X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wymieniły spojrzenia i obie jednocześnie rozłoży�ły ręce.- Przynajmniej wiesz, że cię kocha - uznała Antonia.- Wiele kobiet zadowoliłoby się choć cząstką tego.Miała rację.Tylko że Jewgienij powinien wykazaćdość zrozumienia, by wiedzieć, że ona nie rzuca sięna oślep w wir przygód.Nie takich przygód.Pytała, bo chciała znać prawdę.Musiała poznać prawdę.Raija nie potrzebowała opiekunki, a Tonią w dosad�nych słowach zapewniła, że nią nie zamierza zostać. - Jeśli ktoś potrzebuje opiekunki, to raczej ja - do�dała i skuliła się jak kot przy piecu.- Oleg jednak nicnie wie.I jeszcze się nie domyśla.- Nie ma prawa wiedzieć? - zdziwiła się Raija.Sie�działa na podłodze, podciągnęła kolana i wsparła nanich podbródek.Czuła lekkie znużenie.- Ma - odrzekła Tonią - ale nie teraz.Ja też mamprawo wyboru odpowiedniej chwili.Raija nie zawsze dobrze rozumiała przyjaciółkę.Czasami poglądy Toni wydawały się jej chwiejne i nie�przemyślane, ale młoda Rosjanka rzadko zmieniałazdanie.- Muszę przyzwyczaić się do tej myśli - dodała,jakby się broniąc.- Nie wiem, co jest rozsądne, pókisama nie znajdę rozwiązania.Pojmujesz?Raija wymigała się od odpowiedzi.- Oleg to dobry człowiek - rzekła jedynie.- Będziewspaniałym ojcem.- Nie czuję, że jest nas dwoje - rzuciła Antonia.Przyglądała się własnemu ciału, może tu i tam dostrze�gała jakąś drobną zmianę albo może raczej wyobraża�ła ją sobie.- To wciąż ta sama głupia Tonią z czasów,zanim zamieszkało w niej nowe życie.Czy to nie za�dziwiająca myśl? Zupełnie niepojęta.Ale tak już jest,inaczej ziemia pozostałaby niezamieszkała.Zmiesznieproste.A jednocześnie całkowicie niezrozumiałe.Przechyliła głowę w zamyśleniu.- Zycie to cud - stwierdziła Raija, nie mając poję�cia, skąd bierze te górnolotne stwierdzenia.Po pro�stu zjawiały się znikąd.Zgodziła się jednak ze samą sobą, jak tylko je wy�powiedziała.I to było najdziwniejsze. - Umiesz przeklinać? - zmieniła nagle temat i wbi�ła spojrzenie brązowych oczu w Antonię.- Jak szewc! - Tonią nie wahała się ani chwili.-W całym Archangielsku nie znajdziesz nikogo lepsze�go ode mnie.A o co ci chodzi? Kogo chcesz zwymy�ślać? I z jakiej przyczyny?- Przypomniałam sobie pewne słowo - powiedzia�ła wolno Raija.- To musi być przekleństwo.Antonia roześmiała się cicho i puściła oko do przy�jaciółki.- Chyba jesteśmy ulepione z jednej gliny.Jakie tosłowo?Raija też się uśmiechnęła, ale z pewną rezerwą.- Perkele - wyrzekła i spojrzała na Tonie z wycze�kiwaniem.- I tyle?Raija skinęła głową.Tonią smakowała wyraz, rozbierała go na dzwięki.Wydało się jej, iż brzmi jakoś mizernie.Sama użyła�by soczystszych określeń, a to było liche i słabe.- Nie mam pojęcia - pokręciła głową.- Nie jestcałkiem obce, ale i nie znajome.Masz pewność, że do�brze je zrozumiałaś?- Nie miałam co rozumieć - wyjaśniła Raija.- Samosię zjawiło.Wychynęło z mroku i nagle jest w mojejgłowie.Słowo w języku, którego nie rozumiem.Możenic nie znaczy, ale to zapewne moja mowa ojczysta.- Chciałabym ci pomóc - zawahała się Antonia.Poczęści była to prawda, ale tylko po części.Tonią niemiała pewności, czy Raija powinna przebić się przezciemność.Lepiej może, żeby góra w duszy przyjaciół�ki nigdy się nie rozwarła. Nie wszystkie prawdy powinny wyjść na jaw.Takprzynajmniej Antonia pojmowała sprawy tego świata.%7łyczyła Raiji jak najlepiej.Tylko tyle.- Nie masz gdzieś Jewgienijowego likieru? - spytała.-Jestem taka bezwstydna, ale i oni nie mają wstydu, po�rzucając nas na kilka tygodni.Powinni się cieszyć, żezniknie jedynie zawartość paru butelek, a nie my same.I znów się roześmiała.Plotła co ślina na język przy�niesie.Znów zachowywała się jak dawniej, kpinamiprzeganiała cienie i strachy.Przynajmniej wierzyła,że to potrafi.Piękną karafkę z przezroczystego szkła wypełniałnapój o barwie syropu.A potem było go coraz mniej,aż na dnie pozostała jedynie złocista obwódka.Tonią i Raija chichotały coraz rzadziej.W głowachim szumiało, ociężałe położyły się na łóżku i zasnę�ły, nie rozebrawszy się, nie zamknąwszy drzwi.Karafka stała przed kominkiem.Obok niej dwieszklanice dnem do góry.To było to samo miejsce.Widziała je wcześniej.Drzewa porastały je gęsto, wysokie drzewa o zielo�nych igłach.Przyszła odwilż, śnieg się topił.Rant sukni nasiąk�nął wodą.Człapała w śnieżnej bryi, złoszcząc się nie�pomiernie.Przyprowadzili jej jakiegoś starucha, starszego odjej wujka, tego była pewna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire

    Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.