[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możliwe, żeten dom jest zaminowany.- I co? - zainteresował się Marcin.- Ratowali przedzagładą wyłącznie pościel i nic innego? - Pojechali do pralni pierza - wysunąłprzypuszczenie Paweł.Baśka rozzłościła się od razu.- Pośpieszcie się, ofermy,rozbójnicy od siedmiu boleści! W pośpiechu odjechali i w pośpiechu mogą wrócić,jak sobie przypomną o tej furtce! Nie lećcie wszyscy razem, to nie pochódpierwszomajowy! - Ty zostań - powiedział Marcin do Pawła.- Tam może byćpotrzebne wykształcenie techniczne.Donat przykazał Baśce czatować przy furtce.- Masz gwizdek, jak go zobaczysz z daleka, gwiżdż.Pryskamy przez ogród.Gdybywrócił znienacka, to nas tu podusi.Pchnął furtkę, weszli do ogrodu.Marcinruszył w obchód willi, a Donat zbliżył się do drzwi wejściowych.Nacisnąłdzwonek i zaczął oglądać zamek.Marcin nadszedł z drugiej strony budynku.-Zostaw to - powiedział półgłosem.- Drzwi na taras są otwarte.Jakiś kataklizmtu nastąpił, nie wiem, czy to wszystko rzeczywiście nie wyleci w powietrze.Bezprzeszkód, ale ostrożnie weszli do willi przez taras, odnalezli gabinet panaKarola i obmacali regał.Marcin po krótkiej chwili odkrył sposób działaniamechanizmu.- Specjalnie ostatnio badałem te rzeczy - wyznał.- Miałem nadzieję,że się przyda.Wykręcili na tarczy podpatrzony przez Baśkę numer, przytrzeciej próbie trafili na właściwą ostatnią cyfrę i wnętrze sejfu stanęło przednimi otworem.- O rany boskie.!!! -jęknął Donat, przytłoczony widokiem.-Papier jest ciężki - zauważył Marcin krytycznie.- Trzeba było zabrać i Pawła.- Trochę mu zostawmy, bo zbankrutuje i stracimy klienta.Drzwi na taraspozostawili uchylone jak były, zwolnili Baśkę z posterunku, zatrzasnęli furtkę iz pewnym wysiłkiem dotarli do trabanta, wokół którego przechadzał sięniespokojny Paweł.- Nie do wiary, jakie to było łatwe! - zdumiał się Donat,ładując do samochodu wielką, wypchaną torbę turystyczną.- Myślałem, że Baśkaspędzi tu resztę życia bez żadnego skutku! - A widzicie - powiedziała Baśka zsatysfakcją.- Opłaciły się moje wysiłki.Nie ma tak, żeby wreszcie coś komuśnie wypadło!.I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zaraz po pierwszychsukcesach Gaweł zażądał od Baśki hasła, które uruchamiało konto w Szwecji.Bezhasła odmawiał dalszego udziału w interesie.Przypadającą na niego sumę miałwyliczoną na bieżąco.- Ja mogę tych pieniędzy potrzebować w każdej chwili -wyjaśnił.- Co moje, to moje i lubię tym dysponować.Co ty myślisz, że mnie jestforsa potrzebna na to, żeby leżała? Forsą trzeba obracać.Waszego nie ruszę, niebój się, najwyżej sobie pożyczę, a jak pożyczę, to oddam z procentem.Baśkęprzeraziła myśl, że Gaweł mógłby cokolwiek podjąć, wówczas bowiem jej wspólnicyodkryliby, że z procederu ktoś ciągnie prywatne zyski.Kumpel Marcina co miesiącna poste restante przysyłał radosne wiadomości o swoich zarobkach.Przekształcenie całego przedsięwzięcia z działalności społecznej w zwykłeprzestępstwo miałoby niewątpliwie nieobliczalne skutki.Nie mogła do tegodopuścić.- Poczekaj z tym trochę - poprosiła niespokojnie.- Podam ci hasło,ale nie bierz jeszcze forsy.Oni się o tym dowiedzą i zaczną mnie o ciebiemaglować, po co nam te kłopoty? Będę miała ciężkie życie, wstrzymaj się narazie, zrób to dla mnie.Gaweł niechętnie poszedł na ustępstwo, obiecałprzeczekać jakiś czas, ale hasło sobie zapisał.Baśka popadła w zdenerwowanie,wiedziała bowiem, że w gruncie rzeczy jej argumenty on uważa za nieistotne i wrazie korzystnego interesu nie zawaha się przed podjęciem pieniędzy.Nie życzyłamu zle, ale zaczęła się modlić o kompletny zastój w jego interesach.Na wszelkiwypadek, w najgłębszej tajemnicy przed wszystkimi, obejrzała sobie kilkanapadów.Nie do wszystkich miała dostęp, Waldemar bowiem często oddalał się zumówionego miejsca spotkania samochodem kontrahenta i wówczas traciła go z oczu.Wynajęci przez Gawła chuligani, rzecz jasna, jechali za nim, dysponując różnymipojazdami.Baśka musiałaby brać taksówkę, a posługiwanie się taksówkami uważałaza karygodną nieostrożność, ponieważ w każdej taksówce siedział kierowca, którymiał oczy w głowie i bardzo dobrą pamięć.Te kilka napadów jednakżewystarczyło jej, żeby rozpoznać napastników.Przeobrażeni byli doskonale,bardziej przypominali małpy niż ludzi, ale rozpoznanie przyszło jej bez trudu ztego prostego powodu, że przed laty znała ich obu doskonale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]