[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam, w blasku latarni, ukazały sięim zabudowania gospodarcze.W powietrzu czuć było woń świeżego obornika.Facet zniknął w szerokichdrewnianych drzwiach, Witczak chcąc nie chcąc, wszedł za nim.Znalezli się w korytarzu prowadzącymdo zagród, metalowe drzwi zaskrzypiały, żarówka oświetlała wyłożone glazurą wnętrze, zalśniła staldwumetrowego zbiornika. Nikogo tu nie ma  stwierdził Zero.W tym momencie wyczuł za sobą ruch, z ciemnego korytarza wyszło jeszcze dwóch napakowanychfacetów.Jeden walnął Witczaka w plecy, okolica nerek wybuchła ostrym bólem.Drugi wymierzył mucios w brzuch, przed którym również nie zdołał się osłonić, padł na posadzkę jak porażony prądem.Ktośchwycił go za ucho i pociągnął do góry. Kiedy zjawią się psy?  usłyszał nad sobą.Nie odpowiedział.Dostał znowu w plecy, w nogi, w głowę. Przestańcie  uratował go rozkaz mężczyzny, który kucnął nad Zerem.Na szczęście posłuchali. O! Przydupas Szantalera  przywitał się Miazga vel Strzałkowski. Zliwiński  wypowiedział jego prawdziwe nazwisko Witczak.Jak dotąd nie mieli przyjemności się poznać, obaj jednak wiedzieli o swoim istnieniu.Na betonowej posadzce rozległo się trzaskanie drobnych kamyczków pod stopami kogoś, kto zbliżał sięszybkim krokiem. Szefie, jest problem  padło od strony drzwi. Wiem  odpowiedział Miazga. Jeszcze jeden, ten Tymański  oznajmił wysłannik.Strzałkowski zaklął. Kamery go wyłapały.Stanęli w progu. To samotna akcja, co, chłopcy?  rzucił jeszcze Miazga. Nikt o was nie wie.Trzasnęły drzwi.Witczak został sam.Miazga i jego ludzie odbyli pospieszną naradę w tonącym w mroku korytarzu obory. Zapalcie wszystkie światła  rozkazał przywódca.Stał otoczony czterema żołnierzami swojego komanda.Każdemu po kolei przydzielał zadanie.Zacząłod najwyższego. Sztywny, przynieś krótkofalówki i broń.Mężczyzna kiwnął głową i wybiegł na zewnątrz. Rączuś. Krzywonosy uniósł brwi. Wypuść bydło.Zrobimy rejwach.Potem psy.Rudy podszedł do ściany i zdjął z niej wiszący na haku długi na pół metra pręt, z jednej stronyrozgałęziony, z drugiej wyposażony w elektryczny mechanizm z rączką i przyciskiem.Po chwili rozległosię muczenie krów, które z ociąganiem wychodziły ze swoich stanowisk, zdziwione odstępstwem odrutyny. Mały. Zliwiński zwrócił się do wysokiego i żylastego chłopaka, najmłodszego w grupie. Tyusiądziesz przy kamerach.Wrócił Sztywny, Miazga rozdał krótkofalówki i pistolety.  Załatwimy go.Witczak zbierał siły.Nad sobą ujrzał pochylonego Starca. Co tak leżysz?  narzekał Szantaler, który nagle zrobił się strasznie gadatliwy. Długo tak będzieszzalegać, babo?Zero zaparł się o posadzkę rękami i próbował zignorować ból.Rozejrzał się.Pomieszczenie miałojedno, wysoko osadzone okno.Większość przestrzeni zajmował metalowy zbiornik na mleko, połączonyze ścianą rurami.W kącie na podłodze znajdowało się legowisko z gazet.Zacisnął zęby i podniósł się na nogi. Kiedyś byłeś w lepszej formie  skomentował pogardliwie Starzec. No! Do roboty.Witczak podszedł do metalowych drzwi i zaczął walić w nie pięściami, starając się zrobić jaknajwięcej hałasu.Gdzieś z boku przebiegła krowa, popędzana elektrycznym poganiaczem w dłoni Rączusia.Za stojącąw przejściu grupą rozległ się hałas, jakby kościelny bił w dzwony. Kurwa  zdenerwował się Miazga.Wskazał na czwartego ze swoich ludzi. Brus, ucisz go!Facet średniego wzrostu i szczupłej budowy ciała z uśmiechem zdjął koszulę, odsłaniając umięśnionytors.Bez słowa zniknął za drzwiami. Do obory!  wydał rozkaz Zliwiński.On, Sztywny i Rączuś zniknęli w głębi budynku.Tymański obszedł gospodarstwo boczną drogą, minął wysoką metalową bramę i szedł dalej wzdłuż muru,który w pewnym momencie zakręcił.Resztę posesji okalał płot z desek, po drugiej stronie rozciągała sięłąka granicząca z murem wokół bazy.Przeskoczył przez płot i pobiegł w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby pokonać mur.Po kilkumetrach przerzucił, nie bez trudu i sapania, swoje potężne ciało na żwirowy tłuczeń.Przykucnął.Przedsobą miał wielki plac, z zabudowaniami na końcu; mieściły się tam obory połączone z magazynami.Naprzeciwko, obok rampy, stał przygotowany do przyjęcia zwierząt tir.Z lewej strony plac stykał sięz drugą, mniejszą łąką  na jej środku wznosiła się niewielka zadaszona altana zbudowana z ażurowychścian, przeznaczona na bele z wysuszonego zeszłorocznego siana.W rogu placu znajdował się zbiornik nagnojownik, wypełniony do połowy krowim nawozem zmieszanym ze zużytą ściółką.Schylony wpół przeciął plac i skrył się przy podwoziu ciężarówki.Od kucania bolały go kolana i dółkręgosłupa.Obszedł wóz i podkradł się do łącznika między magazynami a oborami, z których dochodziłynerwowe porykiwania i tupot przestraszonych zwierząt, które po drugiej stronie budynku powolirozchodziły się na wszystkie strony.Hif dostrzegł ich wielkie, powolne ciała.Wszedł do łącznika, gdzie stał stary traktor, ogromne zielone bydlę z kwadratową kabiną.Po lewej stosstarych chlebów, po prawej nasyp z paszy.Tymański przyczaił się przy wyjściu, żeby obejrzećpodwórze, ogrodzone z jednej strony płotem, za którym rozciągała się posesja z niewielkim, parterowymdomkiem, z drugiej strony otoczone zabudowaniami  oborą, nieotynkowanym budynkiem oraz siedzibąrodu Getków.Dalej, za zamkniętą bramą, biegła droga do wsi.Z obory wypadła spłoszona krowa,podbiegła do koleżanki, zetknęły się mokrymi od śluzu nosami.Hif zastanawiał się, co zrobić.%7łeby dostać się do obory, musiał przebiec kilkumetrowy odcinek podwórza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire