko pociemniało.- Rosi mi wszystko opowie - rzekła Molly.-Ona mi ufa.- W takim razie zapytaj Rosi.- Czy to jej dziecko? - zapytała nagle Molly, usłyszawszy płacz.- Tak, jej córeczka - odparł Joe.- Córeczka Seamusa - rzekła Molly z czułością w głosie ipopchnęła drzwi do alkierza.Koszyk z niemowlęciem stał na niskiej komodzie, jednej z tychzrobionych przez Petera.Peter przyozdabiał meble rzezbionymikwiatami, łukami, zaokrągleniami, podobnie jak te, które zapa-miętał z dzieciństwa w swoich rodzinnych stronach.Ta komodamiała trafić na statek, dlatego blat zabezpieczony był listwą, byna rozhuśtanym morzu nic się zeń nie zsunęło.Joe nie pamiętał,jak to się stało, że ten piękny mebel został tutaj.Zapewne ktoś,kto go zamówił, nie przyszedł po odbiór.Teraz komoda bardzosię przydała.Koszyk z niemowlęciem stał na niej bezpiecznie,nie groziło, że się zsunie albo przewróci.Molly zatrzymała się przy dziecku i bez wahania wzięła je naręce.- Ona ma mokro - mruknęła łagodnie.Joe uśmiechnął się lekko.- Jeśli masz tylko ochotę, możesz ją przewinąć.Mollyprzyglądała się uważnie drobnej kruszynie, którą trzymała wramionach.- Nie jest podobna do Shelley - rzekła z pełnym niedowierzaniazdumieniem.- Shelley jako dziecko wyglądała zupełnie inaczej.- Bo Shelley nie jest zbyt podobna do Seamusa - uznał Joe,słuchając tego niechętnie.Rodzina 0'Connorów nigdy nierozmawiała o Shelley, nigdy nie wymieniali jej jako jednej zeswoich, mimo że Seamus dopuszczał możliwość, że może być jejojcem.- Teraz Shelley upodobniła się bardzo do Seamusa, do waszejrodziny, a chyba najbardziej doFiony - orzekła Molly.- Jej dziecko także nosi rysy O'Connorow.Seamus został dziadkiem.Joe uśmiechnął się.- Gratuluję, babciu - rzekł i przyglądał się, jak Molly kładzie Lilyna łóżku Rozy i zręcznie rozwija ją z mokrych pieluszek.- Mało z ciebie przydatny mężczyzna, Josephie O'Connor! Czy tyw ogóle wiesz, gdzie Rosi trzyma suche pieluszki? - zapytała.Skinął głową w stronę komody.- W.drugiej szufladzie - odpowiedział.- Przyniosę wody.Rosibardzo dba o czystość.- Mała powinna mieć wełnianą bieliznę - stwierdziła Molly.-Dam Rosi taką! Dziecko nawet jeśli się zmoczy, to nie marznie.Wełna je grzeje.Co to za pomysły używać takiej cienkiejbawełny?Joe uśmiechnął się pod nosem.Nie widział powodu, byopowiadać Molly, że rodzina O'Connorow żyje z bawełny, a to wjakiś sposób zobowiązuje.Przyglądał się, jak przewija Lily, ale nie pomagał jej.Zdumiałogo, że mała wcale nie płacze na widok obcej osoby.Molly,usłyszawszy to od niego, wzruszyła tylko ramionami, niezważając na pobrzmiewającą w jego głosie pochwałę.- Pewnie rozumie, że nie jest pierwszym dzieckiem, któreprzewijam - skwitowała.Kiedy skończyła, wzięła na ręce umyte i przewinięte niemowlę, apotem kołysząc je, popatrzyła z czułością na pucołowatątwarzyczkę, próbując sobie wyobrazić, co wyrośnie z tegomaleństwa.Usiłowała dostrzec rysy Seamusa w nieokreślonychjeszcze rysach twarzy dziewczynki i pomyślała, że malutka jestpiękna.Nie miała wątpliwo-ści, że za kilkanaście lat stanie się śliczną panną, piękniejszą niżjej własna córka, Shelley.Pomodliła się, by to dziecko niemusiało przeżywać takich trudów i goryczy jak Shelley.- Jak się ma Jenny? - zapytała po chwili.- Dobrze - odparł Joe.- Bardzo dobrze.Tak samo jak i pozostali.- Czy Ameryka służy moim synom?Joe westchnął, słysząc powracające wciąż pytanie.Molly niezamierzała się poddać, chociaż nie nalegała wprost, abyopowiedział jej wszystko w najdrobniejszych szczegółach.Sięgnął po miskę i wyszedł wylać wodę.Wróciwszy do izby, usiadł przy stole, nalał sobie piwa i przezchwilę przyglądał się pianie na ciemnobrunatnym trunku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]