[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ulegając swojej pasji kupowania antyków, uradował odwie-dzinami kilku właścicieli sklepów ze starociami.W końcu za-trzymał się dłu\ej w antykwariacie o zaskakująco prostej na-zwie: WCZORAJ.Obejrzał sporo rzezb, lamp, ró\nego rodzajuprzyborów i bi\uterii.Ciekawostkę stanowiły stojące rzędemtrzy zasłonięte budki, w których klienci mogli sobie zafundo-wać wró\enie z kart tarota.Pierwszą rzeczą, którą Declan powa\nie się zainteresował,był pierścionek.Rubin czerwony jak krew i lodowato białybrylant tworzyły złączone ze sobą połówki serca umieszczone-go na platynowej obrączce.W tej chwili, gdy wziął pierścionekdo ręki, ju\ wiedział, \e chce go dla Leny.Mo\liwe, \e głupotąbyło kupować pierścionek zaręczynowy właśnie teraz, gdy ichwzajemne stosunki jeszcze się nie wykrystalizowały.Niepo-trzebną brawurą mo\na by te\ nazwać fakt, \e kupił pierścio-nek od razu, zanim obejrzał inne.Miał jednak głębokie przeko-nanie, \e właśnie ten chciałby wło\yć Lenie na palec.Pocie-szał się myślą, \e skoro mę\czyzna mo\e kupić dom podwpływem chwilowego kaprysu, to nie ma powodu, by niemógł w podobnych okolicznościach nabyć pierścionka.220- Biorę go - zdecydował.- Jest piękny - pochwaliła właścicielka sklepu.- Ta pani,dla której jest przeznaczony, ma szczęście.- Właśnie robię wszystko, by ją o tym przekonać.- Polecam te\ panu bardzo ładne kolczyki, które świetniepasują do tego pierścionka.Czy pan się orientuje, jaki kamieńjest symbolicznie związany z miesiącem urodzenia tej pani?Czy jest nim właśnie rubin? - Pokazała parę kolczyków z wi-siorkami z rubinowych serduszek i brylantów.- Nie wiem, jaki to kamień - odparł.Znał jednak datę uro-dzenia Leny.Zdobył ją od Odette, aby mieć pewność, \e niezapomni o urodzinach jej wnuczki.- Miesiąc, o jaki pani pyta,to lipiec.- Jeśli lipiec - ucieszyła się - to właśnie rubin jest odpo-wiednim kamieniem.- Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! -dodała.- śartuje pani - zaśmiał się.Ale gdy znowu spojrzał napierścionek, poczuł małe mrowienie na grzbiecie.Pewne rze-czy są mi widać przypisane.- powiedział sobie w duchu.Wziął do ręki kolczyki i oczami wyobrazni zobaczył je na Le-nie.Sprzedawczyni zaś mogła w swojej wyobrazni ujrzeć najego czole napis: TEN KLIENT KUPUJE POD WPAYWEMIMPULSU.Declan pochylił się nad kontuarem i spróbował swoją jan-keską zręczność w targowaniu się przeciwstawić typowo połu-dniowej umiejętności przebijania cen w handlu końmi.Do-myślił się, \e osiągnął przyzwoite warunki transakcji, bo sprze-dawczyni zachowała uśmiech na twarzy, choć nie był ju\ takiolśniewający jak przedtem.- Czy coś jeszcze panu pokazać? - spytała.- Nie, muszę ju\ iść.Jestem chyba trochę.- I przerwał,gdy, patrząc na zegarek, stwierdził, \e ten znowu zatrzymał sięna dwunastej.- Wie pani, przydałby mi się zegarek, ale kie-szonkowy.Mój stary zegarek coraz częściej mnie zawodzi,pewnie uderzyłem nim o coś, bo wykonuję teraz sporo pracciesielskich.- Mamy wspaniałe zegarki kieszonkowe z łańcuszkami.I powiem panu, \e stare chronometry o wiele bardziej pobu-dzaj ą wyobraznię.221Zaprowadziła go do oszklonej szafki, a potem wyjęła szufla-dę i postawiła na ladzie.- Zegarki takie jak te - zaczęła - to coś więcej ni\ tylkoprzyrządy do mierzenia czasu; ka\dy z nich ma swoją historię.Ten na przykład.- Nie! - krzyknął.Wzrok mu się zaćmił.Rozmowy klien-tów i głosy ludzi słyszał jak odległy szum.Jednak jakaś cząst-ka jego osobowości pozostała wystarczająco przytomna, byzrozumieć, \e dzieje się z nim coś dziwnego.Miał wra\eniejakby dusza oddalała się od ciała.Próbował ją powstrzymać,zawrócić, ale jedyne, co widział, to własną dłoń wyciągniętąpo złoty zegarek z łańcuszkiem.Głos sprzedawczyni unosił sięgdzieś w oddali, na granicy jego świadomości.Nagle usłyszałgłos, który przebił inne: był czysty jak dzwon, kobiecy, młody,podniecony.Kupuję ten zegarek.To dla mę\a na urodziny.Jego jest ju\zniszczony.Pragnę dać mu coś specjalnego.Ten jest takiładny.Czy mo\na prosić o wygrawerowanie napisu?Wiedział dokładnie, co zobaczy, zanim jeszcze odwrócił ze-garek i przeczytał na odwrocie:Lucianowi od jego Abby dla uczczenia naszego \ycia razem.4 kwietnia 1899- Proszę pana, proszę pana! - usłyszał.- Czy pan się do-brze czuje? Mo\e podać wody? Strasznie pan zbladł.- Co takiego?- Mo\e przyniosę panu wody? Nie chciałby pan usiąść?- Nie! - Zamknął dłoń, w której trzymał zegarek, i poczuł,\e jego dziwny stan ju\ ustępuje.- Nie, dziękuję! Nic mi niejest.Kupię u pani jeszcze ten zegarek.Gdy wchodził do biura Remy'ego, wcią\ jeszcze był ogrom-nie wzburzony.Miał nadzieję, \e jeśli spędzi jakiś czas w rze-czowej atmosferze handlowej dzielnicy, w klimacie prawa, prę-dzej będzie się mógł uspokoić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]