[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostrzegł kumpli, że Lopezowinie spodoba się to, co robią.%7łe niepotrzebnie zwrócąna siebie uwagę.Przez chwilę nic nie mówił, jedynie obserwowałwyraz obrzydzenia malujący się na jej twarzy.Międliła w palcach poły koszuli, którą ją okrył; chyba nieDiana Palmer 81zdawała sobie sprawy, że ma podartą bluzkę.Ponownie zerknął na okno w salonie.- Chodz tu - powiedział czule, zgarniając Sallyw ramiona.Przycisnąwszy ją do piersi, wtulił twarz w jejszyję.W ciszy gładził długie jedwabiste włosy dziewczyny, pozwalając się jej wypłakać.Oparła zaciśnięte w pięści dłonie na jego czarnympodkoszulku i zaniosła się niepohamowanym szlochem.- Boże! Jestem taka wściekła! - łkała.- Wtedy,jak mnie ciągnęli na pobocze, czułam się jak szmaciana lalka! Nic nie mogłam zrobić.- Czasem tak bywa - szepnął jej do ucha.- Czasem trzeba się poddać.Każdemu zdarza się przegrać.- Założę się, że ty zawsze pokonujesz przeciwnika.- Pociągnęła nosem.- Dawno temu na obozie treningowym uległemfacetowi o połowę mniejszemu ode mnie, który byłmistrzem hapkido.Zdobyłem cenną lekcję: nigdy nienależy lekceważyć siły i determinacji przeciwnika.Chustką, którą wcisnął jej w dłoń, otarła oczy.- Masz rację - powiedziała, wzdychając ciężko.- Zawsze znajdzie się ktoś większy i silniejszy.Niesposób wygrać za każdym razem.- No właśnie.- Pokiwał z aprobatą głową.Osuszyła ostatnie łzy i obróciwszy się na kolanachEba, utkwiła spojrzenie w jego twarzy.- Dzięki, że mnie uratowałeś.Wzruszył ramionami.82 PORA NA MIAOZ- E, tam! Drobnostka, psze pani.Udało mu się ją rozśmieszyć.Odprężyła się.- Wiesz, co mówią? %7łe ratując innemu życie,stajesz się jego panem i władcą.Zmarszczywszy czoło, spuścił wzrok.- To znaczy, one też do mnie należą?Odciągnął na bok poły koszuli, odsłaniając posiniaczone ciało oraz widoczne pod rozdartą bluzkąjasne gładkie krągłości.Sally nie zaprotestowała, niepróbowała zasłonić piersi.Siedziała bez rucłiu w jegoramionach, pozwalając mu się napatrzeć.W dochodzącym z domu bladym świetle napotkałjej oczy.- Nie słyszę sprzeciwu.- Uratowałeś mnie - oznajmiła z prostotą, poczym uśmiechnęła się tkliwie.- Zresztą zawszenależałam do ciebie.%7ładen inny mężczyzna mnienigdy nie dotykał.Wpatrując się w nią z powagą, długimi, szczupłymi palcami potarł jej obojczyk.- To się mogło dziś zmienić - przypomniał jejgłosem drżącym z napięcia.- Musisz mi zaufać,Sally, i wykonywać wszystkie moje polecenia.Niechcę, żeby cokolwiek złego cię spotkało.Jeśli będzietrzeba, każę jednemu ze swoich pracowników nieodstępować cię na krok.Tylko nie wiem, jak zareaguje twoja dyrektorka, jeśli jakiś dryblas codzienniebędzie czekał na ciebie pod klasą.- Przysięgam, że już nigdy nie zachowam się takgłupio - obiecała Sally.Diana Palmer83- A teraz? Uważasz, że postępujesz mądrze?- Wskazał głową na jej obnażony dekolt.- Zasłoń, jak ci się widok nie podoba - rzekłabutnie.Wybuchnął śmiechem.Ciągle go zaskakiwała.- Widok się podoba, i to bardzo, ale.- Poprawiłkoszulę na jej ramionach, tak by wszystko zakrywała.- Dallas stoi w oknie.Chyba nie chcemy go gorszyć?- Och, nie! Przecież to niewiniątko! - oburzyłasię żartem.Ebenezer delikatnie zsunął ją z powrotem namiejsce.- Sama jesteś niewiniątkiem.- W jego oczachznów pojawił się wyraz zatroskania.- Hej, wszystkow porządku?- Tak.- Położyła rękę na klamce, zamierzającotworzyć drzwi.- Eb, czy zawsze tak jest?Zmarszczył czoło.- O co pytasz?- O przemoc.Czy zawsze przyprawia o mdłości?- Mnie tak - odparł.- Pamiętam każdy incydent.- Spojrzenie miał odległe, jakby odpłynąłmyślami w przeszłość.- No dobra, leć do domu.Wpadnę po ciebie w czwartek, a potem jeszczew sobotę.Poćwiczymy u mnie na ranczu.- Tylko co to da? - spytała z autoironią.- Nie mów tak- skarcił ją.- Przecież broniłaś się,ale ich było dwóch.A ty jedna.Nie mogłaś wygrać, tożaden wstyd.- Tak myślisz? - Uśmiechnęła się.84 PORA NA MItOZ- Nie myślę.Wiem.- Pogładził jej upięte w kok,potargane włosy.- Tamtego wiosennego popołudniaprzed laty włosy opadały ci swobodnie na ramiona- szepnął.- Pamiętam, jak muskały mnie po skórze,pamiętam ich miękkość i kwiatowy zapach.Zalała ją fala wspomnień.Oboje byli rozebrani dopasa.Przez moment podziwiała jego twarde, wspaniale umięśnione ciało, potem on ją przytulił i zacząłcałować.- Czasem nadarza się druga szansa - szepnął.- Naprawdę?Opuszkiem palca delikatnie potarł jej wargę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]