[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapytam naczelnika.To on dostał wiadomośćo jego przyjeździe.I wiem, że w nocy rozmawiał z Departamentem.Odnich dowiedzieliśmy się, że denat był attache handlowym.– Albo i nie.Wygląda mi na to, że Departament miał na coś oko.Byłw pogotowiu, niedaleko.Jeżeli oczywiście ten facet naprawdę pracowałw Departamencie Stanu.Mógł też być z CIA.Sorenson nie odpowiedziała.Nie było nic o koszuli w kratkęz Pakistanu albo Bliskiego Wschodu, nic o nocnych telefonach z CIA, nico ciągłych prośbach, aby na bieżąco informowała o przebiegu śledztwa.Nie wiedziała dlaczego, ale jakiś prymitywny przesąd kazał jej myśleć,że o pewnych rzeczach nie powinno się mówić głośno.Na przykłado tym, że nocą w środku Ameryki włóczy się CIA.41Córka Delfuenso miała na imię Lucy.Szeryf Goodman zobaczył jąna werandzie domu sąsiadki.Była chudą ciemnowłosą dziewczynkąo ziemistej cerze.Stała w piżamie, pachnąc snem i poranną krzątaninąw domu.Goodman posadził ją na betonowym schodku i usiadł obok,opierając łokcie na kolanach i zwieszając dłonie.Wyglądali jak paradobrych znajomych, którzy przycupnęli, żeby uciąć sobie pogawędkę.Tak jednak nie było.Na początek zapytał ją, jak się czuje.Milczała, nierozumiejąc, co się dzieje.Ale słuchała.Powiedział, że jej mama niewróciła z pracy.Powiedział, że nikt nie wie, gdzie jest.I że szuka jejwielu ludzi.Dziewczynka właściwie nie zareagowała.Jakby przekazał jejniezrozumiałą i całkiem niepotrzebną informację z zupełnie innegoświata, na przykład, jaka jest temperatura powierzchni Jowisza alboczym różni się zakres fal średnich od ultrakrótkich w radiu.Grzecznieskinęła głową, wiercąc się i drżąc z zimna.Chciała wrócić do domu.Potem Goodman rozmawiał z sąsiadką.Przekazał jej tę samąniepełną informację: Delfuenso zaginęła, nie wiadomo, gdzie terazprzebywa, poszukiwania trwają.Powiedział również, że poradzono mu,aby Lucy nie szła do szkoły.I może byłoby lepiej, gdyby jej dzieckotakże zostało w domu.Potem spytał ją, czy też mogłaby nie iść do pracyi przypilnować dziewczynek.Dodał, że ze względu na sytuację znajometwarze prawdopodobnie będą Lucy potrzebne.Sąsiadka ociągała się przez chwilę, bąkając coś pod nosem, alew końcu powiedziała, że spróbuje to wszystko załatwić.Postara się.Zaraz zadzwoni, gdzie trzeba.Goodman zostawił ją w drzwiach,widząc w półmroku dwoje ruchliwych dzieci za plecami nieruchomej,biernej kobiety, która wyglądała, jakby spadło na nią kilkanaściezmartwień naraz.* * *Przestało padać, trochę się przejaśniło i autostrada na odcinkuszesnastu kilometrów z mokrej zrobiła się wilgotna, a potem sucha.Reacher zaczął rozpoznawać część drogi.Za dnia wyglądała inaczej.Niebyła już tunelem biegnącym przez ciemność.Bardziej przypominałanieskończenie długą drogę na nasypie wzniesionym nad bezkresną,idealnie płaską równiną.Siedział nieruchomo i cierpliwie przyglądał sięzjazdom, widząc i te lewe, i te obiecujące.W pewnym momenciew odległości siedmiu czy ośmiu kilometrów zamajaczył naprawdęniezły.Z szarości wyłoniło się kilka budynków i las świetlistych tablic:Exxon, Texaco i Sunoco, Subway, McDonald i Cracker Barrel, Marriott,Red Roof i Comfort Inn.Plus duży billboard reklamujący outlet, któregow nocy nie widział, ponieważ tablica nie była neonowa, ale z kartonu.– Zatrzymajmy się na śniadanie – przerwał ciszę.Sorenson nie odpowiedziała.Reacher wyczuł, że agentka sztywniejeza kierownicą, jest nieufna.– Jestem głodny – dodał.– Ty na pewno też.Poza tym na pewnotrzeba zatankować.Odpowiedziało mu milczenie.– Nie zamierzam ci zwiać – zapewnił.– Gdybym nie chciał, niesiedziałbym w tym samochodzie.Mamy umowę.Chyba pamiętasz?– Biuro terenowe w Omaha musi pokazać, co udało się zrobićw ciągu nocy – odrzekła.– Rozumiem.Jadę tam z tobą.– Muszę być tego pewna.Dlatego zjemy, jeżeli będzie okienko dlazmotoryzowanych.– Nie.Wejdziemy do środka i usiądziemy przy stoliku jak kulturalniludzie, którzy sobie ufają.Poza tym muszę wziąć prysznic.I kupić jakieśubranie.– Gdzie?– W outlecie.– Po co?– Żeby się przebrać.– Dlaczego chcesz się przebrać?– Żeby zrobić dobre wrażenie.– Twoje torby zostały w chevrolecie?– Nie mam toreb.– Dlaczego?– Co bym do nich włożył?– Na przykład czyste ubrania.– A trzy dni później co?Sorenson skinęła głową.– Racja.Nie odzywała się przez następny kilometr, a potem zwolniłai włączyła kierunkowskaz przed zjazdem.– W porządku, ufam ci, Reacher – powiedziała.– Nie wystaw mniedo wiatru.Bardzo dużo ryzykuję.Nie odpowiedział.Na końcu zjazdu skręcili w lewo i wjechali nastację Texaco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]