[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choje spojrzał karcąco w tamtą stronę, po czym odwrócił się z westchnieniem.- Będzie miał trudne przejście. Niespodziewanie odezwał się Trinle:- Będzie się błąkał z powodu swych czynów.I gwałtowności swojej śmierci.Nie miał szans odpowiednio się przygotować.- Wysłał wielu ludzi do więzienia - zauwa\ył Shan.Trinle odwrócił się do niego.- Musimy zabrać go z tej góry.Shan otworzył usta, by poprawić przyjaciela, gdy uświadomił sobie, \e niemiał on na myśli ciała Jao.- Będziemy się za niego modlić - powiedział Choje.- Dopóki jego dusza nieznajdzie się w następnym wcieleniu, musimy się modlić.Dopóki jego dusza nie znajdzie się w następnym wcieleniu, pomyślał Shan,prokurator wcią\ będzie karał Czterysta Czwartą.Jeden z mnichów przyniósł Choje do sprawdzenia zapisaną kartkę.Lamaobejrzał ją z uwagą, po czym powiedział coś cichym głosem.Mnich wrócił zpapierem na swoją pryczę i znów zabrał się do pracy.Choje spojrzał na Shana.- Co oni z tobą robią? - zapytał cicho, by nie usłyszał tego nikt poza pytanym.W tej chwili Shan zobaczył lamę takim, jakim go widział podczas ichpierwszego spotkania, kiedy on sam klęczał w błocie, a Choje zmierzał ku niemuprzez obóz, niepomny stra\ników, tak spokojnie, jak gdyby szedł łąką, by ratowaćrannego ptaka.Gdy stra\nicy więzienni wypuścili go wreszcie na teren Czterysta Czwartej,Shan był zdruzgotany, wykończony fizycznie i psychicznie po trzech miesiącachprzesłuchań i trwającej dzień i noc terapii politycznej.Urząd Bezpieczeństwa zgarnąłgo pod koniec jego ostatniego śledztwa, akurat gdy miał ju\ wysłać nadzwyczajnyraport do Rady Państwa, z pominięciem swego oficjalnego przeło\onego: ministragospodarki.Z początku po prostu go bili, dopóki lekarz bezpieki nie zwrócił uwagi namo\liwość urazu mózgu.Wtedy zaczęli u\ywać bambusowych drzazg, ale tesprawiały mu tak piekielny ból, \e nie docierały do niego ich pytania.Przeszli więc dosubtelniejszych metod, a\ w końcu porzucili narzędzia tortur i sięgnęli po środkichemiczne, co było jeszcze gorsze, gdy\ bardzo utrudniało zapamiętanie tego, co ju\im powiedział.Siedział w swojej celi w muzułmańskiej części Chin - raz, z okna jednego zpomieszczeń, zobaczył bezkresne połacie piasków, jakie mogły istnieć jedynie w zachodnich Chinach - i powtarzał wyuczone w młodości taoistyczne wersety, by niepostradać zmysłów.Nieustannie przypominali mu o jego zbrodniach, czasemodczytując je jak nauczyciele z tablicy podczas zebrań tamzing albo wykrzykujączeznania świadków, o których nigdy nie słyszał.Zdrada.Korupcja.Kradzie\ mieniapaństwowego, wypo\yczonych akt.Uśmiechał się sennie, gdy\ nigdy nie zrozumieli,na czym naprawdę polegała jego wina.Był winny zapomnienia, \e pewni czcigodniczłonkowie rządu są niezdolni do popełnienia przestępstwa.Był winny braku zaufaniado partii, gdy\ odmówił ujawnienia wszystkich zgromadzonych dowodów - nie tylko,aby chronić tych, którzy je przekazali, ale tak\e, co go zawstydzało, by chronić siebie,gdy\ jego \ycie nie byłoby nic warte, gdyby uznali, \e mają ju\ wszystko.Na koniecjedyną nauką z tych miesięcy nie kończącego się, targającego nim bólu, jedynąprawdą, jakiej dowiedział się o sobie, a zarazem ułomnością, która nie pozwalała muumknąć dalszych cierpień, było to, \e nie potrafił się poddać.Być mo\e to właśnie dostrzegł Choje tamtego dnia, gdy Shan, potykając się,wysiadał oszołomiony z furgonetki Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego,zastanawiając się, czy mimo wszystko postanowili zaryzykować i go zastrzelą.Więzniowie w pierwszej chwili wydawali się równie oszołomieni.Wpatrywalisię w niego jak w nieznane, niebezpieczne zwierzę.Potem najwyrazniej uznali, \emają przed sobą po prostu jeszcze jednego Chińczyka.Khampowie splunęli na niego.Większość pozostałych odsunęła się, niektórzy układając dłonie w mudręoczyszczenia, jak gdyby dla odpędzenia demona, który nagle znalazł się pośród nich.Shan stał niepewnie, na dr\ących nogach, pośrodku obozu, zastanawiając się,jakie\ to nowe piekło znalezli dla niego jego dręczyciele, gdy jeden ze stra\nikówpopchnął go.Upadł twarzą w zimną kału\ę, rozpryskując błoto na jego buty.Kiedy zwysiłkiem podniósł się na kolana, rozwścieczony stra\nik kazał mu wylizać sobiebuty do czysta.- Bez armii ludowej lud nie miałby niczego - powiedział wtedy Shan z\ałosnym uśmiechem.Był to dosłowny cytat z Nieocenionego Przewodniczącego,prosto z małej czerwonej ksią\eczki.Stra\nik kopniakiem posłał go znów twarzą w błoto.Jego pałka spadła cię\kona plecy Shana.I wtedy właśnie zbli\ył się jeden ze starszych tybetańskich więzniów.- Ten człowiek jest zbyt słaby - powiedział spokojnie.Stra\nik parsknął tylko śmiechem, a więzień pochylił się nad le\ącymShanem, by przyjąć ciosy na własny grzbiet.Stra\nik ochoczo wymierzył mu przeznaczoną dla Shana karę, po czym zawołał na innych, by zawleklinieprzytomnego do stajni.Ta chwila zmieniła wszystko.W jednym nagłym przebłysku Shan zapomniał obólu, zapomniał nawet o swojej przeszłości, zrozumiał bowiem, \e oto znalazł się wniezwykłym, nowym świecie.Tym światem był Tybet.Wysoki mnich, któryprzedstawił się jako Trinle, pomógł mu wstać na nogi i zaprowadził go do baraku.Tam nie było ju\ plucia, nie było zwracanych ku niemu gniewnie mudr.Z Chojespotkał się dopiero osiem dni pózniej, gdy wreszcie wypuszczono go ze stajni.- Zupa - powiedział lama z krzywym uśmiechem, kiedy spostrzegł Shana,mając na myśli cienki jęczmienny kleik serwowany w Czterysta Czwartej - zawszesmakuje lepiej po tygodniu przerwy.Shan uniósł wzrok, gdy Choje powtórzył pytanie.- Co oni z tobą robią?Wiedział, \e Choje nie oczekuje odpowiedzi.Było to po prostu pytanie, zktórym chciał go zostawić.Gdy pałkarze przejmą nadzór nad obozem, CzterystaCzwarta nigdy ju\ nie będzie taka sama.Z nagłym bólem w sercu uświadomił sobie,\e najprawdopodobniej zabiorą od nich Choje.Utkwił wzrok w dłoniach lamy,uło\onych w nową mudrę.Był to symbol mandali, koła \ycia.- Rinpocze, ten demon zwany Tamdinem.- To cudowne, prawda?- Cudowne?- śe obrońca pojawia się w takiej chwili.Shan, zbity z tropu, zmarszczył brwi.- Nic w \yciu nie zdarza się bez przyczyny - wyjaśnił Choje.To prawda, pomyślał gorzko Shan.Jao zginął nie bez powodu.Ten, kto gozabił, chciał uchodzić za buddyjskiego demona nie bez powodu.Pałkarze,przygotowani do zniszczenia Czterysta Czwartej, przybyli nie bez powodu.Ale ontego powodu nie znał.- Rinpocze, po czym rozpoznam Tamdina, je\eli go znajdę?- On przybiera wiele form, wiele kształtów - odparł lama.- Hajagriwa, takieimię nosi to gniewne bóstwo w Nepalu i w Indiach.W starszych gompach nazywajągo Czerwonym Tygrysem.Albo Koniogłowym.Nosi na szyi ró\aniec z czaszek.Ma\ółte włosy, czerwoną skórę, ogromną głowę.Z ust sterczą mu cztery kły.Na czubkugłowy ma drugą, du\o mniejszą.Końską, często malowaną na zielono.Jest gruby, brzuch mu obwisł od cię\aru świata.Widziałem go podczas obrzędowych tańców,wiele lat temu.- Mudra rozpadła się, gdy Choje splótł dłonie.- Ale nie odnajdzieszTamdina, jeśli on sam tego nie zapragnie.Nie skłonisz go do posłuszeństwa, chyba \eci na to pozwoli.Shan w milczeniu rozwa\ył te słowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire