[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrząsnął głową.U jego stóp parowały ostatnie fragmenty płaszcza. Nie rozumiem powiedział Laval.Red wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Tani łach powiedział. Dobra.Zabieram graty i wynoszę się.Kolacja była ekstra.Przykromi z powodu dachu.Z pokoju wziął swoją broń, kurtkę i plecak. Przejedziesz się z nami, Mondy? zapytał patrząc z ganku na zacinający deszcz.Wybierałem się do ciebie chciałbym pogadać. Oczywiście.Red postawił kołnierz. Okay.Zabieramy się stąd.Pchnął drzwi i ruszył biegiem.Po chwili byli już w samochodzie, Fleurs pod deską, Mondamayna siedzeniu obok kierowcy. Co z bombami? zapytał Red. Czysto.Włączył silnik, wycieraczki i światła. Po co się męczysz? Ja poprowadzę.Wyjechał z parkingu na drogę. Chcę się czymś zająć.Jak myślisz, jak ten facet mnie znalazł? Nie mam pojęcia. Hmm.Znam mały cichy motel w okolicach połową W-12 w bok od głównej drogi doBizancjum.Masz coś przeciwko? Nie.Red nacisnął gaz.Niebo zaróżowiło się.Deszcz ustał.Wyłączył światła i wycieraczki.DWASamolot Sundoka wylądował na dachu laboratorium.Mężczyzna wszedł do windy i zjechał naszóste piętro.Tam przywitał go Cargado, naczelny inżynier medyczny, który zaprowadził go do swegobiura.Włączył ekran.Sundoc usadowił się w fotelu, stopy w sandałach oparł na małym stoliku.Byłubrany w szorty i ciemny golf.Założył ręce pod głowę i przyglądał się fotografii mężczyzny naekranie. W porządku.Opowiedz mi o nim powiedział. Mam tu jego pełne dane. Nie chcę żadnych cholernych danych.Chcę, żebyś mi o nim opowiedział. Oczywiście odparł Cargado siadając przy stole. Nazywa się Archie Shellman.Jeden znajbardziej zasłużonych żołnierzy w trzeciej wojnie światowej, mistrz sztuki walki.Znalezliśmy gopółtora W wstecz.Był w specjalnym oddziale komandosów piechoty.Stracił nogę.Wstrząs.Poważnezaburzenia psychiczne. To znaczy? Najpierw depresja, odrzucenie protezy.Paranoja.W końcu stany maniakalne.Zajął siękulturystyką.Niezwykle rozwinięta obręcz barkowa, prawdopodobnie dla skompensowania. To widzę.Co dalej? W końcu zabił kilku cywili.Właściwie to wyrżnął połowę miasteczka.Uniewinniony zpowodu niepoczytalności.Zakład zamknięty.Cykl maniakalno-depresyjny kontrolowany za pomocąleków.Nadal utrzymywały się objawy paranoidalne.Wciąż podnosił ciężary. Niezle.Lepszy niż ci, których pokazywałeś wcześniej.Więc co, zwolniłeś go i ustawiłeś?Cargado skinął głową. Dostał protezę, o jakiej nie marzył.W końcu zgodził się na zastąpienie takimi protezamiwszystkich kończyn po zapewnieniu, że gdyby nie był z nich zadowolony, to będziemy mogli zwrócićmu jego własne.Ale był zadowolony.Dotknął pilota i obraz na ekranie poruszył się.Mężczyzna miał na sobie tylko krótkie spodenki.Czarne oczy, mocna szczęka, wydatne łuki brwiowe, trochę blady.Poruszał się z wyjątkową gracją.Podszedł do sztangi i zaczął ćwiczyć.Przyspieszał coraz bardziej, aż wreszcie poruszał się znieprawdopodobną prędkością. Doskonale powiedział Sundoc. Cechy szczególne?Cargado zmienił program.Obraz siłowni zniknął.Na ekranie pojawił się stojący Schellman.Pochwili Sundoc zdał sobie sprawę, że skóra mężczyzny ciemnieje.Nie minęły dwie minuty, a byłacałkiem czarna. Efekt kameleona powiedział Cargado. Doskonały do nocnych akcji. Podobnie jak odrobina pasty do butów.Coś jeszcze?Obraz znów się zmienił.Tym razem było to zbliżenie rąk Schellmana.Nagle zacisnęły się wpięści i, po kilku sekundach, rozpostarły palce.Z każdego wystawał kilkunastocentymetrowy pazur. Wysuwane szpony.Niesłychanie skuteczne.Jednym ruchem może wypatroszyć człowieka. To mi się podoba.Czy stopy też ma takie? Tak.Chwileczkę. Nie trzeba.Zachował wszystkie swoje umiejętności walki? Oczywiście.Następne ujęcia.Arenie Schellman, ze znudzoną miną, łatwo i skutecznie rozprawiający się zkaratekami, bokserami i zapaśnikami.Archie Schellman bez zmrużenia oka wystawiający się napotężne ciosy. Jest aż tak wielki? To pierwsza scena z innymi ludzmi. Tak.Sto kilogramów i na tyle wysoki, żeby być szczupłym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]