[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co do Smythe'a nie miał złudzeń.Gdyby ich złapał, toby ichna pewno zabił, musieli być pewni, że uda im się dobrze przed nimschować, zanim uciekną.- Na dzisiaj koniec.Macie listę na jutro? - spytał stangreta.Mężczyzna skinął głową.- Muszę to z wami dokładnie omówić.- Pokazał głową powóz.-Wskakuj, pojedziemy gdzieś, gdzie uda się nam wreszcie spokojnieporozmawiać.Smythe zagonił chłopców do środka.- Wsiadać.Jemmie usadowił się w kącie, Dick na siedzeniu na wprostprzyjaciela.Powóz zaturkotał po bruku.Jechali wolno, jakby koniom nie spieszyło się do domu.Zostawiliza sobą okradziony dom, a potem otoczył ich długi szpaler drzew,pogrążając powóz w jeszcze większym mroku.Nieco dalej powóz zwolnił jeszcze bardziej i w końcu sięzatrzymał.Smythe sięgnął do klamki i już miał otworzyć drzwiczki,gdy jego wzrok spoczął na chłopcach.- Zostańcie - warknął i wyskoczył na ulicę.Chłopcy popatrzylipo sobie znacząco i wyjrzeli przez okienko.Powóz zatrzymał się poddrzewami odgradzającymi ulicę od otwartej przestrzeni.Najgorsząmgłę zostawili już za sobą, księżyc świecił jasno - nie mieli szans, bysię gdziekolwiek ukryć.Ulicznicy wychowani w ochronce odczuwalinaturalny strach przed taką scenerią.Gdyby teraz wyskoczyli zpowozu, Smythe natychmiast by ich usłyszał i złapał.Jemmie popatrzył na Dicka i znacząco pokręcił głową.Przezdrugie okno dorożki widzieli głowy rozmawiających mężczyzn.Pogrążeni w dyskusji, odeszli nieco od powozu i - niskopochyleni - omawiali plan na kolejny dzień.Jemmie znów zerknął na kolegę, ześliznął się bezszelestnie zsiedzenia i przykucnął przy drzwiach.W chwilę później dołączył doniego Dick.Słyszeli teraz wyraźnie, o czym mówią mężczyźni.Ten zwyższych sfer tłumaczył Smythe'owi, gdzie szukać rzeźby.Zrozmowy wynikało wyraźnie, że zamierzają obrabować kolejne czterydomy.W pewnym momencie Dick popatrzył z przerażeniem naJemmiego.- Jeszcze cztery? - spytał niemal bezgłośnie.Jemmie przytaknąłbez słowa.- A co z policją? - spytał Smythe.Ten drugi mówił ciszej i znacznie łagodniej.Nie słyszeliwszystkiego.- Jeśli którakolwiek z dzisiejszych kradzieży się wyda, na ulicęwyjdzie z pewnością więcej patroli.Wiem jednak, gdzie dokładniebędą krążyć, i dołożę starań, żeby łapsy nie zbliżyły się nawet dodomów z naszej listy.Nie martw się.Macie wolną rękę.I jak jużmówiłem, ci, których nasze poczynania interesują najbardziej, będąmieli na głowie inne sprawy.Mężczyzna wysłuchał spokojnie burkliwej odpowiedzi Smythe'a.- Jeśli przeprowadzisz akcję zgodnie z planem, wszystko się uda.Do Smythe'a dotarła natychmiast kategoryczna nuta w jegogłosie.Chłopcy popatrzyli na siebie z przerażeniem i skulili się znowuna swoich miejscach.- Chodźcie, idziemy - mruknął Smythe i przyczepił rzemyki zpętelką do ich spodni.Ruszyli.Żaden z nich nie okazał się na tyle nierozsądny, bypopatrzeć na powóz.Powlekli tylko się ponuro w chłodną noc.- Nie wierzę! - Stokes chodził tam i z powrotem po swoimgabinecie w Scotland Yardzie.Barnaby opierał się o biurko i patrzył na przyjaciela.W drzwiachmajaczył sierżant Miller.- Nie ma sposobu, by ustalić, kogo jeszcze okradli - Stokes uniósłbezradnie ręce.- Do diabła! Trudno będzie nawet udowodnić, że wogóle kogokolwiek okradziono! - Podszedł do drzwi.- Nawet jeślisłużący wykryją braki.Barnaby uniósł lekko brwi.- Ten stary dozorca jest pewien, że waza stała dokładnie tam?Miller skinął głową.- Ale - syknął jadowicie Stokes - nie może stwierdzić z niezbitąpewnością, że jego pan jej na przykład nie sprzedał.On przecież zdajesobie sprawę z wartości tego cacka, więc dopuszcza każdą możliwość.Dlatego, zanim zaczniemy szukać złodzieja, musimy to najpierwwyjaśnić z markizem.A on aktualnie przebywa w Szkocji, napolowaniu.Stokes wciągnął powietrze, próbując powstrzymać wściekłość.- Zanim się z nim skontaktujemy, minie parę dni, może nawettydzień - podsumował Barnaby.Stokes skinął głową z kamienną miną.- A im później, tym trudniej będzie odzyskać łupy.Prawda jesttaka, że gdyby dozorca nie pracował wcześniej jako kamerdyner, wogóle niczego by nie zauważył.Markiz wróciłby spokojnie do domuw lutym albo w marcu i odkryłby kradzież.Barnaby podszedł do jednego z krzeseł stojących na wprostbiurka i popatrzył na Millera.- Dozorca nie zauważył niczego, co moglibyśmy wykorzystać?Miller pokręcił głową.- On mieszka raczej w piwnicy niż na strychu, dlatego w ogólecoś dostrzegł.Jest stary i kiepsko sypia.Usłyszał nad sobą kroki, więcposzedł na górę zobaczyć, co się dzieje.Niczego nie brakowało, mimoto postanowił sprawdzić okna.Jedno było otwarte, choć on jestpewien, że je zamknął.Nie zmartwił się specjalnie, bo przecież woknie są kraty.Zamknął je po prostu z powrotem i wrócił do łóżka.Dziś jednak odniósł wrażenie, że coś jest nie tak.Dopiero po dłuższejchwili zauważył brak chińskiej wazy, która powinna stać tak jakdawniej na swoim miejscu.Stokes jęknął cicho i wbił wzrok w biurko.- Czy komendant wysłał już list do markiza?- Chyba wciąż jeszcze pisze - odparł cicho Miller.Stokes westchnął ciężko.- Idź i przypilnuj, żeby to natychmiast wysłali.Musimy zrobićchoć tyle.Miller posłusznie wyszedł.- Rozumiem, że wasi przełożeni nie przyjęli do wiadomościfaktów i nie wierzą, że tuż pod waszym nosem dokonano właśnie seriiwłamań?- Nie chcą w to wierzyć - mruknął Stokes.- Są bardzoprzestraszeni i nie wiedzą, co robić.Prawda jest jednak taka, żeniewiele mamy tu do roboty.Możemy tylko zalać Mayfair patrolamipolicji, co jest nie tylko niepraktyczne, ale również groźne, gdyżnatychmiast wzbudzi panikę.- Popatrzył przyjacielowi w oczy.-Policji zagraża prawdziwa klęska polityczna.Nie musiał rozwijać tematu.Barnaby dostrzegał wszelkiekonsekwencje tego, co się właśnie stało jeszcze wyraźniej.W świetleostatnich wydarzeń policja jawiła się jako banda kompletnychgłupców niezdolnych nawet do tego, by ochronić majątek bogatychlondyńczyków przed sprytnym złodziejem.Z uwagi na panującyobecnie klimat polityczny absolutnie nie mogli sobie na to pozwolić.- Musimy coś wymyślić - powiedział cicho.* * * * *Otulona peleryną Penelope wspięła się na schody domuBarnaby'ego.Powóz jej brata stał na ulicy, choć nakazała stangretowinatychmiastowy powrót.Poczciwiec czekał jednak wyraźnie, ażbezpiecznie wejdzie do środka.Drzwi otworzył Mostyn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]