[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie mieszkałam sama,nigdy nie miałam chłopaka.Może ja rzeczywiście zadurzyłam się w tobie pierwszą, jak tookreśliła twoja przyjaciółka, szczenięcą miłością.Sama już nie wiem, co o tym wszystkimsądzić.Powiedziała mu to, choć wcale tak nie myślała.Miała nadzieję, że w ten sposóbzostawia mu furtkę, przez którą będzie mógł wydostać się na swoją upragnioną wolność.Byćmoże przed chwilą, w sypialni, opętany pożądaniem, dla świętego spokoju powiedział jej to,co, jak sądził, chciała usłyszeć.Nie mogła znieść myśli o tym, że z poczucia obowiązkumiałby zrobić coś, czego wcale nie chce.Calhoun w ogóle nie domyślił się, że mówiąc mu to wszystko, Abby chce go uratowaćprzed nim samym.Zrozumiał ją dosłownie, nic zatem dziwnego, że poczuł się tak, jakbywbiła mu w plecy nóż.Doprawdy, nie mogła znalezć gorszej chwili, by oznajmić mu, że niejest pewna, czy naprawdę go kocha.Gdy kilka minut wcześniej tak ufnie brała go za rękę, po raz pierwszy uwierzył, że to,co do niej czuje, jest najprawdziwszą, najszczerszą miłością.Uczucie, które go wówczasogarnęło, nie miało nic wspólnego z pożądaniem.Było znacznie głębsze i bogatsze.Nie zdążył jej o tym powiedzieć, a teraz po prostu bał się, że mu nie uwierzy.Zresztą,może mówiła prawdę? Może on faktycznie nie potrafi odróżnić trwałego uczucia odchwilowej fascynacji i fizycznego pożądania? W końcu jest bardzo młoda i niedoświadczona,ma prawo się mylić.Być może fakt, że dopuściła go tak blisko siebie, wynika z naturalnegorozwoju jej budzącej się kobiecości.Czy może ryzykować, oddając jej dziś swoje serce, żeona nie ciśnie go jutro w kąt? Jest młoda, więc może łatwo zmienić zdanie.Calhoun, którynigdy nikogo nie kochał, przeczuwał, że nie zniósłby odrzucenia.Porażony tą myślą spojrzał na nią z miną człowieka, który widzi, jak na jego oczachspełniają się najczarniejsze sny.Tak niewiele brakowało, a zostaliby kochankami.A chwilępózniej ona mówi, że to był błąd.Calhoun zrozumiał, że na własne życzenie wpadł w straszliwą pułapkę.- Odwiez mnie do domu, dobrze? - poprosiła, nie patrząc mu w oczy.- Oczywiście.Wyprostował się i poszedł do sypialni, a ona bezradnie usiadła na kanapie i zapatrzyłasię w migotliwe światła Houston.Już wiedziała, że nie powinna traktować poważnie tego, comówił jej, gdy się kochali.Bolało ją, że mimo wszystko chciał ją tak bezwzględniewykorzystać.Gdy po chwili wrócił ubrany i gotowy do wyjścia, rzuciła mu przelotne spojrzenie, poczym szybko odwróciła wzrok.Kiedy otwierał przed nią drzwi, zauważył, jak bardzo jest spięta.W jej ruchach byłanienaturalna sztywność.- Abby, naprawdę nie wiem, co powiedzieć - zaczął niepewnie.- Nie wiem, jakimcudem mnie tu odnalazła.- Nieważne.Prędzej czy pózniej i tak musielibyśmy spotkać którąś z twoichporzuconych kochanek.Swymi słowami nieopatrznie wyprowadziła go z równowagi.Bez uprzedzeniazatrzasnął jej przed nosem drzwi i zmusił, by na niego spojrzała.- Pewnie myślisz, że gdyby ta szlachetna kobieta w porę cię nie ostrzegła, zostałabyśjedną z nich? - zapytał z drwiną.- Przecież nie miałeś zamiaru się powstrzymać - powiedziała z wyrzutem,zapominając, że sama błagała go, żeby się z nią kochał.- Bo już nie mogłem.Sprawy zaszły za daleko.Jeśli chcesz wiedzieć, coś takiegozdarzyło mi się pierwszy raz.- Powinnam czuć się zaszczycona? - zapytała drżącym głosem.- %7łałuję, ale wcale mito nie schlebia.Piękne ciało to tani towar.- Wiesz, że z tobą jest inaczej - szepnął, dotykając opuszkami palców jejnabrzmiałych ust.- Ciebie nigdy bym nie zranił.- Dopóki leżałabym spokojnie w twoim łóżku.A co by było potem?- Potem nie miałabyś już żadnych wątpliwości co do tego, jak traktuję nasz związek -oświadczył z przekonaniem.- Jasne! Zrozumiałabym, że jestem twoją kolejną zdobyczą.Z głębokim westchnieniem przyciągnął ją do siebie i zaczął delikatnie gładzić jejwłosy.Rozczulona tym gestem, zaczęła cicho płakać.- Cichutko, skarbie, nie płacz.Wszystko przez to, że czujesz się sfrustrowana.Tonormalne w takiej sytuacji - tłumaczył, opierając brodę o czubek jej głowy.- Obydwojebyliśmy mocno podnieceni, przeżyliśmy silną namiętność, która nie została zaspokojona.Zachwilę odzyskasz równowagę.- Nienawidzę cię - szlochała bezradnie, opierając o jego ramiona dłonie zwinięte wpięść.Uśmiechnął się wyrozumiale.Doskonale wiedział, co Abby czuje.Kolejny razpocałował jej pachnące włosy.Jest taka młoda, pomyślał.Prawdopodobnie jeszcze zbytmłoda na taką dorosłą miłość.Mimo to nie potrafił wyobrazić sobie życia bez niej.- Skontaktuj się z Marią w sprawie swojego przyjęcia urodzinowego - powiedział, gdynieco ochłonęła i przestała płakać.- To ona zajmie się wszystkimi przygotowaniami.Musiszdostarczyć nam listę gości.Dopilnuję, żeby ktoś z biura porozsyłał zaproszenia.Odsunęła się od niego, zaskoczona nagłą zmianą tematu.- Nie musicie robić sobie kłopotu z moimi urodzinami - wymamrotała.Słysząc, że Abby pociąga nosem, Calhoun sięgnął po chusteczkę.- Nie musimy, ale chcemy - stwierdził krótko, wycierając jej oczy.- Do tego czasunie będę cię niepokoił - oznajmił, a widząc jej zaskoczenie, dodał: - Nie będę do ciebiedzwonił ani umawiał się z tobą na randki.- Z powodu tego, co się dzisiaj stało? - zapytała, prostując plecy.Po co ma widzieć, że jest załamana?- W pewnym sensie tak - przyznał.- Straciłaś do mnie zaufanie, prawda? Nie chceszjuż, żebyśmy przekroczyli razem tę granicę, tak?Nie odpowiedziała.- Tak, Abby? - powtórzył.- Proszę cię, odpowiedz!- Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]