[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziewczyny - powtórzył brat Timothy.- Nie wolno rozmawiać odziewczynach.To zabronione.Chłopcy uspokoili się nagle, a Tad w imieniu ich wszystkich zapytał:- %7ładnych dziewczyn?- Nie - pokręcił głową mnich.- Wiemy, jacy są młodzi chłopcy, oj, wiemy,choć sami należymy do zakonu ze ślubami czystości.Nie znaczy to jednak, że niepamiętamy, aczkolwiek czasami niedobrze jest zbyt dużo pamiętać.Ja naprzykład, zanim poczułem powołanie.- Urwał, nie kończąc myśli.- Nie,żadnych dziewczyn.Będziecie tu studiować, tak, studiować, i ćwiczyć, bardzodużo ćwiczyć.Ale nie, żadnych dziewczyn.Dziwaczny mały mnich zaczynał się plątać, więc Jommy przerwał mu tewywody:- Bracie, co dalej?- Dalej? - powtórzył brat Timothy.- C o mamy robić? - Jommy cierpliwie wyjaśnił, o co mu chodziło.- A , cowy macie robić! - wykrzyknął mnich, odzyskując pogodny nastrój, w jakim gozastali.- No jakże co? Studiować i ćwiczyć.Tad przewrócił oczami, ale Zane zaparł się, by uzyskać odpowiedz.- Mój przyjaciel pytał, co mamy robić teraz.Czy tutaj już skończyliśmy?- Tak, tak.Tutaj przychodzicie tylko wtedy, gdy potrzebujecie uzupełnień,jak porwie wam się ubranie albo kiedy znosicie buty.aczkolwiek ojciec nie lubi,gdy studenci znoszą buty.- Jakiego rodzaju uzupełnień? - dopytywał Tad.- Och, po prostu uzupełnień! - odparł mnich podniesionym głosem, poczym znów udał się na tył sali.Powrócił z trzema skórzanymi torbami, którewcześniej widzieli u napotkanych studentów.- To studenckie tornistry -rzekł.-Zajrzyjcie do środka!Podczas oględzin chłopcy stwierdzili, że tornister" to w istocie worekuszyty z dwóch kawałków skóry, z których jeden był większy od drugiego izachodził klapką na pomarszczony mniejszy, dzięki czemu zawartość niewypadała na zewnątrz.A na zawartość składały się: mały nóż, mała kancia-sta buteleczka z zatyczką, pół tuzina stosin z zaostrzonymi dudkami i ryzapapieru.Poza tym były tam jeszcze jakieś drobiazgi zapakowane w papierpotraktowany woskiem albo oliwą oraz małe pudełeczko.Jommy zaczął je wydobywać na wierzch, ale brat Timothy go upomniał:- Pózniej.Możecie to sprawdzić pózniej.Chciałem się tylko upewnić, żenie dostaliście pustych tornistrów.Moja rada dla was jest taka: nauczcie sięściubić.- Sciubić? - zdziwił się Zane.- Od ściubienia liter starcza na dłużej papieru - wytłumaczył mu bratTimothy.- Dokąd mamy się teraz udać, bracie? - zapytał Jommy.- Do internatu.Pytajcie tam o brata Stephena.To prodziekan.- Odprawiłich machnięciem dłoni.- No, zmiatajcie już!- Bracie.- odezwał się Tad, zmierzając w stronę drzwi - gdzie znajdziemywspomniany przez ciebie internat?- W drugim skrzydle tego budynku.Wróćcie tym korytarzem aż dowestybulu i minąwszy go, odszukajcie ostatnią salę.Tam zajmie się wami bratStephen.Opuścili magazyn i ruszyli z powrotem korytarzem.Na jego samym końcuznajdowała się sala bez drzwi.Było to ogromne pomieszczenie z szeregiem łóżekumieszczonych pod oboma ścianami.W nogach każdego łóżka stała drewnianaskrzynia.W przejściu między skrzyniami przechadzał się kolejny mnich - łysy i bezbrody.- Jesteście nowi - raczej stwierdził, niż zapytał.- Tak - odparł Zane, po czym dodał szybko: - bracie.- Jestem brat Stephen, prodziekan.Pilnuję studentów, gdy nie biorąudziału w zajęciach, modlitwie ani żadnym dziele zleconym im przez brata czyojca.Chodzcie.- Odwrócił się i powiódł ich na przeciwległy kraniecpomieszczenia.Pokazał na pojedyncze łóżko po prawej i oznajmił: - Jeden z wasbędzie spał tutaj.- Potem wskazał na dwa łóżka po przeciwnej stronie.- A dwajtam.Chłopcy wymienili spojrzenia, wzruszyli ramionami i bez słowa sięrozeszli: Tad i Jommy na lewo, a Zane na prawo.Kiedy Zane chciał usiąść nałóżku, mnich rzucił:- Nie siadać!Zane wyprostował się gwałtownie.- Przepraszam, bracie.- Zajrzyjcie do skrzyń.Posłuchali polecenia i w środku znalezli szczotkę do czyszczenia butów,grzebień, duży kawałek zgrzebnego materiału oraz brzytwę i kostkę twardegomydła.Zane wyciągnął rękę, żeby dotknąć jednego z tych przedmiotów, ale bratStephen ponownie warknął:- Nie dotykać!Zane zrobił zbolałą minę.- Przepraszam, bracie.ponownie.- Przyjrzyjcie się, jak są ułożone te rzeczy.Co dzień rano po pobudcepościelicie swoje łóżka i udacie się do łazni.Tam wykąpiecie się, uczeszecie,ogolicie, po czym oddacie ręcznik słudze, który wymieni go na czysty.Następniewrócicie tutaj.Wasze ubranie, złożone poprzedniego wieczoru, będzie czekało wskrzyni.Ubierzecie się, po czym odłożycie zabrane ze skrzyni przedmioty tak,jak leżą teraz.Jeśli któryś znajdzie się na innym miejscu niż trzeba, dostanieciepięć batów.Jeśli któryś się zgubi, dostaniecie dwadzieścia batów.Czy to jasne?- Tak, bracie.- Nie wolno wam usiąść na łóżku, zanim nie zmówicie wieczornejmodlitwy.Możecie siedzieć przed snem przez godzinę.Jeśli usiądziecie przedwieczorną modlitwą, dostaniecie pięć batów.- Powiódł wzrokiem po chłopcach.- A teraz idzcie do rektora, który udzieli wam dalszych wskazówek.Jego biuromieści się naprzeciw wejścia.Zane zmitrężył chwilę, wpatrując się we wnętrze skrzyni, po czym dopieroopuścił wieko.Gdy odwracał się do odejścia, brat Stephen zapytał:- Który z was pobił Servana? Jommy powiedział z żalem:- Ja, bracie.Brat Stephen przyglądał mu się dłuższą chwilę, wreszcie mruknął hmm",obrócił się na pięcie i zostawił ich samych.Kiedy wychodzili z internatu, Tadzapytał:- Zane, na co się tak gapiłeś?- Próbowałem zapamiętać, jak co leży.Ani mi się śni zbierać baty.- Do wszystkiego można się przyzwyczaić - rzekł Jommy.- Ale wieczorembędziesz miał całą godzinę, żeby przyglądać się skrzyni do woli.- No tak przyznał Zane bez entuzjazmu.Równocześnie zaczęli się zastanawiać, w co też wpakował ich Caleb.ROZDZIAA DZIESITYCzystkaValko przygotował się na przemoc.Wojownik, który stał przed nim, był stary, z bliznami wyglądającymi jakodznaki honorowe, lecz o postawie wskazującej, że w żadnym razie nie jeststarcem czekającym, by syn wysłał go do Mrocznego Boga.Widać było, że mado stoczenia jeszcze wiele walk.Znajdował się pośrodku dużej sali, bardzo przypominającej arenę w SaliPrób na zamku ojca Valko, lecz znacznie większej.Tutaj zmieściłoby się nagaleriach pięciuset jezdzców, a równocześnie mogłoby się toczyć ponad dziesięćpojedynków.Valko rzucił spojrzenie na prawo i lewo i dostrzegł, że faktycznieinni młodzi Dasati szykują się do walki.Stary wojownik miał na sobie zbroję jezdzców Bicza, prawie się nieróżniącą od tych noszonych przez Sadharynów: ciemnoszary hełm bez zasłony,napierśnik, naramienniki i nagolenice, choć zamiast wysokiego pióropuszaszczyt jego hełmu zdobił szpikulec z przytwierdzonymi dwiema długimiwstążkami krwisto-pomarańczowej barwy.Kiedy przemówił, głos miał władczy,mimo że go nie podniósł.- Umrzecie.- Paru młodzików zesztywniało, a ten i ów zacisnął dłoń narękojeści miecza.- Ale nie dzisiaj.Przeszedł wolno przed szesnastoma młodymi wojownikami stojącymipółkolem, kolejno patrząc każdemu w oczy i mówiąc:- Jesteście tutaj, ponieważ przetrwaliście pierwszą próbę.Przetrwanie jestdobre.Nie można służyć TeKaranie, będąc martwym.Nie można spłodzićsilnych synów i bystrych córek, będąc martwym.A wam są potrzebni silnisynowie, którzy pewnego dnia staną w tym samym miejscu, oraz bystre córki,które będą ukrywać waszych wnuków do czasu próby.Taka jest tradycjaDasatich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]