[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Beata onieśmielała go i drażniła zarazem.Ten jej leciutko drwiący, żartobliwy ton, ten uśmiech jakbynieco protekcjonalny.Siedział chmurny, nadęty i piłherbatę.Patrzyła na niego z wesołym błyskiem w oczach.- Nie jesteś zbyt rozmowny.- Właściwie nie wiem.- Opowiedz mi coś o sobie poprosiła.- Czy panią to interesuje?- Przede wszystkim przestań mi mówić pani.Jesteśmyprzecież starymi przyjaciółmi.Nie zareagował.Dosypał jeszcze trochę cukru do herbaty.- Masz do mnie żal? spytała po chwili.- %7łal? O co miałbym mieć żal?- No.o to wszystko.O to, co wycierpiałeś tam.Odstawił filiżankę i spojrzał jej w oczy.Miał szalonąochotę rzucić jej w twarz najgorsze, najordynarniejszesłowa.Miał ochotę bić ją, skopać, sponiewierać.W tejchwili nienawidził jej, nienawidził do głębi serca.Chciałbyją widzieć upokorzoną, zmaltretowaną, cierpiącą.Dużymwysiłkiem woli opanował się.Zdobył się nawet na niezbytszczery uśmiech.Wyczuła jego nastrój.W jej spojrzeniu nie było jużfrywolnej wesołości.- Ty pewnie myślisz, że to wszystko przeze mnie.Milczał.Spuścił wzrok i przyglądał się swym ogromnym,muskularnym dłoniom.- Posłuchaj mnie, Wojtusiu głos jej zabrzmiał trochęnerwowo.Najwidoczniej obawiała się wybuchu tego atlety. Posłuchaj mnie, Wojtusiu.Chciałabym, żebyśmy sobiepewne sprawy wyjaśnili.Nie powinno być między naminiedopowiedzeń.Nie sądzisz? Zrobiła krótką pauzę, aponieważ nie doczekała się z jego strony żadnej reakcji,mówiła dalej: Przede wszystkim chciałabym, żebyś sobienależycie uświadomił fakt, że ja cię do niczego nienamawiałam, absolutnie do niczego.Wprost przeciwnie,próbowałam ci wytłumaczyć, że powinieneś zostać na wsi,w domu i prowadzić razem z ojcem gospodarkę.Toprzecież ty sam, z własnej, nieprzymuszonej woliprzyjechałeś za mną do Warszawy.Przypomnij sobie.Przypomnij sobie, ile razy usiłowałam pozbyć się ciebie,odesłać cię z powrotem na wieś.Nie chciałeś o tym słyszeć,byłeś uparty, straszliwie uparty.To nie moja wina.Ja tegonie chciałam.Ja cię przecież nie namawiałam, żebyś sięmieszał w to wszystko, żebyś kombinował z Zenonem.Samtego chciałeś.Sam.Zastanów się, uświadom to sobie, niemiej do mnie pretensji, nie miej żalu.Wojtek słuchał w milczeniu i ogarniało go coraz większezdumienie.Bo przecież mówiła prawdę.Tak było.Takrzeczywiście było.Odradzała mu wyjazd ze wsi.Niechciała, żeby był z nią.Więc o co mu właściwie chodzi?Czego od niej chce? O co ma pretensję? Dlaczego przezcały ten czas uważał, że to wszystko przez nią, że to jejwina? Zakochał się i pognał za nią jak głupi, na nic niezważając.To prawda, że oganiała się od niego, jak tylkomogła, że ciągle kładła mu do głowy, żeby wracał na wieś,do domu, do rodziców.Ma kobita rację, ma świętą rację.Teraz już nie pamiętał o tym, jak go wtedy, tam na wsi,kokietowała, jak go uwodziła, jakie mu prawiła miłesłówka.A nawet jeżeli mu coś z tych wspomnień pozostało,to co z tego? Ot, baba, jak to baba.Niech no tylkokrzepkiego chłopaka zobaczy, to zaraz zaczyna do niegooczami przewracać, choćby tylko tak sobie, dla zabawy.Achłopak powinien swój rozum mieć i nie dać się wziąć na tebabskie podchody.%7łe jej się może trochę i spodobał, że siędo niego raz i drugi uśmiechnęła, że takie oczy rozmazanezrobiła, no to co? O to ma mieć do niej żal? Co to on,dziecko małe, czy jak? Swojego rozumu nie miał, żebypomiarkować, że to tylko takie żarty że przecie się w nim taelegancka miastowa pani nie zakochała, że jej nudno byłona wsi i dlatego.A kto mu kazał jechać za nią aż doWarszawy? Nikt.To czego, do cholery jasnej, chce? Czegosię czepia? Idiota, kretyn, półgłówek.- O czym tak, Wojtusiu, rozmyślasz? spytałasłodziutkim głosem Beata.Poruszył szczękami, jak koń, który żuje wędzidło.- Masz rację.Samem sobie tego piwa nawarzył.Niepowinienem mieć do nikogo pretensji.- Cieszę się, że tak myślisz.Bardzo bym chciała, żebyśmynadal zostali dobrymi przyjaciółmi.Czy mogłabym ci wczymś dopomóc?Potrząsnął głową.- Dziękuję ci za dobre chęci, ale żadnej pomocy niepotrzebuję.Mam wszystko, czego mi trzeba.- A czy możesz mi zdradzić tajemnicę, czym się zaj-mujesz?- Jestem wykidajłą w burdelu.- %7łartujesz?- Nie wierzysz?Wzruszyła ramionami.- Jeżeli nie chcesz powiedzieć, co robisz, to nie nalegam.Nie mam zamiaru wtrącać się w twoje prywatne sprawy.Wkażdym razie, masz zawsze we mnie oddanego przyjaciela igdyby ci coś było potrzeba.- Dziękuję.Spojrzała na zegarek.- Wybacz, ale umówiłam się i muszę wyjechać na miasto.- Podwiozę cię.- Nie, nie, dziękuję ci bardzo, ale mój wóz już w po-rządku.Wtedy był w remoncie.- Czy będę cię mógł jeszcze kiedy zobaczyć? spytał.- Ależ oczywiście.Zawsze będziesz miłym gościem.- Ale ja tylko w poniedziałek.- Niech będzie w poniedziałek.Zadzwoń. Nie wyjeżdżasz nigdzie za granicę?- Niewykluczone, ale nie tak zaraz.- Dawno wróciłaś z tych zagranicznych podróży?- Niedawno.Jakieś dziesięć dni temu.Wstał i ukłonił się.- Do widzenia.Odprowadziła go do przedpokoju.- Zadzwoń do mnie rzuciła na pożegnanie.Wojtek wracał w nie najlepszym nastroju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]