[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kontrolowane zwycięstwo nad Carlem i Carisse.Choć raz po-wiedziałam dokładnie to, co chciałam wyrazić.- Nie rozumiem - mówi.Wzruszam ramionami i pozostawiam jego pytanie bez odpowiedzi.Podekscytowana, zdaję sobiesprawę, że nie muszę rozmawiać z Carlem.Podlizywanie mu się nie przyniesie mi już żadnych korzyści.- Trzymaj się, Carl - mówię i odchodzę.Przechadzam się po pokoju konferencyjnym i stwierdzam, że przyjęcie na moją cześć było mniejkłopotliwe, niż się spodziewałam.Zaliczyłam banalne i niezręczne słowa pożegnania.Mam już za sobązastanawianie się, czy tylko uścisnąć rękę, czy przytulić się, udawać, że będę utrzymywać kontakty.Więk-szość czasu spędzam na rozmowach z ludzmi, których lubię i będę za nimi tęsknić.Moją ulubioną koleżanką jest czarnoskóra lesbijka Miranda Washington, pełnomocnik procesowy.W jej obecności menedżerowie zajmujący się zasobami ludzkimi w APT doznają orgazmu.Zatrudniając ją,firma może się pochwalić w swoich broszurach wieloaspektowym partnerstwem.Mamy czarnych prawni-ków! Gejów! Kobiety są u nas prawnikami!Początkowo szefowie nie wiedzieli, jakie stanowisko jej powierzyć.W końcu, kierując się jak zwy-kle własnym interesem, wykorzystali kontakty biznesowe Mirandy z czasów, kiedy pracowała na WallStreet.- Doug powiedział mi, że wkopałaś Carla.Jestem z ciebie dumna.Wreszcie ktoś przemówił -stwierdza Miranda.- Dzięki - mówię i patrzę na jej stopy w różowych tenisówkach, które założyła do tradycyjnego gar-nituru w prążki.- Nie jestem pewna, czy go wkopałam.Nie musiałam walczyć.Rozumiesz, co mam namyśli?- Nieprawda.Różnica między mną i tobą jest taka, że ty zostałaś wysłuchana w związku z tym dup-kiem, który tutaj stoi.Mam nadzieję, że ta sprawa będzie oficjalnie podniesiona na najbliższym zebraniuudziałowców.Od lat próbowałam to zrobić, ale nikt mnie nie słuchał.Dzięki.Obie patrzymy na Carla.Obejmuje Carisse i mówi coś do niej przyciszonym głosem.Wyglądają,jakby mieli zaraz ruszyć do walca.Przez chwilę żal mi jej.Współczuję im obojgu.- Mogę ci zadać pytanie?- Wal - odpowiadam.- Dlaczego przyszłaś tu do pracy?- Nie wiem.Miałam do spłacenia pożyczkę studencką, ale to nie jest cała prawda.- A jaka jest cała prawda?- Brak wyobrazni.Starałam się o pracę w dużej firmie, bo wszyscy tak robili.Wiem, że zabrzmi tożenująco naiwnie, ale chciałam zmienić świat.Myślałam nawet, że to jest możliwe.- Wyglądasz na społecznika.- Dzięki.RLT- Może nadszedł czas, żeby.- Co? Zmieniać świat? Daj spokój.- Serio.Jeśli dowiem się, że wzięłaś taką samą robotę, tylko w firmie po drugiej stronie ulicy, sko-pię ci tyłek.Rób coś sensownego.Zmieniaj świat.Dlaczego nie miałabyś być jedną z tych osób, które torobią?- Nie wiem - odpowiadam.- W porządku, nie zmieniaj całego świata, bo to ciężka robota.Ale co powiesz na jego mały skra-wek? Obiecujesz? - Przerywa i podnosi mały palec.- Obiecaj, że przynajmniej spróbujesz.- Dobrze - zgadzam się - spróbuję.Przyrzekam na jej różowe tenisówki.Kilka godzin pózniej żegnam się z Kate i Masonem.Pożegnanie jak na lotnisku - leją się łzy, przy-tulamy się do siebie i dramatycznie pociągamy nosami.Czuję się głupio, odkąd wiem, że i tak zobaczymysię w przyszłym tygodniu, ale nic na to nie poradzę.Coś się kończy w życiu nas trojga.Powinnam już iść,ale smutno mi, że muszę ich opuścić, jakbym żegnała się z kumplami z wojny.Razem byliśmy w okopach,przypalaliśmy sobie papierosa i osłaniali się przed ogniem wroga.Wychodzę z biura z pudłami pod pachą.Mam wrażenie, że wyglądam, jakby mnie wylano.Jest cośponiżającego w tekturowych pudłach z wystającymi z nich moimi prywatnymi rzeczami.Zbiera mi się napłacz.Koledzy wracają do pracy.Mam ochotę wykrzyczeć, że sama odeszłam, ogłosić to z ulgą, ale było-by to dziwaczne.Trzymam głowę wysoko, jak to tylko możliwe, idę dumnie wyprostowana i wkraczam dowindy z dostojeństwem.Przy bramce widzę Marge w jej niebieskim uniformie.Chciałabym, żeby mi pogratulowała, życzyłapowodzenia, pożegnała się ze mną, ale wiem, że oczekuję zbyt wiele.Słyszę trzask bramki za sobą - nawskazniku pojawia się kolejna cyfra.Kolejna bezimienna osoba opuściła budynek.- Do widzenia, Marge - mówię, przechodząc obok niej.Może z powodu tych pudeł, wskazujących na to, że to mój ostatni dzień pracy w firmie, Marge wy-gląda na przejętą.- Do widzenia - odpowiada.Mimo wszystko jej akcent jest brytyjski, choć nie taki elegancki, jak sobie wyobrażałam.Patrzę nanią zszokowana i radość gości na mojej twarzy: Marge przemówiła! Naprawdę odezwała się do mnie.Pa-trzy mi w oczy, ale się nie uśmiecha.W zamyśleniu lustruje kobietę z tekturowymi pudłami pod pachą.I nagle puszcza do mnie oko.RLT19Czuję się dziwnie.Siedzę w piżamie w paski, palce mam lepkie od dżemu i strzepuję z piersi okru-chy tostów.Sytuacja, która w zeszłym tygodniu wydawałaby się zabawna, jak z powieści, czymś, na coczekałam, dzisiaj jest żałosna.Zastanawiam się, co się ze mną dzieje.Mam przed sobą cały dzień i niewiem, co ze sobą począć.Postanowiłam dać sobie dwa tygodnie wolności, zanim zacznę rozglądać się za nową robotą, i wtym czasie poukładać myśli.Jest poniedziałkowy poranek.Nie poszłam do firmy, w telewizji nadają tylkotelenowele i lokalne programy informacyjne, wszyscy moi znajomi są w pracy, a ja nie mam zielonegopojęcia, co to właściwie znaczy poukładać myśli".Zastanawiam się, czyby nie zażyć trochę ruchu, zobaczyć, czy nogi nadal są sprawne, ale nie chcemi się przebierać w strój do joggingu.Spociłabym się, musiałabym wziąć prysznic.Mówiąc szczerze,jestem do niczego.Leżę na kanapie, z nogami opartymi na poduszkach.Skaczę po kanałach telewizyjnychi bezmyślnie gapię się w ekran.Tak się odpoczywa - powtarzam sobie.Tkwię nieruchomo, z pilotem wręku - stan przypominający katatonię.Nie wiem, o co chodzi w telenowelach, ale namiętnie je oglądam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]