[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w przeciwieństwie do Imperatora,C baoth nie zamierzał poprzestać na kontrolowaniu planet i armii.Pragnął ustanowićbardziej osobową formę Imperium: chciał przekształcić i przebudować umysły wedleswego planu, tak by się stały - w jego wyobrażeniu - idealne.A to oznaczało, że starzecbył zupełnie szalony.- Ofiarowanie innym bogactwa mojej chwały nie jest szaleństwem - mruknął mistrzJedi.- Wielu chętnie oddałoby życie za taki podarunek.385 25 - Ostatni rozkaz- I, jak widzę, starasz się to jak najbardziej ułatwić Skywalkerowi - odparowała Jadę.Potrząsnęła głową, chcąc rozjaśnić swój umysł.Jej własne wspomnienia, echodziwnego buczenia, które docierało do niej z umysłu Skywalkera, i przytłaczającaobecność stojącego zaledwie dwa metry od niej C baotha - wszystko to sprawiało, żepróba logicznego myślenia była tak trudna jak pilotowanie skutera powietrznego wczasie gwałtownej wichury.Ale istniał pewien rodzaj psychicznej koncentracji, którejdawno temu nauczył ją lmperator; stosowała go wtedy, gdy Imperator chciał jejprzekazać jakieś instrukcje w tajemnicy nawet przed samym Vaderem.Gdyby terazzdołała skoncentrować się na tyle, by osiągnąć ten stan.Poczuła nagły ból.- Nie próbuj ukryć przede mną swoich myśli, Maro Jadę - upomniał ją ostro C baoth.-Teraz jesteś moja.Uczennica nie powinna ukrywać przed swoim mistrzem tego, comyśli.- A zatem już stałam się twoją uczennicą, tak? - burknęła dziewczyna.Zacisnęłazęby i pokonując ból, ponownie podjęła próbę głębokiej koncentracji.Tym razem udałosię.- Myślałam, że stanie się to dopiero wtedy, gdy klęknę u twoich stóp?- Szydzisz z mojej wizji - rzekł starzec, wyraznie rozdrażniony.- Ale będzieszjeszcze przede mną klęczała.- Tak samo jak Skywalker, co? Oczywiście zakładając, że uda mu się przeżyć.- On będzie mój - potwierdził starzec z głębokim przekonaniem.- Podobnie jak jegosiostra i jej dzieci.- A potem razem uzdrowicie galaktykę - rzuciła Mara.Nie spuszczając oczu ztwarzy C baotha, wsłuchiwała się w panujący w jej umyśle zamęt.Tak: wyglądało na to,że zdołała stworzyć barierę, poza którą starzec nie sięga swoim umysłem.Gdyby jej siętylko udało jak najdłużej utrzymać ten stan.- Rozczarowujesz mnie, Maro Jadę-potrząsnął głową mistrz Jedi.- Czy naprawdęsądzisz, że muszę słyszeć twoje myśli, by móc czytać w twym sercu? Podobnie jakniższe ludy galaktyki, tak i ty pragniesz mej zagłady.Ale to głupi kaprys.Czy Imperatornie uczył cię o naszym przeznaczeniu?- Wiem, że nie potrafił należycie odczytać swojego - prychnęła dziewczyna.Ciąglewpatrując się w C baotha, nasłuchiwała łomotania własnego serca.Jeśli ten szaleniecuzna, że ona istotnie stanowi dla nie go zagrożenie, i ponownie skieruj e na nią ognistebłyskawice.Starzec uśmiechnął się i szeroko rozłożył ręce.- Czujesz potrzebę, by się ze mną zmierzyć, Maro Jadę? W takim razie chodz izrób to.Przez dłuższą chwilę dziewczyna przyglądała mu się spod oka, doświadczającsilnej pokusy, by tak właśnie zrobić.C baoth wyglądał tak staro i bezradnie; a ona miałaswoją psychiczną barierę i umiejętność walki bez broni, nabytą w czasach świetnościImperium.To zajęłoby zaledwie kilka sekund.Odetchnęła głęboko i spuściła wzrok.Nie, nie teraz.Nie w ten sposób.Nie w sytuacji, gdy wokół niej jest tyle zródełrozproszeń.Teraz nie zdołałaby tego zrobić.220 - Zabijesz mnie i nie będę miała okazji przed tobą uklęknąć - szepnęła i opuściłaramiona w geście rezygnacji.- Bardzo dobrze - pochwalił starzec.- Na swój sposób jesteś jednak mądra.Wtakim razie patrz i ucz się.Mara zwróciła się w stronę barierki.Ale nie po to, byobserwować pojedynek na miecze świetlne.Gdzieś tam w dole znajdował się blaster,który C baoth wyrwał jej z ręki wtedy, gdy w sobie tylko wiadomy sposób sprawił, że downętrza góry powróciła Moc.Gdyby zdołała go znalezć, nim starzec się zorientuje, żetak naprawdę wcale się nie poddała.W przeciwległym końcu sali Skywalker ponownieskoczył na wiszący chodnik.Klon był przygotowany na taki manewr i natychmiast rzuciłza nim w górę miecz świetlny.Niebieskobiałe ostrze minęło Lukę^ o włos, ale za toprzecięło kładkę i jeden ze wsporników mocujących ją do sufitu.Z potwornym łoskotemnadwerężony metal pękł pod ciężarem Skywalkera i Lukę runął w dół.Zdołał wylądowaćw miarę szczęśliwie, padając przy tym na jedno kolano.Wyciągnął rękę, i mieczświetlny, który szybował w stronę klona, nagle zmienił kierunek.Zawrócił kuwyciągniętej dłoni Skywalkera i.niespodziewanie zawisł w powietrzu.Lukę wytężył siły,sięgając umysłem na zewnątrz i naprężając mięśnie.- Nie w ten sposób, Jedi Skywalker - upomniał go C baoth.Obejrzawszy się, Marazauważyła, że i on wyciągnął rękę w stronę miecza.Klon natomiast stał obojętnie, jakbywiedział, że w tej walce starzec wezmie jego stronę.I może tak właśnie było.Może to,co znajdowało się w jego ciele, było jedynie przedłużeniem umysłu C baotha.- To musi być pojedynek na śmierć i życie - ciągnął mistrz Jedi.- Broń przeciwkobroni, umysł przeciwko umysłowi, dusza przeciwko duszy.W innym razie nie zdołaszdotrzeć do wiedzy, którą musisz po siąść, by mi należycie służyć.Skywalker byłrzeczywiście dobry w rym, co robił.Odczuwając dziwny ucisk i buczenie, musiał sobiezdawać sprawę z tego, że j ego siła nie równa się w tej chwili sile C baotha.Marawyczuła nieznaczną zmianę w jego koncentracji.Nagle chłopak cisnął przez ramięswój miecz świetlny; zielonobiałe ostrze mknęło w kierunku drugiego miecza, byprzeciąć jego rękojeść.Ale tak jak starzec wcześniej nie pozwolił rozbroić Luke'owiprzeciwnika, tak i teraz nie dopuścił do zniszczenia jego broni.W chwili, gdy młody Jedizamierzył się do rzutu, po prawej stronie Skywalkera wyłonił się z mroku jakiś niewielkiprzedmiot i uderzył go w ramię tak, że ciśnięty przez niego miecz świetlny zmienił niecokierunek i przeszył puste powietrze.Ułamek sekundy pózniej C baoth wyrwał mieczklona z psychicznego uścisku Luke'a i posłał broń właścicielowi.Klon uniósł miecz wpozycji obronnej; Skywalker niechętnie podniósł się z podłogi i przygotował do dalszejwalki.Ale w tej chwili Mary nie interesowały miecze świetlne.Jakieś dwa metry zaLukiem leżał na podłodze przedmiot, który rzucił w niego C baoth.Jej blaster.Dziewczyna zerknęła spod oka na mistrza Jedi, zastanawiając się, czy starzec jąobserwuje.Stwierdziła, że nie.Zresztą na nic właściwie nie patrzył: jego oczy zaszłyjakąś dziwną mgiełką, a na twarz wypłynął dziecinny uśmiech.- Przyszła - powiedział.Pośród szczęku mieczy jego głos był ledwie słyszalny.-Dokładnie tak, jak to przewidziałem.Nagle podniósł oczy na Marę.- Ona tu jest, MaroJadę - oznajmił dramatycznym tonem, wskazując głową w kierunku windy sieciowej,którą przybyła tu razem ze Skywalkerem.Zdziwiona, nie bardzo wiedząc, czy możeoderwać od starca wzrok, dziewczyna odwróciła głowę.Drzwi windy rozsunęły się iwysiadł z niej Han Solo z blasterem gotowym do strzału.A tuż za nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]