[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wprawdzie Posłaniec,ustawiony na szczycie barbakanu, zdołał posłać kilka głazów w kierunku tego nowegoszańca, lecz był w stanie oddać jedynie trzy strzały dziennie, zaś pomiędzy kolejnymiwystrzałami Francuzi na bieżąco reperowali uszkodzenia.Nowy mur obronny wzniesionyzostał z ciosanego kamienia, krokwi dachowych i wiklinowych koszów wypełnionych ziemiąi gruzem.Za nim czekali zaś kusznicy i kiedy tylko angielscy zbrojni przedarli się poprzezruiny zachodniej bramy, powitał ich grad bełtów.Aucznicy natychmiast odpowiedzieli ogniem, lecz Francuzi tym razem wykazali się sprytem.W nowym szańcu pozostawiono niewielkie szczeliny i otwory, przez które kusznicymogli bezpiecznie strzelać, nie obawiając się przy tym większości angielskich pocisków.Hook, przycupnąwszy pośród ruin zachodniej bramy, stwierdził, że na każdego strzelającegokusznika przypadało trzech lub czterech innych, którzy naciągali w tym czasie swe kusze,przez co grad bełtów nie ustawał ani na chwilę.Większość kuszników miała szczęście, jeśliudało im się oddać dwa strzały na minutę, lecz bełty ze strzelnic w murze świstały zeznacznie większą częstotliwością, a z wysokich okien na wpół zrujnowanych domów pozaszańcem spadało na nacierających Anglików jeszcze więcej pocisków.Hook zdawał sobiesprawę, że w ten właśnie sposób winno być bronione Soissons. Będziemy musieli podciągnąć tutaj armatę  burknął sir John, skulony nieopodalpośród gruzów obronnego muru.Zamiast jednak na to zaczekać, poprowadził szturm nabarykadę, krzyknąwszy wpierw na swych łuczników, by zasypali ją strzałami.Ci wykonaliwprawdzie rozkaz, lecz nadal nie ustawał grad bełtów, które nawet jeśli nie zdołały przebićpancerza, powalały człowieka na ziemię samym swym impetem.Kiedy w końcu pół tuzinazbrojnych dotarło do szańca i usiłowało zburzyć barykadę z drewnianych bali i ciosanegokamienia, ponad jej krawędzią przechylono nagle wielki kocioł i na napastników popłynąłstrumień wrzącego rybiego oleju.Zawrócili więc, utykając i sapiąc z bólu od oparzeń, a sirJohn, w zbroi śliskiej od oleju, wrócił wraz z nimi i osunął się na ziemię pośród ruin bramy,gdzie zaczął wyrzucać z siebie istny potok bezsilnych przekleństw.Francuzi tryumfowali.Buńczucznie powiewali sztandarami ponad krawędzią swego nowego, niewysokiego szańca,za którym nieustannie unosiła się chmura rzadkiego dymu, niczym zapowiedz, że kolejnyatak przywitany zostanie jeszcze większą ilością wrzącego oleju.Angielskie katapultyusiłowały co prawda miotać wielkie głazy na nową barykadę, lecz większość pociskówprzelatywała za daleko, spadając z łoskotem pośród i tak zrujnowanych już domów.Słońce wspięło się wyżej.Pod koniec lata powróciły upały i zarówno napastnicy, jak iobrońcy smażyli się niemiłosiernie w swych pancerzach.Paziowie i giermkowie donosiliwalczącym wodę i piwo.Zbrojni, odpoczywający pośród ruin zachodniej bramy,pozdejmowali hełmy.Mokre włosy kleiły im się do czaszek, a po twarzach spływał im gęstypot.Aucznicy kryli się pomiędzy wielkimi głazami, od czasu do czasu posyłając kuFrancuzom strzałę, jeśli któryś z nich pokazał się ponad barykadą, lecz przez dłuższy czasobie strony nie strzelały, a jedynie wyczekiwały na dogodny cel. Aotry!  burknął sir John i splunął w kierunku nieprzyjaciela.Nagle Hook spostrzegł, że dwóch obrońców usiłuje zdjąć wypełniony ziemią kosz zgórnej części nowej barykady.Uniósł się nieco i posłał ku nim strzałę.To samo zrobiło zresztą bodaj tuzin innych łuczników.Dwaj Francuzi, przeszyci wieloma pociskami, osunęlisię w tył, pociągając jednak za sobą wielki kosz, za którym Nick ujrzał paszczę niskiej iprzysadzistej armaty i zdążył tylko przywrzeć płasko do ziemi pośród ruin bramy, nim rozległsię huk wystrzału.Powietrze napełnił świst i wrzask, odłamki kamieni pomknęły poprzezkłęby dymu, a jakiś człowiek wydał z siebie straszliwy, przeciągły krzyk, który przeszedł wpłaczliwy pisk, gdy francuską barykadę przesłonił obłok gęstego dymu. O mój Boże!  krzyknął William z Doliny. Jesteś ranny, Will? Nie.Po prostu mam już dosyć tego miejsca.Francuzi załadowali swą armatę mnóstwem niewielkich kamieni, które solidniepokiereszowały napastników.Nieopodal leżał martwy jeden ze zbrojnych, z niedużymotworem w górnej części hełmu.Jakiś łucznik podążał chwiejnym krokiem w kierunkubarbakanu, jedną ręką trzymając się za pusty i krwawiący oczodół. Wszyscy tu zginiemy  rzekł Will. Nie!  odparł z zapałem Hook, choć sam nie wierzył w to, co mówi.Armatni dymrozwiał się z wolna i Nick spostrzegł, że wypełniony ziemią kosz tkwi już z powrotem naswoim miejscu. Dranie!  powtórzył znowu sir John i splunął. Nie dajemy za wygraną!  wołał donośnym głosem król.Chciał zgromadzić wielkąmasę zbrojnych i spróbować sforsować barykadę dzięki samej przewadze liczebnej.Jegoludzie nieśli już stosowne rozkazy Anglikom rozproszonym pośród ruin starego muruobronnego. Aucznicy na skrzydła!  zawołał ktoś. Na skrzydła!Jakiś francuski trębacz zaczął grać krótką, przejmującą melodię.Składała się ona zzaledwie trzech tonów, na przemian wznoszących się i opadających, i powtarzających się wkółko.Było w niej coś szyderczego i wyzywającego. Zabić drania!  krzyknął sir John, lecz trębacz ukrył się za barykadą. No, dalej!  wrzasnął król.Hook wziął głęboki wdech, po czym rzucił się w swoją prawą stronę.Od stronyfrancuskich umocnień nie pomknął w jego stronę ani jeden bełt. Garnizon czeka na naszatak  pomyślał Nick.Być może Francuzom kończyły się bełty, więc oszczędzali te, którejeszcze im zostały, aby mieć czym przywitać kolejny szturm [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire