[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacna kobiecina zaczęła śmiać się piskliwie i klaskać wręce. Mój kolczyk wolała mój kolczyk! Wiedziałam, co robię, gdy ci go dałam.A co?Przydał się kolczyk głupiej Fregaty? I cóż, panie kapitanie? Są tacy, co wysyłają chłopca namęki, ale są też tacy, co im dają sposób ocalenia.I kto lepszy? Czy pan ma odwagęzaprzeczyć? Aleś ty mądry, chłopcze, żeś sobie od razu przypomniał o tym kolczyku.Możegdybyś był miał dwa, byłaby cię prędzej wypuściła, ale i jeden wystarczył.Ja się wcale niedziwię, gdyż był to najpiękniejszy kolczyk, jaki kiedykolwiek widziałam.Dziewczyna ujrzałago i straciła od razu rozum. Pani Fregato rzekł nieśmiało Piotr. Ona wcale nie chciała go wziąć. Jak to? Przecie cię wypuściła! Ale nie za kolczyk. A gdzież on jest? zawołała Fregata triumfalnie. Nie mam go, bo go przemocą włożyłem do jej ręki. Przemocą? Zdawało ci się.Byłeś osłabiony i nie wiedziałeś, co się z tobą dzieje.A tomusiała być mądra dziewczyna! To była dobra dziewczyna przerwał jej gwałtownie kapitan. Zresztą kolczyk byłzapewne z fałszywego złota. Najlepsze meksykańskie złoto krzyknęła Fregata, gwałtownie oburzona. Najważniejsze jest, że uciekłem mówił radośnie Piotr.Zakończył opowieść o burzy i o szczęśliwym przybyciu.Gdy burza szalała w słowachPiotra, Fregata przeżywała ją w gwałtowny sposób, chwytając się rękami za głowę albowznosząc oczy błagalnie ku pułapowi, nad którym po staremu znajdowało się niebo.Kapitanbył zadumany. Ktoś woła! szepnął nagle Piotr, nasłuchując.Razem z kapitanem podszedł ostrożnie kudrzwiom. Kto tam? zapytał groznie kapitan. Do pana Piotra odkrzyknięto. List i coś tam jeszcze.Uchylili drzwi, a przez szparę wsunęła się ręka z małym zawiniątkiem. Zegarek! zdumiał się Piotr. Dla mnie? Niczego nie rozumiem. Przeczytajmy list. rzekł kapitan. Drogi przyjacielu Piotrze! oznajmiały uroczystym tonem paralitycznie pokrzywione81litery. Za to, żeś moje życie ocalił i moim dzieciom zachował ojca, muszę ci posłaćpodarunek, a dlatego ci go wcześniej nie dałem, bo był w zastawie.Dzisiaj go wykupiłem itobie posyłam, abyś o mnie zawsze pamiętał.Jest to bardzo stary zegarek i ze starości niechodzi, ale jeżeli nim uderzysz kilka razy o stół albo o ścianę, wtedy zaczyna iść, choćspóznia się o trzy godziny.Grunt, że jest srebrny i może ci się kiedyś przydać w marynarskimżyciu.Bądz zdrów, drogi przyjacielu.Piotr śmiał się, rozrzewniony, czytając tę epistołę, w której równie tyle było serca, coortograficznych błędów. Kto to pisze? zapytał zdumiony kapitan. Kucharz okrętowy objaśnił Piotr. A cóż on opowiada o ocaleniu życia? Bo jemu się zdaje, że mu je ocaliłem.Fala go porwała, a ja zdołałem go powstrzymać. Nie ratuj nigdy tych, co gotują! zaśmiał się kapitan, patrząc ze zmrużeniem oka naFregatę. Widzę jednak, że zbierasz skarby.Tu kolczyk z fałszywego złota, tam zegarek,którym trzeba uderzać o ścianę. Tylko tutaj niczego więcej nie dostaniesz. mruknęła złośliwie Fregata. Chyba staryguzik od starego munduru.Kapitan spojrzał na nią z nagłą zadumą. A co będzie, jeśli się pomylisz, dostojna Fregato? zapytał cicho kapitan. Wtedy powiem, że i krokodyl ma czasem czułe serce.Rozmowa ta wydawała się Piotrowi nieco przykra, więc spojrzawszy błagalnie na kobietęudawał, że bada pomylony mechanizm zegarka.Był to odwieczny grat, którym chyba czasmierzył godziny w chwili swoich narodzin.Poczciwy kucharz zataił w pośpiechu jeszczejedną jego właściwość, a mianowicie brak wskazówek na tarczy; nie lada jakiego trzeba byłosprytu, aby odczytać na nim godziny, nawet gdyby chodził.Może przeto dlatego stanął i nieporuszał się, że czynność ta na nic przydać się nie mogła.Przegadali jeszcze czas niejaki, gdyż trudno im było się pożegnać.Wreszcie kapitanzawołał: Piotrowi kleją się oczy.Chodzmy spać.Piotr istotnie był bardzo znużony, najbardziej zaś zmęczyła go radość.Było muniezmiernie dobrze wśród tych dwojga całym sercem do niego przywiązanych.W śmiesznychsprzeczkach kapitana z Fregatą objawiała się najwyrazniej zazdrość.Każde z nich, niewiedząc nawet o tym, chciało zagarnąć serce chłopca dla siebie.Kapitan doprowadził go do górnej izdebki i powiedział cicho: Dziękuję ci raz jeszcze, żeś mi nie uczynił wstydu.Kapitan Torunia dość dobrzemówił o tobie. Naprawdę? szepnął Piotr zarumieniony. Nawet wcale dobrze.W tej niemądrej awanturze z porwaniem zachowałeś się też wcale,wcale, choć to nie twoja zasługa.Piotr nie śmiał zapytać, czemu kapitan zaprzecza mu tej zasługi i jedynie spojrzał pytająco. Oczywiście, że nie twoja odpowiedział kapitan na nieme pytanie tylko moja.Czybyłbyś, chłopcze, wytrzymał tyle czasu bez jedzenia, gdybym cię nie był nauczył, jak trzebaznosić głód i pragnienie? Ale żart żartem, a ja muszę cię pochwalić.Wart jesteś tego, abyzrobić z ciebie marynarza! Och, dziękuję, panie kapitanie! I wart jesteś tego mówił kapitan cedząc słowa abym ci objaśnił rozmaite sprawy.Zrobię to jutro wieczorem.Na cały dzień jesteś wolny.Zameldujesz się jutro na Toruniu ,bo Toruń niedługo idzie do Rotterdamu.Zobacz się z przyjaciółmi.Masz już przecie wieluprzyjaciół, smyku jeden! Dobranoc.Uczynił to, co czynił w najbardziej uroczystych chwilach: uściskał Piotra i szybko82wyszedł.Piotr nie wiedział o tym, że został umyślnie wyprawiony na cały dzień z domu;zaopatrzony w pieniądze, miał tego dnia jeść na mieście.Po jego wyjściu kapitan zawezwałFregatę i usiadłszy naprzeciwko niej długo z nią rozmawiał szeptem.Wyglądali jakspiskowcy rozpatrujący wielkie i tajemne sprawy.Kłótliwa zazwyczaj Fregata ani razu niepodniosła głosu, ustawicznym potakiwaniem srebrnej swojej głowy dając znać, że kapitanmówił mądrze i rozsądnie.W pewnej chwili w oczach jej ukazały się łzy, które szybko otarła.Potem powiedziała cicho: Jest pan najlepszym człowiekiem na świecie.Najlepszym.Uścisnęli sobie ręce, jak gdyby zawarli jakiś ważny układ. Czy będziesz miała dość sił, droga Fregato? zapytał kapitan miękko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]