[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemiałam dość szczęścia, żeby spodziewać się takich problemów.Głupia jestem. Nie musisz przy-jeżdżać po mnie aż tutaj, a potem odwozić mnie taki kawał drogi. Nie ma sprawy.Weszłam na werandę Vaderów. McGillicuddy może po mnie przyjechać powiedziałam.Mój brat nigdy nie miał nic doroboty w sobotnie wieczory.To było rodzinne. McGillicuddy? zapytała.Wróciłyśmy na imprezę.Trzepotałam idealnie rozdzielonymi rzęsami i nie dowierzałamwłasnemu szczęściu.Zazwyczaj na takich przyjęciach snułam się sama i miałam nadzieję, że ktośsię zlituje i zacznie ze mną rozmowę.Potem stopniowo wtapiałam się w cień.Dzisiaj weszłam naimprezę z kimś.Oczywiście kiedy tylko otoczył nas hałaśliwy tłum, Tammy wskazała na przeciwległy ko-niec pogrążonego w półmroku pokoju i zawołała, przekrzykując muzykę: Kompletnie zapomniałam, że McGillicuddy przyjechał z college u! Pójdę się przywitać.Dwoje ludzi, przy których czułam się najpewniej, wolało spędzać czas we własnym towa-rzystwie!Jeśli nie liczyć dzieciaków z Birmingham i Montgomery, które przyjechały z rodzicami nawakacje nad jeziorem i pojawiły się na imprezie, wszystkich znałam ze szkoły.Z większościąz nich uczyłam się od przedszkola, ale z jakichś powodów to nie tylko nie pomagało, ale wręcz po-garszało sprawę.Patrzyłam, jak Tammy lawiruje między grupkami ludzi, żeby uściskać McGilli-cuddy ego.Pomyślałam, żeby ruszyć za nią, ale wtedy mogłaby uznać, że nie chcę się od niej od-czepić, bo sama nie potrafię rozmawiać z ludzmi na imprezach.Wyobrazcie to sobie tylko!Nagle sprawy przybrały znacznie, ale to znacznie lepszy obrót.Zobaczyłam w półmroku Se-ana, stojącego przy schodach plecami do mnie.Przerastał wszystkich otaczających go kumpli, któ-rzy też właśnie skończyli liceum.Sean zawsze był w centrum uwagi.Kiedy szłam do niego przez pokój, różni ludzie włazili mi w drogę, żeby się przywitać i wyobrazcie sobie! pogadać chwilę.Ten jedyny raz, kiedy mi nie zależało na popularności.Szlag!Rzucałam kilka miłych słówek i ruszałam w swoją stronę, kontynuując przypominający górskąwspinaczkę marsz przez pokój, po to tylko, żeby za moment zatrzymał mnie ktoś inny.Kiedy w końcu do niego dotarłam, serce mi waliło, ale wiedziałam, że teraz albo nigdy.Zmusiłam się, żeby się uśmiechnąć do jego kumpli i przesunęłam dłonią po jego T-shircie, czująctwarde mięśnie pod bawełnianą tkaniną.Prawie zadrżałam, ponieważ uczucie było niesamowicieprzyjemne i intymne, ale udało mi się wspiąć na wyżyny opanowania i się powstrzymać.%7łartobli-wym gestem oparłam mu głowę na piersi widziałam, jak dziewczyny robią tak, jeśli uważają, żetylko się z kimś kumplują, ale wszyscy szepczą po kątach, że kroi się coś więcej.Na wpół spodziewałam się, że krzyknie spadaj! i odepchnie mnie.Nie, żeby Sean kiedy-kolwiek potraktował tak dziewczynę potrafił w znacznie bardziej czarujący sposób uwalniać sięod kretynek ale moje życie generalnie było długą serią upokorzeń, a Sean wrzeszczący z zasko-czenia, kiedy go obejmuję, idealnie pasowałby do wzorca.Druga połowa mnie spodziewała się, żezaśmieje się cicho, ale sam nie wykona jeszcze żadnego ruchu.Mógł potrzebować trochę czasu,żeby przywyknąć do mojego nowego wcielenia.Nie zaśmiał się i nie odepchnął mnie.Zrobił dokładnie to, co powinien zrobić otoczyłmnie w talii ramieniem i przyciągnął bliżej do swojego ciepłego ciała.Poczułam, że kiwa głową najakąś uwagę o baseballu, ale nie odezwał się ani słowem do mnie ani do nikogo.Zupełnie jakby ta-kie przywitanie z mojej strony było najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem.Nawet pachniał le-piej niż zwykle, odrobiną wody kolońskiej drzewny zapach z nutą piżma i prochu.Przytuliłam się do niego, z nosem przy ciepłej pachnącej piersi i rozkoszowałam się kolej-nymi kilkoma sekundami raju.Jak cudownie będzie, jeśli całe lato okaże się takie.Niski głos zawibrował w moim ciele, kiedy zapytał kumpli: A widzieliście Bravesów? Niesamowity miotacz, co nie? O Boże, przytulałam się do Adama!6Odskoczyłam od niego i niemal w tej samej chwili uświadomiłam sobie, że nie powinnamtego robić.Cała sytuacja byłaby odrobinę mniej upokarzająca, gdybym udawała, że od początkuwiedziałam, że to jest Adam.Ale już się stało.Co gorsza, nie miałam nawet szansy, żeby wypaść przez drzwi frontowei pobiec nie pójść, a pobiec do domu, wpaść na piętro, dorwać komputer w moim pokoju, zare-zerwować bilet w jedną stronę na Antarktydę i dołączyć tam do wspólnoty nastolatków zbyt upośle-dzonych społecznie, żeby należeć choćby do kółka szachowego.Zanim zdążyłam zrobić kolejnykrok, Adam złapał mnie za łokieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]